
Bliskowschodnia wiara w jedynego Boga to córka największej rewolucji w historii religii. I choć od czasu tamtego przewrotu świat zmienił się nie do poznania, to biblijny Bóg wciąż przypomina starożytnego despotę.
W 1883 r. w czasopiśmie „Journal of the Anthropological Institute” ukazał się artykuł, który wstrząsnął ówczesnym środowiskiem naukowym. Autorem był misjonarz Alfred W. Howitt. Opisał on wierzenia południowo-wschodnich Aborygenów. Według jego świadectwa australijskie plemiona wierzyły w Istotę Najwyższą o cechach ojca i władcy świata. Rewelacja ta budziła zdumienie, gdyż wywracała do góry nogami XIX-wieczny sposób myślenia o religii.
Zgodnie ze schematem opracowanym przez antropologa Edwarda B. Tylora – od dawna przestarzałym, ale wciąż kuszącym dla niektórych amatorów i amatorek historii religii – religia zaczyna się od animizmu, czyli wiary w duchy. Następnie przechodzi w politeizm, by przerodzić się w monoteizm. Wraz z kolejnymi doniesieniami o kulcie Istoty Najwyższej wśród kultur niepiśmiennych tę ewolucyjną teorię poddano krytyce, co doprowadziło do powstania nowej, odwrotnej koncepcji, jaką jest teoria pierwotnego monoteizmu.
Jej głównym propagatorem był Wilhelm Schmidt. W wielotomowych, erudycyjnych dziełach badacz, posiłkując się niezliczonymi relacjami etnografów i racjami językoznawczymi, argumentował za istnieniem prehistorycznej prakultury, która czciła Istotę Najwyższą. Bóstwo to miało stworzyć świat oraz ustalić jego prawa i reguły moralne. W czasach Schmidta zakładano, że im kultura „prymitywniejsza”, tym starsze przechowuje zwyczaje. A skoro w Istotę Najwyższą wierzyły „prymitywne” plemiona łowiecko-zbierackie Afryki i Australii, to wywnioskowano, że korzenie tego kultu sięgały paleolitu. W przeciwieństwie do wcześniejszych teoretyków Schmidt twierdził, że wszelkie inne formy religii, takie jak animizm czy politeizm, są jedynie późniejszymi, w dodatku zdegenerowanymi wariantami monoteistycznej prareligii.
Niektórzy krytycy dopatrywali się w tej teorii wyłącznie próby etnologicznego uzasadnienia dla katolicyzmu i prawdy biblijnej. Schmidt był wszak zakonnikiem werbistą. Oddając sprawiedliwość badaczowi, trzeba zauważyć, że nie jest to do końca słuszna krytyka, bo nawet