Była 22.17 polskiego czasu, gdy na powierzchni Księżyca pojawił się niepozorny, wręcz lichy lądownik przybyszów z Błękitnej Planety. Kilka godzin później wydobył się z niego dumny przedstawiciel homo sapiens: Amerykanin Neil Armstrong. „That’s one small step for a man, one giant leap for mankind”, czyli „To mały krok dla człowieka, lecz dla ludzkości ogromny skok” – takie słowa wypowiedział, gdy jako pierwszy człowiek postawił stopę na Księżycu.
Była noc z niedzieli na poniedziałek, jednak spośród Ziemian obserwujących to lądowanie na ekranach swoich telewizorów niewielu myślało o obowiązkach czekających ich w nowym tygodniu pracy. Także nad Wisłą, w PRL-u. Tym bardziej, że trwały tam przygotowania do hucznych obchodów tzw. Narodowego Święta Odrodzenia Polski, czyli – jak mówili rodacy w skrócie – „święta Dwudziestego Drugiego Lipca”. Kosmiczna atrakcja w telewizji była więc godnym ukoronowaniem mijającego weekendu i wstępem do kolejnego świętowania. Przynajmniej dla tych 4 mln gospodarstw w Polsce, które dysponowały wówczas telewizorem, ewentualnie dla tych rodaków, którzy nocą wprosili się do znajomych na księżycową transmisję. Na transmisję, jakiej chyba sobie nie wyobrażał polski pionier telewizji Julian Ochorowicz, gdy w latach 70. XIX w. przewidywał powstanie „przyrządu telegraficznego do widzenia z odległości”, który nazwał telefotonem i telefotoskopem.
Polityka, wiara i propaganda
Relacją z historycznego wydarzenia na Srebrnym Globie z 1969 r. do dziś chwali się Telewizja Polska:
„Jak oszacowano, przed odbiornikami zasiadło wówczas ponad 600 milionów widzów na całym świecie. Wśród nich, jako jedyni w bloku komunistycznym, znaleźli się również mieszkańcy Polski” – można przeczytać na łamach internetowego Tygodnika TVP.
Co więcej, dowiadujemy się stamtąd, że decyzja o transmisji zapadła na najwyższym szczeblu. I władze w Warszawie miały z tego powodu nieprzyjemności ze strony Moskwy: „Decyzję w sprawie transmisji podjął osobiście Władysław Gomułka, za co oberwało mu się od samego Leonida Breżniewa, który przybył do Warszawy na uroczystości z okazji powstania PRL. Uważa się, że to właśnie ze względu na zbliżające się święto pierwszy sekretarz PZPR chciał jakoś urozmaicić program w telewizji i przy okazji pokazać, że w kosmosie wcale nie ma Boga. Tymczasem pokazał, jak USA wyprzedziły ZSRR w kosmicznym wyścigu”.
Czy Polacy przed ekranami też tak to odebrali? Zapewne wielu z nich miało podobne refleksje. Przeważało jednak poczucie, że dzieje się coś niezwykłego. Czasem pojawiało się niedowierzanie. „Szachrują!”, „Bujają!”, „Pic na wodę, fotomontaż!” – można było usłyszeć w niejednym polskim domu. Ludziom siedzącym przed prymitywnymi (a zarazem rzadkimi i drogimi) czarno-białymi odbiornikami marki Wisła czy Belweder, trudno było uwierzyć w ten „ogromny skok dla ludzkości”. Lecz skoro Rosjanie wystrzelili na orbitę Sputnika i wysłali w kosmos pierwszego człowieka, to może Amerykanom też coś się udało? Wielu ludziom, którzy dorastali w czasach, gdy nawet radio i samochód stanowiły sensację, niełatwo jednak było pojąć, że za ich życia dokonała się taka rewolucja w podróżach i komunikacji.
Kosmiczny spisek
Dzisiaj grono niedowiarków, zamiast się skurczyć… powiększyło się! Ich trzon stanowią ci, którzy sądzą, że całe lądowanie na Księżycu w 1969 r. sfingowano w tajnym amerykańskim studio, pod okiem doświadczonego reżysera. Na przykład Stanleya Kubricka, wsławionego rok wcześniej filmem fantastycznonaukowym 2001: Odyseja kosmiczna.
Jakie są dowody na spisek? Na przykład na żadnej z fotografii ze Srebrnego Globu nie widać gwiazd! Ponadto na filmie z misji można zauważyć, jak amerykańska flaga faluje na wietrze, którego na Księżycu nie powinno przecież być… Lista zarzutów jest długa. Naukowcy wielokrotnie cierpliwie na nie odpowiadali i zbijali argumenty zwolenników teorii spiskowej. Co z tego, nadal ma ona grono zaprzysięgłych zwolenników. Nie przyjmują oni do wiadomości, że Amerykanie jeszcze kilkakrotnie wracali na Srebrny Glob i zostawili na nim nawet łaziki księżycowe Lunar Roving Vehicle, notabene skonstruowane przez polskiego emigranta Mieczysława Bekkera – inżyniera po Politechnice Warszawskiej, który po drugiej wojnie światowej nie wrócił już do ojczyzny i osiadł za Atlantykiem.
Zwolenników teorii spiskowej nie przekonuje nawet fakt, że lądowania Amerykanów na Księżycu nie podważali w roku 1969 sami Sowieci, ich najwięksi rywale. O przygotowaniach do księżycowej misji Apollo 11, jej przebiegu i sukcesie informowały obszernie gazety za żelazną kurtyną. W Polsce pisały: „Ślad człowieka pozostał na Księżycu”, „Armstrong i Aldrin pierwszymi lunonautami”, „Pierwsza podróż człowieka na Księżyc zakończyła się pomyślnie” itp. Gazety nie omieszkały wprawdzie przypominać jednocześnie o obchodach święta Dwudziestego Drugiego Lipca oraz o wizycie w Polsce pierwszej kosmonautki Rosjanki Walentyny Tierieszkowej (zapewne zupełnie przypadkowo zaplanowanej w terminie misji Apollo 11), jednakże osiągnięcia USA nie podważano.
Rocznicowe pytania
Pozostały inne, drobne tajemnice związane z transmisją ze Srebrnego Globu sprzed 50 lat. Internauci zastanawiają się na przykład, co stało się z oryginalnym materiałem nadanym wówczas przez Telewizję Polską? Przepadło w archiwach na Woronicza czy może udałoby się je odnaleźć? Albo czy był ktoś, kto filmował wówczas amatorską kamerą to, co pokazywano na ekranie telewizora? Wszak magnetowidów w polskich domach jeszcze nie było.
Dyskutuje się też, czy faktycznie Polacy jako jedyni w bloku komunistycznym mogli oglądać transmisję z historycznego lądowania. Okazuje się, że relacja pojawiła się również w czechosłowackiej telewizji – aczkolwiek niezapowiedziana i ponoć… nielegalna. Słyszy się bowiem głosy, że sygnał został spiratowany przez miejscową państwową telewizję, a relacja nadana bez wiedzy Wielkiego Brata z Moskwy. Sami mieszkańcy Czechosłowacji, pamiętni interwencji sowieckiej w ich kraju w 1968 r., byli ponoć wyraźnie zadowoleni, że Amerykanom udało się ubiec na Księżycu Rosjan.
To jednak zagadnienia dla pasjonatów. W głowach miliardów z nas rodzą się przy okazji tej rocznicy inne ważne pytania. Czy i kiedy wrócimy na Srebrny Glob? I czy warto w to inwestować, gdy na naszych oczach umiera Ziemia? A może – jak twierdzą niektórzy – właśnie dlatego trzeba myśleć o kosmosie?
ilustracja: Igor Kubik
Podziel się tym tekstem ze znajomymi z zagranicy lub przeczytaj go po angielsku na naszej anglojęzycznej stronie Przekroj.pl/en!