Tuje, wszędzie tuje Tuje, wszędzie tuje
i
zdjęcie: © Friedrich Haag/Wikimedia Commons (CC BY-SA 4.0)
Ziemia

Tuje, wszędzie tuje

Michał Książek
Czyta się 7 minut

Polska tujami stoi. Dziś te charakterystyczne, wiecznie zielone drzewka rosną prawie w co drugim przydomowym ogrodzie i niemal na każdym nowo wybudowanym osiedlu. Zamiast świergotu ptaków i artystycznego nieładu spadających liści wybraliśmy ciszę i porządek.

Być może w miłości do tui uwidacznia się dziś najbardziej charakter narodowy Polek i Polaków, ich psychiczne dyspozycje i wiedza o przyrodzie. Małe i zawsze zielone drzewko o polimerowej powierzchowności może powiedzieć nam więcej o nas samych niż niejedna praca socjologa czy antropologa. Tuja, ulubione drzewo nadwiś­lańskich Słowian, dawnych czcicieli dębów. Drzewko ofiara. Spełnienie marzeń o panowaniu nad dziką przyrodą. Ukojenie lęków? Wentyl naszych frustracji? A na pewno fantazji o czystości doskonałej, którą wpajano nam już w zerówce.

Tuja jest drzewem pierwszego wyboru nowożeńców w nowych domach, seniorów w zadbanych ogrodach i deweloperów na smutnych osiedlach o absurdalnych nazwach. Nie stronią od niej policja, straż pożarna (zarówno ochotnicza, jak i państwowa) oraz Kościół katolicki. Stanowi istotną komponentę krajobrazu Mazowsza, gdzie coraz częściej zastępuje wierzbę,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Terapia biwakowa Terapia biwakowa
i
zdjęcie: Emily Hon/Unsplash
Pogoda ducha

Terapia biwakowa

Jill Neimark

Sądziłam, że spełniam swoje marzenia, tymczasem stawałam się coraz słabsza i bardziej chora. Gdy w końcu wskutek moich dolegliwości musiałam opuścić Manhattan, życie poza cywilizacją przyniosło mi uzdrowienie.

W 1996 r. spełniłam marzenie każdego nowojorskiego pisarza – wynajęłam mieszkanie z dwiema sypialniami i z widokiem na rzekę Hudson w przedwojennej kamienicy z portierem. Zbudowany w 1931 r. gigant mieś­cił blisko 300 apartamentów, a wśród lokatorów nie brakowało znanych artystów. Na północ od budynku biegła kręta aleja, przy której stały przepiękne XIX-wieczne szeregowce. Na zachodzie, wzdłuż rzeki, przez wiele mil ciągnął się pas zieleni. Sama dzielnica Upper West Side była istnym rajem dla smakosza. Myślałam to, co na moim miejscu myślałby każdy oszołomiony swym szczęściem mieszkaniec Nowego Jorku: „Zostanę tu na zawsze. Nie ruszę się, dopóki nie wyniosą mnie stąd nogami do przodu”.

Czytaj dalej