Zwierzęta takie jak my
i
ilustracja: Marek Raczkowski
Wiedza i niewiedza

Zwierzęta takie jak my

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 13 minut

W wierzeniach wielu kultur nie istnieje wyraźna granica między ludźmi a innymi istotami. Skoro religia i filozofia mogą stawać w obronie zwierząt, dlaczego myśl zachodnia od wieków czyni coś zupełnie odwrotnego?

Teoria ewolucji Karola Darwina zniwelowała – przynajmniej w pewnym stopniu – różnice między ludźmi a zwierzętami pozaludzkimi. Współczesna zoologia i etiologia jasno zaś dowodzą, że zwierzęta są inteligentne, mają swój język, budują społeczeństwa, rodziny, lubią się bawić, przeżywają emocje, kontemplują krajobrazy czy zapachy, cierpią. Mimo to wciąż żywe są koncepcje filozoficzno-religijne, wedle których przepaść między nami a innymi istotami jest nieprzekraczalna, my natomiast stanowimy centrum wszechświata. Teorie te usprawiedliwiają wyzyskiwanie innych stworzeń, ich zniewolenie, zjadanie czy wykorzystywanie do eksperymentów.

Nie można nawet powiedzieć, że są to przebrzmiałe, archaiczne koncepcje. Jeśli przyjąć analogię do współczesnych społeczeństw opisywanych przez etnologów, można przypuszczać, że prehistoryczne rozumienie relacji między ludźmi a zwierzętami mogło być bardziej zgodne ze współczesnym stanem badań. 

Wybitny antropolog Philippe Descola w swojej książce Beyond Nature and Culture z 2005 r. opisywał ludność Achuar z lasów Amazonii, która nie dzieli osób na „ludzkie” i „nie ludzkie”. Duchy, rośliny czy zwierzęta są dla niej w zasadzie takimi samymi „osobami” jak ludzie. Nie istnieje wyraźna granica oddzielająca tych ostatnich od innych form życia: każda z wymienionych istot może się ze sobą komunikować (z roślinami przez zaklęcia, sny czy halucynogenne wizje).

U innych społeczności amazońskich można spotkać podobne rozumienie świata przyrody. Ludy Mucuna również postrzegają wszystkie byty jako osoby. Co więcej, przyjmują, że ludzie mogą zmienić się w rośliny lub zwierzęta – i vice versa – oraz że rośliny, a także zwierzęta mają własną kulturę, a nawet ceremonie czy rytuały.

Religia i filozofia mogły stawać w obronie zwierząt; niestety, główny nurt religijności zachodniej nigdy nie nakłaniał do troski czy współczucia wobec nich, przeciwnie – raczej uzasadniał ich instrumentalne traktowanie.

Bracia mniejsi

Język nie jest wolny od ukrytych założeń i ocen, o czym świadczy terminologia stosowana do opisu naszych

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Zwierzęta mówią
i
ilustracja: Marek Raczkowski
Wiedza i niewiedza

Zwierzęta mówią

Tomasz Wiśniewski

Zachodni filozofowie od zawsze mieli swego rodzaju obsesję na punkcie pytania: „Co nas różni od zwierząt?”. Jedną z częstych odpowiedzi była rzekoma wyjątkowość posiadania języka i związanego z nim „rozumu”. Tego rodzaju poglądy, spotykane od Arystotelesa przez Kartezjusza po Heideggera, nie są niewinne: całkiem konkretnie przekładają się na nasz stosunek do zwierząt oraz na ich życie.

W swojej fascynującej książce Eva Meijer, która łączy kompetencje filozoficzne z wnikliwą znajomością najnowszych ustaleń naukowych, uświadamia nam, że na ogół przyjmujemy bardzo wąskie rozumienie języka, redukując go do tego, co sami potrafimy zakomunikować. A także znakomicie ukazuje, że różne definicje języka zostały tak utworzone, by wykluczyć z niego (inne) zwierzęta. Podobne problemy dotyczą wielu popularnych pojęć, takich jak choćby instynkt. Zazwyczaj wiążemy go ze zwierzętami, a jeśli widzimy w sobie zachowania „instynktowne”, uznajemy je za „niższe”. Nasza mowa jest pełna tego rodzaju uprzedzeń. Meijer zadaje sobie trud przebrnięcia przez gąszcz ukrytych antropocentrycznych założeń ludzkiego języka.

Czytaj dalej