
Wychodzimy przed dom, rozglądamy się i widzimy, że „trawa u sąsiada jest bardziej zielona”. Niby nic ważnego, ale ten widok dokucza i nie pozwala cieszyć się własnym trawnikiem. Zazdrość, paskudne uczucie znane od niepamiętnych czasów.
Żyjący w VI w. p.n.e. bajkopisarz Ezop ułożył nawet bajkę o psie, który niosąc w pysku kawał mięsa, przebiegał przez most. Biegnąc, spojrzał w dół i w lustrze wody dostrzegł psa z pięknym mięsem w pysku. Pozazdrościł mu, wypuścił niesione mięso, skoczył do wody i – jak to ujął w swojej wersji ezopowej bajki renesansowy pisarz Biernat z Lublina – „iż tako łakomy był, Cień i mięso społem stracił”.
W szekspirowskim Otellu zazdrość to „zielonooki potwór drwiący ze strawy, którą się żywi” (tłum. Maciej Słomczyński). A według psychoanalityczki Melanie Klein zazdrość jest „uczuciem gniewu o to, że ktoś inny ma i cieszy się czymś pożądanym, i budzi impuls, by mu to odebrać i zepsuć”. Złośliwa zawiść – rozwijają jej myśl współcześni psychoanalitycy Michael oraz Batya Shoshani – to jeden z największych lęków ludzkości, który wyrasta z poczucia, że ktoś ma coś, czego my potrzebujemy, z niemożności zawładnięcia innym, a także z bolesnej świadomości własnych ograniczeń i braków.
Zazdrość to nie chwilowy odruch łakomego zwierzęcia, które siedzi w każdym z nas. To udręka, która ma początek w tym, jak