Niepodlewana od lat rośnie sobie roślinka. I nie jest to przyzwyczajony do długotrwałej suszy sukulent, lecz gatunek jak najbardziej wodolubny. Najmniejszym nawet korzonkiem nie sięga jednak wód podziemnych. Na dodatek umieszczona w zamkniętym naczyniu jest odcięta od dopływu powietrza. I żyje. Na ogół zdrowo.
Zazwyczaj występuje w towarzystwie innych lubiących wilgoć roślin i tworzy modną dekorację wnętrzarską, zwaną lasem w słoiku. Określenie „las” jest na wyrost, bo w słoju, butli albo innym dającym się szczelnie zamknąć szklanym pojemniku nie sadzi się drzew, lecz mchy, paprocie i miniaturowy bluszcz. Można kupić gotową kompozycję lub stworzyć ją samemu (warsztatów w realu i tutoriali w Internecie nie brakuje).
Miniaturowy las
Posadzone w słoiku rośliny mają za zadanie wytworzyć w ograniczonej przestrzeni, która została im dana, autonomiczny ekosystem w miniaturowej skali, z zamkniętym obiegiem wody i powietrza. Z zewnątrz dociera do nich jedynie światło, niezbędne do fotosyntezy. Martwe elementy roślin są rozkładane przez żyjące w glebie bakterie i przekształcane w składniki odżywcze. Woda krąży w obiegu zamkniętym, podobnie jak składniki mineralne. Wchłaniana jest z gleby przez korzenie, następnie uwalniana przez parowanie, a po skropleniu wraca do podłoża. Nie może uwolnić się od „lasu” i wyparować na zewnątrz, bo została uwięziona w szczelnie zamkniętym słoju. Właśnie dlatego nie trzeba miniaturowego „lasu” podlewać – poza pierwszym razem, gdy się go sadzi – ani w ogóle się nim zajmować. Potrafi żyć bez ludzkiej pomocy całymi latami. Jaka to wygoda dla osób dużo podróżujących lub zapominalskich, które choć chcą mieć kawałek żywej natury w domu, są w stanie zasuszyć nawet kaktusa. To jeden z powodów szalonej popularności „lasu w słoiku”.
Do powstania mody na zamknięte w szkle miniaturowe ekosystemy przyczynił się pewien angielski emeryt, David Latimer, który za pośrednictwem Internetu pokazał światu w 2013 r. wyrośniętą trzykrotkę, trzymaną w zakorkowanej 45-litrowej butli. Zapewnił jednocześnie, że roślinę posadził w 1960 r.,- po raz ostatni podlał w 1972 r. i wtedy zamknął na dobre.
Ale nie on pierwszy wpadł na pomysł, że rośliny mogą przez dłuższy czas rosnąć samodzielnie w zamkniętym naczyniu. Już w XIX w. budowano terraria dla roślin. Za ich wynalazcę uchodzi londyński lekarz i botanik amator Nathaniel Bagshaw Ward (1791–1868). Wymyślone przez niego około 1829 r. szklane skrzynie do przewozu roślin, tzw. wardian cases, to przodkinie XXI-wiecznych hipsterskich lasów w słoiku.
Pomysł zrodził się ponoć przypadkowo. W butli, w której Anglik przechowywał kokony ciem (bo interesował się też owadami), wykiełkowała paproć. Najprawdopodobniej Ward sam niechcący strzepnął do szklanego naczynia zarodnik paproci, który przeniósł na rękawie z przydomowego ogródka. Na zewnątrz paproć kiepsko rosła z powodu zanieczyszczenia powietrza, a w zamkniętej butli – zdrowo i w dodatku bez podlewania. Gdy jednak Ward zostawił butlę otwartą, umarła. Zainspirowany tym Anglik kazał rzemieślnikowi zbudować szczelną szklaną skrzynię.
Szklana rewolucja
Wynalazek Warda przyczynił się do rewolucji w transporcie roślin. W Europie popyt na egzotyczne gatunki był wówczas wielki, a tymczasem większość sprowadzanych okazów ginęła podczas wielomiesięcznej żeglugi: z braku światła albo – jeśli były wystawione na pokład statku – dlatego, że nie służyło im przesycone solą morskie powietrze. Do Europy egzotyczne gatunki trafiały więc na ogół w postaci nasion lub kłączy. To bardzo ograniczało możliwości. Wardian cases rozwiązały problem. Chroniły rośliny przed zewnętrznymi zagrożeniami w trakcie transportu, jednocześnie zapewniając środowisko do przeżycia. Przydatność wynalazku Ward udowodnił w 1833 r., przewożąc paprocie i trawę z Europy do Australii. Rośliny dobrze zniosły podróż zamknięte w szklanych skrzyniach. Świetnie też udał się transport w drugą stronę – do Anglii popłynęły egzotyczne gatunki z Australii.
Od tego czasu w wardian cases zaczęto masowo przewozić rośliny. Hodowano w nich również gatunki, najczęściej tropikalne, lubiące dużą wilgotność. Wynalazek Warda przysłużył się nie tylko botanikom, ale także gospodarce imperium brytyjskiego. To w szklanych skrzyniach przeszmuglowano z Chin do Indii 20 tys. sadzonek herbaty, dając w ten sposób początek plantacji w Assam. Z pomysłu Warda skorzystało też drzewo kauczukowe. Nasiona wywiezione z Brazylii wykiełkowały w angielskich szklarniach, a następnie sadzonki przetransportowano na Cejlon i do brytyjskich kolonii w Malezji.
Wynalazek Warda zrobił też karierę w eleganckich miejskich domach. Stał się charakterystycznym elementem wystroju wnętrz w stylu wiktoriańskim. Styl ten lubował się w bogatych dekoracjach, także roślinnych. W cenie były zwłaszcza okazy bujnie się rozrastające, o rozwichrzonym pokroju i lśniących liściach, przywodzące na myśl dżunglę, zbitą gęstwinę, naturę dziką i drapieżną. Taka bowiem najbardziej działała na wyobraźnię ludzi epoki, na zewnątrz tak uładzonych.