
To jest film o celebracji życia, nie picia. Moi bohaterowie są ludźmi w średnim wieku, którzy nie znajdują już w sobie tej samej ciekawości świata, tego witalizmu, co dawniej, ale ciągle wierzą, że z tego, co im zostało, mogą jeszcze coś wycisnąć. Chodzi więc o pozbieranie się w egzystencjalnym bałaganie i zrobienie kolejnego podejścia do swojego życia. O rozbudzenie apetytu na życie i rozpoczęcie kolejnej rundy – mówi Thomas Vinterberg, jeden z najważniejszych filmowców europejskiego kina, współtwórca głośnego manifestu Dogma 95 i reżyser filmu Na rauszu, który będzie reprezentował Danię w nadchodzącym wyścigu po Oscary. Rozmawiał Mateusz Demski.
Mateusz Demski: Wyobrażasz sobie nasze życie bez alkoholu?
Thomas Vinterberg: Wiesz, ja myślę, że dalibyśmy sobie bez tego radę. Człowiek może przecież równie dobrze upajać się swoim życiem, tym, co go otacza. Ale nie jestem abstynentem, jeśli o to pytasz.
To jak wygląda twoja relacja z alkoholem?
To jest relacja całkiem cywilizowana. Nie piję nałogowo, raczej w sposób symboliczny i umiarkowany. Pamiętam taki moment w swoim życiu, jak pisałem Polowanie, siadałem wówczas do komputera z lampką koniaku. Nie byłem więc ani specjalnie wstawiony, ani też w stu procentach trzeźwy. Szczerze mówiąc, to był fantastyczny stan, wydaje mi się, że mógłbym go komuś śmiało zarekomendować. Ale to w zasadzie tyle. Kiedy masz w domu dzieci, jesteś pochłonięty pracą, to nie znajdujesz czasu, żeby częściej sobie wypić.
Czyli nie widzisz nic złego w alkoholowym uniesieniu?
Według mnie picie ma różne twarze i odcienie. Możesz się napić z głową, od święta i czasem nawet dzięki temu poczuć się lepszą wersją siebie. Ale możesz też przekroczyć tę granicę i dojść do momentu, w którym będziesz już musiał pić, by znowu poczuć się sobą. Najbardziej niebezpieczna jest jednak faza trzecia – kiedy pijesz, bo musisz. Bo twoje ciało staje