„Negocjowaliśmy prawo do tego, żeby każdy mógł być sobą” – mówi Paweł Kowalewski, jeden z założycieli słynnego kolektywu artystycznego Gruppa, w wywiadzie rzece pod tytułem Sztuka to jest wszystko. Przedstawiamy fragment książki.
Aleksander Hudzik: Tym razem nie zaczniemy od obrazu, chociaż w latach 1982-1983 malujesz te pierwsze obrazy, z których zostaniesz zapamiętany: „Wściekły czerwony pies na zielonym tle” czy „Zdzisiek skacze co noc z butelkami z benzyną”. Wiesz od czego zaczniemy?
Paweł Kowalewski: Pewnie od tego, na czym ostatnio skończyliśmy.
Gruppa. Ty lubisz powtarzać, że Gruppa nigdy nie była grupą.
Tak, a mimo to coś nas łączyło. To było malarstwo, które nosi znamiona osobistości. Byliśmy jakimś zbiorem talentów: do łączenia kolorów, do kładzenia farby, do komponowania. Przekładając to na język literatury: składanie zgrabnych zdań nie stanowiło dla nas trudności. Dziś pewnie byśmy się nie przyjaźnili. Najprawdopodobniej różnilibyśmy się poglądami, zwłaszcza w tej sytuacji politycznej, jaką mamy teraz. Właściwością Gruppy było to, że nie myśleliśmy o sobie jak o zamkniętym organizmie. W tej opowieści o Gruppie często zapominamy, że w 1983 działali z nami Maciek Wilski, Kuka Rittersschild i Ewa Piechowska.
Jak są artyści do dupy, to się łączą w grupy – mówiłeś w 1982 roku. Poza tym istniały jakieś inne kryteria?
Podstawowym kryterium było czucie. Gdy szukaliśmy nowych osób w Gruppie, to zastanawialiśmy się, czy czują w ten sam sposób i czy to jest naprawdę antysystemowe.