Bądź perłą, nie bzdurą! Bądź perłą, nie bzdurą!
i
Daniel Mróz – rysunek z archiwum, nr 731/1959 r.
Opowieści

Bądź perłą, nie bzdurą!

Paulina Wilk
czyta: Paulina Wilk
Czyta się 8 minut

Akurat w chwili, gdy ludzkość stworzyła technologie pozwalające pozyskiwać wiedzę na pewno i naprawdę, a także szybko się nią dzielić, nastąpiła gwałtowna zmiana kursu. Odwracamy się od faktów, by dryfować na fali dezinformacji i często błędnej intuicji. Nie wiadomo, czy prawda jeszcze ma znaczenie. Ani jak odróżnić kłamstwo ­od ironii lub fikcji.

Mężczyzna z charakterystycznie zaczesaną na bok grzywką i poczerwieniałą ze złości twarzą wyciąga ramię, wskazuje na ciebie palcem i marszcząc brwi, oskarża: „Jesteś fake newsem!”. Czyli nie istniejesz, zostajesz unieważniony. To hasło szybko stało się prześmiewczym (albo nienawistnym) sposobem na uciszanie adwersarzy. Tak jak same fake newsy stały się elementem żartów, a jednocześnie zjawiskiem poważnie i realnie dezintegrującym świat.

T-shirty z podobizną Donalda Trumpa wygłaszającego swoją firmową frazę można kupić w wielu odmianach i ten właśnie wizerunek prezydenta pozostanie najtrwalszym wspomnieniem po jego politycznej karierze. Kiedyś, gdy pan Trump już nie będzie newsem.

Póki co pozostaje on ikoną czasu, w którym odwracamy się plecami do faktycznych zdarzeń i dowodów, a robimy maślane oczy do mylących, kłamliwych lub nonsensownych treści. Roboty poruszające globalnym bębnem rozrywki informacyjnej (wpadają do niego informacje i wszelkiego rodzaju bzdury, cyniczne kłamstwa, błędy, żarty i treści propagandowe) działają w służbie pieniądza. Jeśli zastanawiacie się, jakim cudem w ciągu kilku lat przenieśliśmy się do sfery postprawdy, w której niczego nie można być pewnym, to za przestawieniem wajchy stoi stosunkowo prosty mechanizm. Złe i sensacyjne wiadomości przez setki lat pozwalały gazetom, stacjom radiowym i telewizyjnym przykuwać uwagę i ściągać reklamodawców. W mediach internetowych monetą jest każde kliknięcie i czas spędzony w danej przegródce wirtualnego uniwersum. Absurdalne treści – tak głupie, komiczne lub zdumiewające, że wprost trudno w nie uwierzyć – wytrącają z równowagi i domagają się kliknięcia. W elektryzowaniu nas i uruchamianiu odruchów okazują się naprawdę skuteczne. Za każdym wejściem na stronę idą pieniądze i ekspozycja treści reklamowych. Każde udostępnienie dziwacznej wiadomości podbija stawkę. Prawda i nieprawda są na sprzedaż, a my jesteśmy komiwojażerami.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Kłamstwo popłaca

O ile fake newsy to po prostu młodsi krewni plotek, politycznych manipulacji, dezinformacji rozsiewanych przez agencje wywiadów albo biznesową konkurencję, o tyle ich aktualna opłacalność jest nieporównywalna z niczym znanym dotychczas. Nadana im wysoka wartość rynkowa pozwala urealnić ich znaczenie – są groźne.

Oto kilka wytropionych przez dziennikarzy „Guardiana” przykła­dów będących w wyraźnej i w miarę łatwo uchwytnej sprzeczności z faktami. W Brazylii zmagającej się z wysoką liczbą chorych i umierających na COVID-19 równie szybko jak wirus rozprzestrzeniają się fałszywe informacje o tym, że trumny na cmentarzach wypełniane są nie ciałami zmarłych, ale kamieniami. W Meksyku krążą fake newsy o dronach rzekomo rozpylających koronawirusa wśród rdzennych plemion. W USA prezydent uznał hydroksychlorochinę za skuteczny lek na COVID-19, choć według niezliczonych gron badawczych jest on w tej chorobie niezalecany, a jego przyjmowanie wiąże się z dużym ryzykiem. Także brazylijski prezydent Jair Bolsonaro mówił publicznie, że ten lek działa (obaj prezydenci są teraz na cenzurowanym na Twitterze, który zdejmuje z ich kont nieprawdziwe treści). W Argentynie szerzą się „informacje”, że CIA celowo zakaża obywateli kraju. A Peruwiańczycy dzielą się wiadomościami, że cudownym lekiem na koronawirusa jest woda morska oraz trawa cytrynowa rosnąca w Wenezueli. BBC informowało o co najmniej jednym przypadku ciężkiego zatrucia w latynoamerykańskiej rodzinie, która wypiła wybielacz, uwierzywszy w doniesienia, iż chroni on przed zakażeniem. W Indiach Whats­App pomógł fałszywie oskarżyć muzułmanów modlących się na grobie sufiego w Delhi o to, że sprzysięgli się, by celowo zakażać wyznawców hinduizmu. Kłamstwo rozniosło się szybko, doszło do linczów i bezpodstawnych aresztowań. Do faktycznej dyskryminacji.

Niepokojące są magmowa natura fake newsów, ich niewyraźne granice i coraz to nowe formy. Nawet osoby inteligentne, oczytane i dobrze rozróżniające charakter odbieranych treści mogą się nabrać na ich pokrętną logikę. Tymczasem fake newsy narodziły się jako żarty – satyryczna forma „antywiadomości”, kpina z szablonowych metod stosowanych przez tradycyjne koncerny medialne. Taką przewrotną i wymagającą ironii strategię przyjął m.in. działający od połowy lat 90. XX w. amerykański „The Onion Magazine”, sprytnie mieszający doniesienia prawdziwe z absurdami i żartami. Podobną metodę – imitowania wyglądu, języka, układu treści stron WWW – przyjmowały inne wywrotowe serwisy. Te poniekąd szlachetne, a w każdym razie tworzące pożyteczny ferment pomysły zostały wkrótce „porwane” przez cyników, których celem jest zysk. I tak dziś cała armia witryn i serwisów, które tylko wyglądają na poważne i wiarygodne media, tworzy zamęt i zarabia w najlepsze.

Słowo roku

Najważniejsze wobec tego zjawiska wydają się dwa pytania: co zmienia się w człowieku, który regularnie kontaktuje się z nieprawdą? I co stanie się z naszym gatunkiem, gdy na dobre zerwie związek z rzeczywistością? To zadanie nie dla filozofów – ci dawno już stwierdzili nieistnienie obiektywnej prawdy, którą zastępujemy indywidualnymi projekcjami.

Wydaje się, że z surrealnością fałszywych wiadomości lepiej mogą poradzić sobie wizjonerzy, pisarze science fiction. Pilnie potrzebny jest ktoś, kto potrafiłby zakrzywić nasz mocno już powyginany świat tak, by stworzyć fikcję ukazującą nasze prawdziwe odbicie. Może się to wydawać paradoksalne, ale niewykluczone, że w sytuacji piętrowego zagmatwania wszystkiego, co się dzieje i nie dzieje, najlepszą strategią obrony okaże się uruchomienie wyobraźni. Co da lepszą wiedzę o świecie: wieczór spędzony na próbie odsiania ziaren informacji od idiotyzmów czy na czytaniu powieści?

W naszej relacji z prawdą przełomowy był rok 2016. Aż trzy grona słownikowych ekspertów zaznaczyły wówczas istotną zmianę w języku. Oxford Dictionary ogłosił wtedy słowem roku „postprawdę”, czyli termin oznaczający okoliczności, w których fakty mają mniejszy wpływ na kształtowanie opinii publicznej niż odwołania do emocji i osobistych przekonań. W roku 2016 w Wielkiej Brytanii tego słowa używano o 200% częściej niż zaledwie rok wcześniej.

Według twórców szanowanego amerykańskiego słownika Merriam-Webster rok 2016 należał do pojęcia „surrealny”, którego użycie już wcześniej wzrastało wskutek wydarzeń szokujących, tragicznych lub katastrofalnych. Tym razem iskrą do bezprecedensowej żywotności tego terminu stała się, nie inaczej, wygrana Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich. Nastąpiła ona wbrew prognozom sporządzonym przez dominujące korporacje medialne w USA. Triumf człowieka, którego biografia i zachowania same w sobie wydawały się niedorzeczne, dla wielu z nas oznaczał poszerzenie tego, co uważamy za prawdopodobne. Gdy mówimy: „To się w głowie nie mieści!”, mamy na myśli, że naszemu systemowi wartości trudno przyjąć i zgodzić się na pewien fakt. Przypadek Trumpa jest ciekawy, ponieważ dotyczy osoby nieustannie przesuwającej normy i pogłębiającej własną niedorzeczność. A do tego surrealnie odwracającej role. Trump to chodząca agencja rozsiewająca fake newsy w Internecie i podczas konferencji prasowych, a jednocześnie oskarża wszystkich adwersarzy o to, że to oni oszukują i są jak jeden wielki dowcip.

Ta skrajna postawa, w której prezydent USA nie jest odosobniony – weźmy choćby wyznawców teorii o płaskości Ziemi – dobrze ilustruje wciąż rosnącą pojemność terminu fake news. Trumpowska filozofia oznacza, że odrzucić można każdą wiedzę i argument, z którym się nie zgadzamy. Prawdą jest to, co za prawdę uznam, każde źródło mogę zignorować, promując inne. Autentyczność i faktyczność informacji utraciła moc.

Z tego powodu australijski słownik Macquarie Dictionary obwołał fake news najważniejszym pojęciem 2016 r., uznając, że jego powszechne użycie oznacza ewolucję w tworzeniu zwodniczych treści, a także to, iż ludzie zaczynają wierzyć, w co chcą.

Kwestia wyobraźni

Daleko posunięta trudność odróżniania prawdy od fałszu może być objawem wielu zaburzeń psychicznych i w tym wymiarze warto zadać pytanie, czy nie zachodzi tu przypadek zbiorowego szaleństwa – globalnie oddajemy się orgii bezrefleksyjnego klikania i podawania dalej nonsensownych tekstów, memów czy filmów, coraz mniej uwagi poświęcając zdarzeniom realnym oraz ich konsekwencjom. W świecie zaawansowanej mediatyzacji i fikcjonalizacji ratunkiem – obok wyobraźni i leków – mogą okazać się same słowa. A dokładniej przywracanie im właściwych znaczeń.

Na początku roku 2017 Ursula K. Le Guin, wybitna amerykańska pisarka, przez całe życie (zmarła w 2018 r.) niesprawiedliwie kategoryzowana jako autorka science fiction, a więc osoba niezajmująca się tym, co realne, wysłała list do wydawcy magazynu „The Oregonian”. Oprotestowała w nim jeszcze jedno pojęcie ściśle związane z karierą fake newsów. Jej list dotyczył „faktów alternatywnych” – terminu używanego przez polityków. Le Guin, mistrzyni słów i literackiej precyzji, twórczyni wielu alternatywnych cywilizacji i kultur opisanych w nagradzanych dziełach, skorzystała z okazji, by uporządkować przemeblowany słownik współczesności. Napisała:

„My, autorzy beletrystyki, zmyślamy różne rzeczy. Niektóre w oczywisty sposób niemożliwe, niektóre realistyczne, ale w żadnym wypadku prawdziwe. Wszystkie są stworzone, wyobrażone – i nazywamy je fikcją, bo nie są faktami. Możemy część z nich określać jako »historię alternatywną« albo »alternatywny wszechświat«, ale nikt z nas nie uważa, że nasze fikcje są »faktami alternatywnymi«.

Na fakty natrafić trudno. Uczciwi naukowcy i dziennikarze poświęcają wiele czasu, by się co do nich upewnić. Sprawdzenie faktu polega na potwierdzeniu jego istnienia – i na tym, że nie ma on »alternatywy«. Słońce wstaje na wschodzie. Udawać, że słońce może wstać na zachodzie, to fikcja. Twierdzić, że faktycznie tam wschodzi, jest kłamstwem.

Kłamstwo to niefakt celowo podany jako fakt. Kłamstwa opowiada się, by samego siebie upewnić, by oszukać, wystraszyć lub manipulować innymi. Święty Mikołaj jest fikcją. Jest nieszkodliwy. Kłamstwa rzadko są nieszkodliwe, a często bardzo niebezpieczne. Przez większość stuleci i przez większość ludzi kłamstwa uznawane były za godne pogardy”.

Aktualnie trwa sezon pobłażliwości. Jej najwyraźniejszym przejawem jest to, że kłamstwo zgodziliśmy się nazywać fake newsem.

W jednej ze swoich najsłynniejszych książek – Lewej ręce ciemności – Ursula Le Guin pisała, że prawda jest kwestią wyobraźni. Przyrównała fakty do pereł leżących na dnie oceanu. Ich los zależy od tego, jak zostaną opowiedziane. W zależności od tego, kto posługuje się faktem, stanie się on szlachetnym klejnotem albo obróci się w pył.

Internet nie jest ziemią niczyją. Tak wiele zależy w nim od nas.

Czytaj również:

Trolle XXI wieku Trolle XXI wieku
Wiedza i niewiedza

Trolle XXI wieku

Adam Węgłowski

Jeszcze nie tak dawno, 20 lat temu, spiskowe teorie pojawiające się w Internecie były wręcz urocze.

Na przykład osławione złowrogie zbiegi okoliczności w życiorysach prezydentów USA Abrahama Lincolna i Johna F. Kennedy’ego. Przytoczmy najważniejsze:
– Obu prezydentów zastrzelono w piątek, strzałem w głowę;
– Lincolna wybrano do Kongresu w roku 1846, JFK zaś w 1946;
– Lincoln został prezydentem w roku 1860. Z kolei JFK – w 1960;
– Oba nazwiska, Lincoln i Kennedy, mają po 7 liter;
– Obaj politycy stracili dzieci w czasie prezydentury;
– Obaj zamachowcy, którzy targnęli się na ich życie – John Wilkes Booth (rocznik 1839) i Lee Harvey Oswald (rocznik 1939) – pochodzili z amerykańskiego Południa;
– Obaj zamachowcy zginęli, nim ich osądzono;
– Następcy obu zamordowanych prezydentów nosili nazwisko Johnson: odpowiednio Andrew (rocznik 1808) i Lyndon (rocznik 1908);
– Lincolna zastrzelono w teatrze Forda. JFK zginął w samochodzie marki Ford Lincoln;
– Sekretarka Lincolna nazywała się Kennedy, natomiast sekretarka JFK nosiła nazwisko Lincoln;
– No i „najlepsze” (zdaniem internautów). Tydzień przed zamachem Lincoln był w Monroe (stan Maryland). JFK tydzień przed zamachem był zaś w Marilyn Monroe…

Czytaj dalej