Ballada o Diabliku i Liceum Czarnej Magii
i
"Diabeł śmiejący się", Jan Matejko; źródło: Dom Jana Matejki w Krakowie
Doznania

Ballada o Diabliku i Liceum Czarnej Magii

Przekrój
Czyta się 13 minut

To działo się dawno. Jeszcze wtedy, gdy szkoła podstawowa miała siedem klas. Jeszcze wtedy, kiedy duży Wojtek był taki, jak teraz na przykład Ziutek. Z siedem lat temu. Po latach ta opowieść jest jakby trochę poszarpana, podobna do starej książki z wierszami albo innej, z oberwaną okładką, w której były baśnie. Te książki, do nikogo nie należąc, długo włóczyły się po sypialniach…

A skąd się wziął ten Diablik?

Czy tam gdzieś może ktoś umarł albo poszedł do szpitala, lub więzienia na długie lata?

A może Diablik włóczył się w jakiejś dalekiej osadzie z kolędnikami? Potem przyszło przedwiośnie i poprzebierane śmierci i Herodowie zrzucili swoje kostiumy, poszli do domów, a on, prawdziwy, został sam? Może nie wiedziano, co z nim zrobić i dlatego odwieziono go do domu dziecka.

Jak go przywieźli? Przywożą przecież zawsze przed obiadem. Jest się najpierw w pogotowiu opiekuńczym. Potem ktoś z tego pogotowia rozwozi do domów dziecka. Załatwiają, przekazują w kancelarii, a ten nowy wychowanek czeka i nie wie, co dalej będzie. Tak było z Wojtkiem.

A jak przywozili Diablika, była noc. I rozpętała się wczesna kwietniowa burza. W deszczu i błyskawicach podjechało czarne auto przed główny budynek. Dom stał ciemny i wydawało się pusty.

Wysiedli z auta dwaj nieznajomi. Wyciągnęli Diablika, zaczęli się dobijać do drzwi, potem odjechali nie wiadomo dokąd…

Wojtek widział to wszystko. Nie przez dziurę w sęku, jak można zobaczyć dużego diabła, lecz przez pękniętą szybę.

Wojtek też był dopiero pierwszy dzień — a właściwie pierwszą noc — w domu dziecka. Był wtedy mały, czuł się bardzo nieswojo w nowym miejscu i tej nocy długo nie mógł zasnąć…

***

Diablika przydzielili do tej samej grupy co i Wojtka. Zaraz następnego dnia Diablik pobił się z Aniołami. Bo w tej grupie było też dwóch braci Aniołów.

Zaczęło się tak:

Miał ze sobą Wojtek paczkę, w niej trochę słodyczy. Ciastka, cukierki, dwie pomarańcze. Przyszli Aniołowie. Włosy blond, oczy niebieskie, twarze dość tępe.

Mówią Aniołowie:

— Twoje — moje. Twoje — nasze! Spółka.

Wojtek nie zrozumiał,

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

666 twarzy Bestii
i
ilustracja: Marek Raczkowski
Wiedza i niewiedza

666 twarzy Bestii

Adam Węgłowski

Heksakosjoiheksekontaheksafobia. Ten skomplikowany termin istnieje naprawdę. A oznacza rzecz bardzo prostą: odwieczny zabobonny lęk przed liczbą 666.

„Wszyscy zostaną zabici, którzy nie oddadzą pokłonu obrazowi Bestii – straszył autor biblijnej Apokalipsy św. Jana wieszczącej koniec świata. – […] Kto ma rozum, niech liczbę Bestii przeliczy: liczba to bowiem człowieka. A liczba jego: sześćset sześćdziesiąt sześć”. Te słowa głęboko zapadły w pamięć czytelnikom Biblii. I tak od prawie 2 tys. lat trwa wypatrywanie mitycznego Antychrysta, Szatana czy innego Zła kryjącego się za trzema szóstkami. Wydawałoby się nawet, że w naszych czasach „liczba Bestii” jest popularna jak nigdy wcześniej!

Czytaj dalej