To działo się dawno. Jeszcze wtedy, gdy szkoła podstawowa miała siedem klas. Jeszcze wtedy, kiedy duży Wojtek był taki, jak teraz na przykład Ziutek. Z siedem lat temu. Po latach ta opowieść jest jakby trochę poszarpana, podobna do starej książki z wierszami albo innej, z oberwaną okładką, w której były baśnie. Te książki, do nikogo nie należąc, długo włóczyły się po sypialniach…
A skąd się wziął ten Diablik?
Czy tam gdzieś może ktoś umarł albo poszedł do szpitala, lub więzienia na długie lata?
A może Diablik włóczył się w jakiejś dalekiej osadzie z kolędnikami? Potem przyszło przedwiośnie i poprzebierane śmierci i Herodowie zrzucili swoje kostiumy, poszli do domów, a on, prawdziwy, został sam? Może nie wiedziano, co z nim zrobić i dlatego odwieziono go do domu dziecka.
Jak go przywieźli? Przywożą przecież zawsze przed obiadem. Jest się najpierw w pogotowiu opiekuńczym. Potem ktoś z tego pogotowia rozwozi do domów dziecka. Załatwiają, przekazują w kancelarii, a ten nowy wychowanek czeka i nie wie, co dalej będzie. Tak było z Wojtkiem.
A jak przywozili Diablika, była noc. I rozpętała się wczesna kwietniowa burza. W deszczu i błyskawicach podjechało czarne auto przed główny budynek. Dom stał ciemny i wydawało się pusty.
Wysiedli z auta dwaj nieznajomi. Wyciągnęli Diablika, zaczęli się dobijać do drzwi, potem odjechali nie wiadomo dokąd…
Wojtek widział to wszystko. Nie przez dziurę w sęku, jak można zobaczyć dużego diabła, lecz przez pękniętą szybę.
Wojtek też był dopiero pierwszy dzień — a właściwie pierwszą noc — w domu dziecka. Był wtedy mały, czuł się bardzo nieswojo w nowym miejscu i tej nocy długo nie mógł zasnąć…
***
Diablika przydzielili do tej samej grupy co i Wojtka. Zaraz następnego dnia Diablik pobił się z Aniołami. Bo w tej grupie było też dwóch braci Aniołów.
Zaczęło się tak:
Miał ze sobą Wojtek paczkę, w niej trochę słodyczy. Ciastka, cukierki, dwie pomarańcze. Przyszli Aniołowie. Włosy blond, oczy niebieskie, twarze dość tępe.
Mówią Aniołowie:
— Twoje — moje. Twoje — nasze! Spółka.
Wojtek nie zrozumiał,