
Łukasz Chmielewski: W serii Twoich komiksów dla dzieci Malutki Lisek i Wielki Dzik występują zwierzęcy bohaterowie jak u La Fontaine’a, ale Twoje fabuły opowiadają o emocjach bez dążenia do behawioralnej puenty. Lisek i dzik to współczesna wersja klasyki?
Berenika Kołomycka: Od wydania albumu Tej nocy dzika paprotka, do którego zrobiłam rysunki, minęło wówczas już sporo czasu. Dlatego chciałam wrócić do tworzenia komiksów, ale potrzebowałam jakiegoś impulsu. W tamtym czasie wydawnictwo Egmont ogłosiło konkurs na komiks dla dzieci imienia Janusza Christy. Nie szukali jednak kontynuatorów Kajka i Kokosza, ale nowych, współczesnych projektów. Pracowałam wtedy jako grafik i codziennie wychodziłam rano do pracy na osiem godzin. W domu zostawał samotnie mój pies i bardzo za mną tęsknił. To był punkt wyjścia dla przygód Malutkiego Liska i Wielkiego Dzika. Historia ułożyła się sama. Staram się wybierać bardzo proste zdarzenia i emocje, które przekładam potem na język komiksu.
Nie wykorzystujesz zwierzęcych przymiotów swoich bohaterów: chytrości lisa czy dzikości dzika z wierszyka Brzechwy. Lisek je za to żołędzie, a dzik wspina się świetnie po drzewach, choć obaj wyglądają czysto zwierzęco. Dlaczego?
Nie tworzę komiksu naukowo-przyrodniczego, a wyimaginowany świat z bajki, w którym zwierzęta gadają. Postacie zbudowałam, opierając się na własnych doświadczeniach. Pies Foks jest ze schroniska, był zagubiony i wszystkiego się bał. To on jest protoplastą komiksowego liska. Obaj są nawet bardzo podobni wizualnie, mają taki sam kolor sierści i duże sterczące uszy. A Wielkim Dzikiem… jestem ja. Dałam mu wiele