Dla Johna Cage’a muzyka nie kończyła się na nutach, ale zagarniała wszystko, od kakofonii po ciszę. Swoje dźwiękowe eksperymenty traktował jako buddyjską praktykę poszukiwania wolności od ego, dlatego komponując, zdawał się na przypadek, nieraz dosłownie rzut kostką.
W umyśle początkującego jest wiele możliwości, w umyśle eksperta – tylko kilka” – mawiał Shunryū Suzuki (1904–1971), japoński mistrz zen i jeden z pierwszych popularyzatorów buddyzmu na Zachodzie. Przytoczone słowa pochodzą z książki Umysł zen, umysł początkującego (oryg. Zen Mind, Beginner’s Mind) będącej zapisem mów Suzukiego. Umysł początkującego jest otwarty, spontaniczny, gotowy na przyjęcie tego, co akurat się wydarza. Ekspert ma skłonność do popadania w rutynę i reagowania w zgodzie z wyuczonymi schematami. Umysł początkującego mówi „nie wiem”, umysł eksperta mówi „wiem lepiej”, dlatego ten pierwszy jest nieograniczony, ten drugi – zamknięty. Jak cały zen, ta podstawowa nauka jest jednocześnie zupełnie prosta i bardzo trudna. Nie chodzi w niej rzecz jasna o to, żeby unikać poszerzania swojej wiedzy czy umiejętności – sęk w tym, żeby w miarę postępów w nauce, pracy czy praktyce nie stracić pierwotnego, żywego, nieuprzedzonego nastawienia do samego siebie i do życia. Można być wirtuozką w jakiejś dziedzinie, pozostając „początkującą”; można nic nie umieć, a wypowiadać się jak „ekspert”, któremu nadmiar opinii, poglądów i preferencji blokuje dostęp do świata.
„Stale na nowo próbuję zaczynać wszystko od początku” – mówił o sobie John Cage (1912–1992), kompozytor, poeta, performer, choreograf; „teoretyk społeczeństwa i sztuk przyszłości”, jak pisał o nim polski wydawca książki Przeludnienie i sztuka. Eksperymentator wzbudzający zarówno podziw, jak i sprzeciw.