„Gdy krew kapie na szachownicę, wiesz, że to był dobry wieczór” – mówi Tim Woolgar. A kto ma wiedzieć lepiej, jeśli nie były mistrz świata w szachoboksie
Za chwilę zabrzmi gong kończący rundę. Walczący w czarnych rękawicach Frank Stoldt, niemiecki policjant z jednostki antyterrorystycznej, próbuje utrzymać gardę pod naporem ciosów Rosjanina Nikołaja Saszina. Potężny hak trafia jednak w wątrobę, następny w nerki. Stoldtowi brakuje tchu, opuszcza pięści i sierpowy ląduje na jego szczęce. Wtedy Niemiec instynktownie wyrzuca rękawicę przed siebie i trafia rywala w nos. Rosjanin zaczyna krwawić, ale Stoldt wie, że tę rundę przegrał. Z trudem dochodzi do siebie. Ratuje go gong. Zawodnicy mają minutę, by zdjąć rękawice, napić się, otrzeć ręcznikiem pot oraz krew i usiąść do szachownicy. Oszołomiony Niemiec nie jest w stanie skoncentrować się na partii i wpada w pułapkę Saszina. W prostej sytuacji odsłania królową i ją traci. Zaskoczony, wściekłym ruchem przewraca króla, poddając partię. Saszin rozpoczyna taniec radości, wskakuje na liny otaczające ring, wznosi triumfalnie pięści. 19-letni student kosmonautyki z Krasnojarska na Syberii został właśnie mistrzem świata.
Wygląda to na scenę ze skeczu Monty Pythona, ale szachoboks istnieje naprawdę.
Walkę można wygrać przez nokaut, szach-mat oraz na punkty – czyli dzięki decyzji sędziów. A także gdy rywalowi skończy się czas – każdy uczestnik ma 9 min na partię. Z technicznego punktu widzenia zawodnicy rywalizują w szachach błyskawicznych.
Od nich zaczynają – runda trwa 3 min. Później zakładają rękawice i wchodzą na 180 s do ringu. Jeśli walka na pięści nie przyniesie