Bóg kryje się w szczegółach
Przemyślenia

Bóg kryje się w szczegółach

Tomasz Wiśniewski
Czyta się 1 minutę

Niezwykła książka w literackiej karierze Jana Gondowicza. Jak zwykle w przypadku tego autora, jeśli chodzi o formę, obcujemy z mistrzostwem stylu. Co jednak jeśli idzie o treść? Tutaj jest zaskakująco. Otóż pierwszy rozdział szczegółowo omawia budowę silnika odrzutowego. Drugi  omawia strukturę komory spalania i streszcza kilka zasad termodynamiki. Trzeci traktuje o pierwiastkach, z których składa się ścianka komory. Czwarty – dzieli na czworo i opisuje atom glinu. Dopiero na koniec całości pojawia się cytat wzięty z Flauberta, który rzuca nieco światła na tę osobliwą publikację: "Dobry Bóg kryje się w szczegółach".

Mielibyśmy więc do czynienia z podróżą duchową samego autora – to podróż, tytułowy wielki lot, w poszukiwaniu ukrytego Boga, deus absconditus.

Gondowicz zdaje się sugerować, że materia świata jest skończona, skoro dociera do najmniejszego niepodzielnego szczegółu istnienia i nie tworzy kolejnego rozdziału.

Frapujące jest także zdanie poprzedzające wspomniany cytat, w którym czytamy, że to koniec części pierwszej; zapowiedziana jest druga – uzupełniająca. Część pierwsza zatem, jeśli dobrze rozumiem, traktuje o skończoności i dobrym Bogu; druga zaś powinna traktować o nieskończoności i złym Bogu. Aż ciarki przechodzą po plecach na myśl, jak niewykonalne zadanie zamierza wykonać Gondowicz.

Być może jest za wcześnie na stanowcze sądy, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że szykuje nam się mocny kandydat do przyszłorocznej Nike.

Czytaj również:

Porządny człowiek
i
Constant Troyon, „Biegnące psy”; źródło: domena publiczna
Doznania

Porządny człowiek

Michaił Bułhakow

Kiedy ktoś karmi krwistym rostbefem, już samo to dobrze o nim świadczy. A potem jest jeszcze lepiej! Czy istnieje milszy opiekun niż ten, który bierze na smycz?

Na talerzach z czarną, szeroką obwódką, malowanych w rajskie kwiaty, leżały cieniutko pokrajane plasterki łososia i marynowane węgorze. Na grubej desce kawałek sera z łezką, a w srebrnej fasce – obłożony śniegiem – kawior. Między talerzami kilka smukłych kieliszeczków i trzy kryształowe karafki z różnokolorowymi wódkami. Wszystkie te rzeczy umieszczone były na maleńkim marmurowym stoliczku, sympatycznie połączonym z ogromnym rzeźbionym dębowym bufetem, wyrzucającym z siebie pęczki srebrzystego i szklistego światła. Pośrodku pokoju stał ciężki jak grobowiec zasłany białym obrusem stół, na nim dwa nakrycia, serwetki zwinięte na podobieństwo papieskich tiar i trzy ciemne butelki.

Czytaj dalej