Bartek i Marta są warszawiakami z urodzenia. Lubią mieszkać w stolicy, zawsze jednak starali się w wolnych chwilach z niej wyrwać. Uszczęśliwiają ich wyjazdy w ciche miejsca, jak to we Włoszech, gdzie jeżdżą co roku. „Tam nic nie ma – mówi Marta. – Prosta chatka nad samym morzem. Grube mury, zimna woda, brak zmywarki i ogrzewania. Nasz mały Henryk bawi się tak, że albo kijkiem rysuje sobie w piasku, albo zbiera glisty z gospodarzem. Zero bodźców. My i natura. Czujemy się tam tak dobrze, że co roku przedłużamy pobyt. Na szczęście właściciel nam na to pozwala”.
Bartek i Marta postanowili coś podobnego zrobić w Polsce. Chcieli mieć miejsce odosobnienia. Ot, na wypady weekendowe. Kogo stać na ciągłe wyjazdy do Włoch? Problem w tym, że nie mieli działki. A ten brak zaczął im jeszcze bardziej doskwierać, kiedy urodził się Henryk. Pomysł powoli kiełkował. Jeździli do rodziny, zwiedzali, szukali miejsc. W ogóle Marta i Bartek