Bartek i Marta są warszawiakami z urodzenia. Lubią mieszkać w stolicy, zawsze jednak starali się w wolnych chwilach z niej wyrwać. Uszczęśliwiają ich wyjazdy w ciche miejsca, jak to we Włoszech, gdzie jeżdżą co roku. „Tam nic nie ma – mówi Marta. – Prosta chatka nad samym morzem. Grube mury, zimna woda, brak zmywarki i ogrzewania. Nasz mały Henryk bawi się tak, że albo kijkiem rysuje sobie w piasku, albo zbiera glisty z gospodarzem. Zero bodźców. My i natura. Czujemy się tam tak dobrze, że co roku przedłużamy pobyt. Na szczęście właściciel nam na to pozwala”.
Bartek i Marta postanowili coś podobnego zrobić w Polsce. Chcieli mieć miejsce odosobnienia. Ot, na wypady weekendowe. Kogo stać na ciągłe wyjazdy do Włoch? Problem w tym, że nie mieli działki. A ten brak zaczął im jeszcze bardziej doskwierać, kiedy urodził się Henryk. Pomysł powoli kiełkował. Jeździli do rodziny, zwiedzali, szukali miejsc. W ogóle Marta i Bartek są takimi ludźmi, którzy w trakcie każdej podróży patrzą na wszystkie domy i myślą o tym, gdzie by chcieli zamieszkać i czym by się zajmowali, gdyby się tam przenieśli.
Odpowiednie miejsce znaleźli prawie od razu. Na dodatek bardzo blisko Warszawy, w okolicach Wyszkowa. Obok są las i pole. „Stanąłem tam na skarpie, która jest mała, może kilkumetrowa, ale jednak jest – mówi Bartek. – I ta skarpa daje widok na piękne dziewicze pole. Zastanawiałem się, ile można się na to pole patrzeć, i pomyślałem, że… bardzo długo!”. Od samego początku pomysł na domek polegał na tym, by się ograniczyć do minimalnej ilości aktywności. „Gapienie się w pejzaż i czytanie książek, tylko to nas interesowało” – odpowiadają zgodnie.
A jak ten dom miałby wyglądać? „On nie może być luksusowy. To nie o to w tym chodzi – mówi Bartek. – Ale musi być atrakcyjny, piękny. Tylko w takich warunkach można się skupić”. „Chcieliśmy ten dom zaprojektować sami, bo jestem architektką, ale już byłam w zaawansowanej ciąży z naszym drugim dzieckiem i nie dałabym rady – odpowiada od razu Marta. – Powiedziałam Bartkowi, że nie ma co wyważać otwartych drzwi. Moi krakowscy znajomi z pierwszego roku studiów, którzy założyli biuro POLE Architekci, zaprojektowali już taki dom. On nam się od samego początku bardzo podobał i był idealny dla naszych celów”.
Dom jest cały z drewna. Rozrysowany na planie kwadratu. Na parterze mieści się salon z kominkiem, mała kuchnia i łazienka, która jest schowana pod schodami. Te zaś prowadzą na antresolę, na której się śpi. Wszystko zgrabne, kompaktowe, odpowiedniej wielkości, by odpocząć, ale się nie rozpraszać. Jedna ściana domu jest przeszklona. Otwiera się w całości na pejzaż. W podstawie dom ma 25 m². Idealny wymiar dla dwójki osób. Nie tylko. Perfekcyjny wręcz, aby nie męczyć się z nadmierną biurokracją. Według polskich przepisów dom poniżej 35 m² nie potrzebuje pozwolenia na budowę, które trzeba uzyskać w urzędzie gminy. To może wydłużyć czas oczekiwania, zwiększa koszty i powoduje stres, że urząd nie przyjmie projektu.
I gdy już Bartek i Marta znaleźli działkę oraz projekt, to zaczęli się zastanawiać, jak wszystko sfinansować. Po chwili doszli do wniosku, że byłoby dobrze, gdyby ten dom był nie tylko dla nich, ale także dla innych. W końcu nie potrzebują go na co dzień. A że nie wszyscy z Warszawy mogą pozwolić sobie na dalekie wyjazdy, narodził się pomysł domku na wynajem. Takich miejsc brakuje. Do tego jednak Marta i Bartek dodają książki. Chcą, by dom był ich pełen. By ludzie mogli tu przyjeżdżać i czytać, co im się tylko spodoba. Zaczęli myśleć: A może by zaangażować do tego wydawnictwa? Niech każdy, kto zechce kupić nocleg, ma od razu możliwość nabycia go z najnowszą książką już tam na niego czekającą? A może ludzie będą tam przyjeżdżać ze swoimi książkami i je zostawiać? A gdyby po jakimś czasie zrobiła się z tego lokalna biblioteka, może w lecie organizowałoby się spotkania wokół książek, nowości wydawniczych?
Na początku listopada Marta i Bartek ruszyli z reklamą domku. Plan polegał na tym, by rozpocząć finansowanie, sprzedając już przyszłe noclegi. Odzew był ogromny. Ludzi nie odstraszyło, że domek jeszcze nie został zbudowany. „Do crowdfundingu podchodziłem sceptycznie, w końcu czemu ludzie mieliby finansować czyjś biznes – mówi Bartek. – Ale okazało się, że niesłusznie. Jeszcze przed świętami Bożego Narodzenia udało nam się sprzedać ponad 30 noclegów w domku, którego jeszcze nie było!”. Na początku nowego roku skończyła się sprzedaż voucherów na Facebooku, teraz można je rezerwować na stronie slowhop.com. „Jak tak dalej pójdzie, to budowa mogłaby ruszyć wczesną wiosną i zakończyć się na początku lata” – przyznają gospodarze. „Akurat w momencie, gdy wyjdzie letni numer »Przekroju«” – odpowiadam. Marta i Bartek się uśmiechają. „O! To może wpadniesz i zostawisz?”