Budowanie kolorem Budowanie kolorem
i
René Burri, San Cristobal – stajnia, basen dla koni i dom Egerstromów (1966–1968) według projektu Luisa Barragána i Andrésa Casillasa, 1976 r., zdjęcie: René Burri/Magnum Photos/FORUM
Doznania

Budowanie kolorem

Zygmunt Borawski
Czyta się 7 minut

Potrafił odtworzyć kolor kwiatu, a później oddać go ścianom, murom i schodom. Poznajcie Luisa Barragána – pasjonata i wizjonera, który wpisywał w panoramę miasta brakujące barwy.

Kolor w architekturze to trudny temat. Dobranie odpowiednich barw i ich odcieni wymaga wyczucia, talentu oraz wiedzy. O tym, że nie jest to sztuka łatwa czy intuicyjna, Polacy przekonali się na przestrzeni ostatnich dwóch dziesięcioleci. W naszym kraju trwa festiwal termomodernizacji. Większość spółdzielni mieszkaniowych i zarządów wspólnot prześciga się w malowaniu elewacji własnych bloków i kamienic na coraz bardziej pstrokate kolory, nierzadko bez wcześniejszej konsultacji z architektem lub artystą. Nie trzeba mieć dyplomu z plastyki, by zorientować się, że często nie wychodzi to dobrze.

Oczywiście nie zawsze wina leży po stronie laików. Architekci potrafią przesadzić w drugą stronę. Na ogół unikają wyrazistych kolorów, ubierają się na czarno, a ich budynki nierzadko utrzymywane są w odcieniach szarości, czerni lub bieli. Wszak liczy się przestrzeń, a kolory często przeszkadzają w jej postrzeganiu. Nic bardziej mylnego. Źle dobrane barwy, owszem, szkodzą, ale jeśli są umiejętnie dopasowane, potrafią budynkowi i samej przestrzeni dodać mnóstwo uroku.

Wnętrze Casa Gilardi zaprojektowane przez Luisa Barragána w Mexico City w Meksyku
Wnętrze Casa Gilardi zaprojektowane przez Luisa Barragána w Mexico City w Meksyku

Architekt jak diament

Dobrym przykładem mogą być tutaj budynki najsłynniejszego XX-wiecznego meksykańskiego architekta Luisa Barragána. Ostatnio znów było o nim głośno, ponieważ pewna amerykańska artystka – Jill Magid – postanowiła przetworzyć część jego prochów (za zgodą rodziny) na diament. Powód? Chciała obdarzyć nim Federicę Zanco, szefową archiwum Barragána.

Informacja

Z ostatniej chwili! To pierwsza z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Zgodnie z testamentem ogromne archiwum zostało podzielone na dwie części: prywatną i profesjonalną. Osobiste zbiory pozostały w Meksyku, w domu i pracowni architekta. W 1995 r. Rolf Fehlbaum, prezes szwajcarskiej firmy meblarskiej Vitra, kupił profesjonalną część archiwum Barragána, w tym prawa do używania jego nazwiska, rozporządzania prawami autorskimi oraz prawa do prac, i podarował je swojej narzeczonej, architektce Federice Zanco jako prezent ślubny (ponoć zamiast pierścionka zaręczynowego). Chociaż Zanco publicznie ogłosiła, że archiwum będzie otwarte dla publiczności, od 20 lat pozostaje ono zamknięte. Magid, w ramach swojej pracy artystycznej, wymyśliła, że „zrekompensuje” brak pierścionka i przerobi ekshumowane prochy architekta w dwukaratowy diament. W zamian jego archiwum miałoby wrócić do Meksyku. Wokół tego, dosyć makabrycznego, happeningu powstał film dokumentalny i opublikowano kilka artykułów w poczytnych międzynarodowych magazynach, ale nic poza tym. Archiwum nadal znajduje się tam, gdzie było.

Skąd jednak sława i uwielbienie dla Luisa Barragána (tak wielkie, że postanowiono go niepokoić nawet po śmierci)? Otóż jego modernistyczne domy, geometryczne i powściągliwe w formie, wyróżniały się niebywałą rewią kolorów, wzbogacając tym samym świat architektury modernistycznej o zupełnie nowy wątek.

Wczesne inspiracje

Luis Barragán urodził się w 1902 r. w Guadalajarze, w Meksyku. Dzieciństwo spędził w miasteczku Mazamitla – w posiadłości swojego ojca, bogatego właściciela ziemskiego. Sielskie życie w typowej meksykańskiej hacjendzie miało ogromny wpływ na jego wrażliwość i późniejsze fascynacje. Zainspirowały go motywy koni, bujnej, wielokolorowej roślinności czy wody i fontann.

W 1925 r., po uzyskaniu dyplomu inżyniera budownictwa, Barragán wyjechał w podróż do Europy. Spędził tam dwa lata. Intensywnie zwiedzał kraje basenu Morza Śródziemnego, z naciskiem na Grecję i Hiszpanię. Jednym z najbardziej znaczących wydarzeń tego okresu było spotkanie z Ferdynandem Bakiem, francuskim rysownikiem i projektantem krajobrazu (Bac zdecydował się nim zostać dopiero w wieku 50 lat!). Chociaż styl międzynarodowy, propagowany przez Le Corbusiera i Gropiusa, rewolucjonizował wówczas architekturę w Europie, Barragána bardziej intrygowały tradycyjne hiszpańskie domy i śródziemnomorskie ogrody. Szczególnie te, które projektował Bac – w jego odczuciu wyrażały bowiem nowoczesny styl tego regionu. Konstrukcje pawilonów ogrodowych miały być proste w formie i wykonane z lokalnych materiałów. Dom, ogród i krajobraz powinny tworzyć całość. Dominowały ciepłe kolory: odcienie ochry, różu i żółtego. Wizje tych ogrodów i kolorów Barragán nosił ze sobą do końca życia.

Duchowa swoboda

W 1936 r. Barragán przeniósł się do Mexico City, gdzie porzucił bardziej tradycyjny sposób budowania, który uprawiał przez pierwsze 10 lat swojej pracy. Uległ modernistycznej modzie i zaczął budować domy o białych ścianach, dużych przeszkleniach i smukłych kolumnach. W międzyczasie zajmował się deweloperką. Pod koniec lat 40. XX w., w ramach jednej z szerzej zakrojonych inwestycji, wybudował własny dom. I tu ponownie zmienił podejście. W wywiadzie z 1962 r. tłumaczył się tak: „Zastosowanie ogromnych okien jest całkowicie nieodpowiednie dla naszego – lub jakiegokolwiek innego – klimatu. Pozbawiamy nasze budynki efektów cienia i atmosfery. […] Straciliśmy poczucie intymności i zostaliśmy zmuszeni żyć życiem publicznym, zasadniczo z dala od domu”.

Elewacja od strony ulicy miała dosłownie kilka małych, kwadratowych okien. Dom był otoczony od ogrodu kilkumetrowym murem. Jedynie okno z salonu do bujnego i pełnego zieleni ogrodu rozciągało się na całą wysokość kondygnacji. Tak narodził się jeden z głównych konceptów przestrzennych Barragána. Wysokie ściany miały stanowić ramy dla widoków, a także tworzyć cień. W miejscach takich jak Meksyk, z bezchmurnym niebem i wysokimi temperaturami, jest on na wagę złota. Barragán minimalizował bezpośredni kontakt wizualny z niebem. Mówił: „Architekci zapominają, jak bardzo człowiek potrzebuje półcienia, który daje poczucie spokoju, zarówno w salonach, jak i w sypialniach. Więcej niż połowa szkła, którego używamy we współczesnych przestrzeniach – domowych oraz biurowych – musiałaby zostać usunięta, abyśmy uzyskali taką jakość światła, jaka umożliwiałaby spokojniejsze życie i pracę. Powinniśmy starać się odzyskać psychiczną i duchową swobodę oraz złagodzić niepokój, który rządzi naszymi czasami. Brak jaskrawego, rozpraszającego światła pozwala nam myśleć, pracować i rozmawiać”.

René Burri, San Cristobal – stajnia, basen dla koni i dom Egerstromów (1966–1968) według projektu Luisa Barragána i Andrésa Casillasa, 1976 r., zdjęcie: René Burri/Magnum Photos/FORUM
René Burri, San Cristobal – stajnia, basen dla koni i dom Egerstromów (1966–1968) według projektu Luisa Barragána i Andrésa Casillasa, 1976 r., zdjęcie: René Burri/Magnum Photos/FORUM

Barwna układanka

Barragán dążył w swojej architekturze do stworzenia atmosfery tajemniczości, spokoju i piękna. A wszystko to mógł osiągnąć również dzięki barwom, które stały się jego znakiem firmowym. Żaden architekt w całym XX w. nie zbadał tak dokładnie, jak kolor wpływa na otaczającą nas przestrzeń oraz na naszą psychikę. Nakładana na projektowane ściany barwa była nie tylko dekoracją, lecz także – a może przede wszystkim – podstawowym elementem kompozycji przestrzeni. Percepcję barwy potęgowała również faktura, którą Barragán nadawał ścianie. To, czy była szorstka czy gładka, miało istotny wpływ na sposób, w jaki odbijało się od niej światło, jak kładł się na niej cień i jak zmieniał się przez to jej kolor.

Architekt używał bardzo konkretnej palety barw. Była ona kontrapunktem dla surowych, białych ścian, które na potęgę budowali moderniści, technicznie zaś miała o wiele niższy współczynnik odbicia niż biel, co pomagało funkcjonować w tak gorącym klimacie – oczy mogły odpocząć od oślepiającego słońca. Dodatkowo zmiany w fakturze i kolorach pozwalały zmniejszyć monumentalizm wysokich murów. Przy doborze barw Barragán inspirował się nie tylko wyglądem tradycyjnych meksykańskich domów, lecz także lokalną florą. Dlatego często używał różu, fioletu, rdzawej czerwieni i żółci. Szczególnie upodobał sobie tę pierwszą barwę. Dokładny odcień zaczerpnięty był z koloru bugenwilli – jednego z najbardziej uwielbianych kwiatów w Meksyku. Kwiaty na drzewach wianowłostki królewskiej inspirowały go do malowania ścian na rdzawą czerwień. Fioletowy miał imitować kwiaty jakarandy. Bywało też, że Barragán malował ściany na niebiesko, aby „wydłużyć” kolor nieba w patiach. Używał również ochry, która jest barwą lokalnej ziemi.

Perfekcyjne podobieństwo

Barragán spędzał długie godziny na analizowaniu światła i kolorów. Miał na ich punkcie obsesję. Legenda głosi, że gdy leżał schorowany w łóżku w ostatnich miesiącach życia, trzymał arkusz meksykańskiego różowego papieru tuż przy poduszce. Wpatrywał się w niego, dotykał palcami. Sheila Hicks – artystka, która pracowała z architektem na przełomie lat 50. i 60. XX w. – wspominała, jak Barragán całymi dniami przyrównywał wzornik z kolorami do obrazów swojego przyjaciela, malarza Jesúsa Reyesa Ferreiry, który używał w swoich pracach barw typowych dla Meksyku. To była żmudna, analityczna praca, która trwała dniami, miesiącami, latami. Zresztą o tym, że był perfekcjonistą, przekonywali się prawie wszyscy jego klienci. Barragán mógł jednego dnia zbudować ogromną ścianę, aby nazajutrz ją w całości zburzyć. „Inaczej to sobie wyobrażałem” – miał mówić. Yutaka Saito, japoński architekt, który badał, na ile odcienie wybranych przez Barragána kolorów zgadzają się z rzeczywistą barwą kwiatów stanowiących wzór, wykazał, że podobieństwo jest perfekcyjne.

W całej palecie Barragána nie znajdziemy jednak koloru zielonego. I jest ku temu powód. Strefa klimatyczna, w której znajduje się centralny Meksyk, powoduje, że zieleń jest tam wszechobecna. Dlatego też kolory używane przez architekta miały być dopełnieniem istniejącego kraj­obrazu. Wykazał swoimi budynkami – w szczególności tymi wzniesionymi w późniejszym okresie życia – że w architekturze da się połączyć tradycję ze współczesnością, wstrzemięźliwość z radością, a spokój z witalnością. Tworzył nowoczesne kubistyczne domy, używając jednak lokalnych materiałów. Bawił się fakturą, aby wykazać, że ogromne płaszczyzny, tak bliskie modernistom, nie muszą być wyobcowanym bytem pośrodku ­krajobrazu. Mogą za to prezentować się jako podlegający ­ciągłym zmianom organizm. Jednocześnie samym doborem kolorów potrafił przekuć rodzimy pejzaż w piękną abstrakcyjną kompozycję, której nie powstydziłby się sam Rothko.

I gdy widzę nasze bloki i kamienice, które świecą pastelowymi kolorami, myślę sobie, że nie ma nic złego w tym, że chcemy trochę życia w tej naszej szarej rzeczywistości. Brakuje tylko kogoś, kto najpierw wypróbuje, zobaczy, przyłoży próbkę, postara się zrozumieć, jakie mamy światło (albo jakiego nie mamy) i troskliwie dobierze najbardziej odpowiednie odcienie. A jak się nie uda, to przyjdzie i zburzy. A potem zbuduje od nowa.

Czytaj również:

Co mówią kolory Co mówią kolory
Opowieści

Co mówią kolory

Anna Arno

Wydaje się, że sztuka nie może bez nich istnieć. Pozwalają odwzorować rzeczywistość, przykuwają wzrok, niosą ukryte znaczenia. Historia kolorów to fascynująca opowieść o zmienności ludzkich gustów oraz sile naszych przekonań, skojarzeń i… stereotypów.

„Gdy ktoś zapyta: »Co znaczą słowa czerwony, niebieski, czarny, biały?«, możemy oczywiście wskazać przedmioty w takich kolorach. Ale na tym się kończy nasza zdolność do wytłumaczenia tych wyrazów”. Ludwig Wittgenstein

Czytaj dalej