
Pod koniec XIX w. zamożni paryżanie zwariowali na punkcie sztuki japońskiej. Wśród przedmiotów tego zbiorowego szaleństwa wyróżniały się zachwycające miniaturowe figurki – netsuke. Fragment powieści Zając o bursztynowych oczach.
Choć w latach siedemdziesiątych, wyjąwszy dyplomatów i kilku książąt, japońscy przybysze byli w Paryżu rzadkością, ich sztukę widziało się wszędzie. Każdy chciał mieć na własność jakieś japonaiseries: wszyscy malarze, z którymi Charles zaprzyjaźnił się w salonach, wszyscy pisarze, z którymi zetknął się w „Gazette”, członkowie rodziny, przyjaciele, kochanka – wszyscy ulegli temu szaleństwu. […] Wydaje się mało prawdopodobne, by Charles – krytyk, wytworny amateur d’art i kolekcjoner – pozostał obojętny wobec tej sztuki.
W artystycznym świecie Paryża liczył się czas powstania kolekcji. Pierwsi kolekcjonerzy, japonistes, kreatorzy nowego nurtu, górowali nad innymi swym estetycznym wyrafinowaniem. De Goncourt naturalnie nie omieszkał zaznaczyć, że wraz z bratem zetknęli się z japońskimi drzeworytami na długo przedtem, nim Japonia otworzyła się na świat. Pierwsi wielbiciele sztuki japońskiej mimo zaciekłej konkurencji odznaczali się podobną wrażliwością. Jak pisze w swojej książce Paris Herself Again [Paryż znów sobą] George Augustus Sala, w roku 1878 atmosfera braterstwa wśród kolekcjonerów należała już do przeszłości. „Dla obdarzonych skłonnościami artystycznymi amatorów, jak przedstawiciele rodu Ephrussich czy Camondo, japonizm stał się wyznaniem”.
Charles i Louise stali się zatem „neojaponistami”. Byli młodzi i bogaci, lecz artystycznie jakby spóźnieni. W kontakcie ze sztuką japońską liczyła się spontaniczność reakcji oraz intuicja niezakłócona zawiłymi wywodami historyków sztuki. Oto otworzyły się możliwości na miarę nowego renesansu i szanse zdobycia prawdziwie autentycznych dzieł sztuki orientalnej. Były w zasięgu ręki, i to w ogromnej ilości. Należało więc korzystać z okazji i kupować, a o miłości myśleć później.
Samo dotknięcie japońskiego przedmiotu, położenie go na dłoni, obrócenie w palcach wystarczyło, by wyrobić sobie o nim zdanie. Dotyk mówi to, co trzeba wiedzieć, ale przede wszystkim mówi o tobie samym. Edmond de Goncourt tak to ujął: „ […] oto – w nawiązaniu do subtelności, delikatności,