Camerata Silesia sings Szymański Camerata Silesia sings Szymański
Przemyślenia

Camerata Silesia sings Szymański

Agata Kwiecińska
Czyta się 1 minutę

To muzyka grana z czasem na wielu poziomach. W większości świetnie zakonspirowanych, ukrytych w zamyśle kompozytora. Wystarczy jej jednak doświadczyć, by poczuć, że w niewyjaśniony sposób zatrzymuje czas – nawet nie znając zabiegów, jakie stoją za kompozycją. Można też nie wiedzieć, że jej autor jest jednym z najwybitniejszych żyjących polskich kompozytorów. I że większość swoich utworów opiera na formach muzycznych z odległej przeszłości. Można wręcz obawiać się tzw. muzyki współczesnej i mimo to odnaleźć w tej płycie coś niezwykłego. Oto „Camerata Silesia”, znakomity zespół wokalny od 25 lat prowadzony przez Annę Szostak, śpiewa kompozycje Pawła Szymańskiego.

Na krążku znalazły się cztery utwory – począwszy od skomponowanego w 1984 r. Lux aeterna, przez dwie kompozycje z lat 90.: Miserere In paradisum deducant te angeli…, po pisany już w drugiej dekadzie XXI w. Phylakterion.

Pozycja obowiązkowa.

Czytaj również:

Atrocity Exhibition Atrocity Exhibition
Przemyślenia

Atrocity Exhibition

Jan Błaszczak

Mógł zostać gwiazdą komercyjnego rapu. Z image’em sympatycznego dziwaka, niepowtarzalnym tembrem głosu i doświadczeniem we współpracy z twórcami nowoczesnego popu Danny Brown miał szansę zająć miejsce Lila Wayne’a – elokwentnego błazna, elektryzującego spragnioną przerysowanych osobowości publiczność. No i cóż, stało się. Chcieliście dziwaka, to macie. A teraz spróbujcie zasnąć przy zgaszonym świetle.

Danny Brown z 2016 r. nie jest już Panem Kleksem organizującym dyskotekę na kwasie. Jego Atrocity Exhibition okazuje się dantejską podróżą, gdzie w rolę Wergiliusza wcielają się kokaina i MDMA. To mroczne uniwersum, zamieszkane przez dealerów, naćpane nastolatki i policjantów strzelających do Czarnych, nie byłoby tak sugestywne, gdyby nie przytłaczająca muzyka. Album wypełniają kaskady metalicznych werbli (Pneumonia), pędzący na złamanie karku ghettotech (When it Rains) i powyciągane z najdziwniejszych miejsc sample (Ain’t it Funny, Dance in the Water). Prowokują, by zapytać naiwnie: „Czy to już było?”. A w oku tego muzycznego cyklonu Danny Brown wychodzi z siebie, by opowiedzieć o dezintegracji jednostki w szybko pulsującym świecie. Jedna z najlepszych płyt 2016 r.

Czytaj dalej