Czas docierania Czas docierania
i
zdjęcie: archiwum prywatne
Przemyślenia

Czas docierania

Kamil Bałuk
Czyta się 15 minut

Jak zmienia nas epidemia? Czy sprawia, że jesteśmy lepszymi ludźmi? A może wprost przeciwnie? Na trudne pytania odpowiada o. Maciej Zięba, jedna z najbardziej niezwykłych postaci polskiego Kościoła.

Kamil Bałuk: Jak Ojciec radzi sobie z lękiem w czasie pandemii?

Maciej Zięba: Analizuję statystyki.

Statystyki?

Patrzę na zmieniające się liczby zarażeń i śmierci. Nie tylko w Polsce, we wszystkich krajach: od Stanów po Belgię i Szwecję. Omijam dane chińskie i rosyjskie, są niezbyt wiarygodne. Taki obraz pomaga opanować poziom lęku. Kończyłem fizykę, w programie mieliśmy rachunek prawdopodobieństwa i metody statystyczne.

Zaraz, a modlitwa?

Jest bardzo ważna. Co nie zmienia faktu, że wierzę w twarde dane. Ścis­łe wykształcenie pomaga weryfikować nagłówki w gazetach czy medyczne proroctwa. „Drastyczny wzrost zachorowań” – czytam, a potem patrzę na krzywą i widzę, że nie taki drastyczny. Oprócz tego wychowuję w sobie emocje.

O, a jak to się robi?

Zastanawiam się, czy reaguję adekwatnie. Kiedy człowiek boi się przyłożonej do skroni lufy, lęk jest uzasadniony. Ale kiedy boi się pająka czy myszy, to już mniej. Grunt to reagować odpowiednio do bodźca. A bodziec trzeba najpierw zrozumieć, czyli najlepiej – zbadać. Przykładowo, 100 lat temu podczas pandemii grypy hiszpanki na świecie żyło 1,5 mld ludzi. Z tego 1/3, czyli 500 mln zachorowało, a zmarło szacunkowo od 60 do 90 mln. Wyjście z domu było wtedy grozą. Teraz takie wyjście nie jest zbyt ryzykowne. Oczywiście, jak tak sobie analizuję, to przede wszystkim myślę ze współczuciem o zmarłych, o Włoszech, Hiszpanii, Stanach Zjednoczonych, gdzie mam wielu znajomych. Ale to wszystko jest o moim lęku. Natomiast inną sprawą jest duszpasterstwo.

Tu liczby nie działają?

Duszpasterz musi wejść w świat konkretnego człowieka, a nie danych liczbowych. Mogę delikatnie zasugerować, że lęk jest nieadekwatny. Ale moim zadaniem jest wczuć się w ten lęk. Kiedy dzwoni do mnie człowiek, który boi się pandemii, wyłączam probabilistyczne rozważania i zwyczajnie wsłuchuję się w niego. Nie pouczam: „Przesadzasz, prawdopodobieństwo tego, że zachorujesz, jest małe, a że umrzesz – jeszcze mniejsze”. No, może studentom informatyki mógłbym tak powiedzieć.

Wcześniej ten racjonalny umysł się Ojcu przydawał?

Wiary, nadziei i miłości do końca rozumem nie obejmie

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Moja przyłbica Moja przyłbica
i
Rawpixel, Flickr (CC BY 4.0)
Przemyślenia

Moja przyłbica

Mateusz Kołczinger

Przyznam szczerze, to wszystko od początku trochę mi się podobało. Gdy tylko po raz pierwszy włożyłem maseczkę, zorientowałem się, że mogę robić miny, jakiekolwiek zechcę, i nikt nie uznaje mnie za niespełna rozumu.

Robiłem więc miny na lewo i prawo. Jeździłem pustymi autobusami na stojąco, bez trzymanki, w dzieciństwie to uwielbiałem, teraz mogłem to robić znowu, pędzić autobusem brawurowo jak Ben Hur i robić karkołomne miny.

Czytaj dalej