Było to w Dni Ateizmu. Tak, tak, są w Polsce takie dni! Ba, istnieją nawet w naszym kraju, strach pomyśleć, ateiści, choć większość z nich na co dzień wtapia się w tłum osób żarliwie wierzących. Dni Ateizmu, które odbywają się co roku na przełomie marca i kwietnia, są więc imprezą raczej niszową, w odróżnieniu od takich religijnych świąt, jak błogosławienie spółek skarbu państwa czy Boże Narodzenie, hucznie obchodzone we wszystkich supermarketach.
Kulminacyjnym momentem obchodów Dni Ateizmu jest kostiumowa rekonstrukcja egzekucji patrona polskich niewierzących Kazimierza Łyszczyńskiego. Gentleman ten był postacią trochę jak z Trylogii Sienkiewicza – ale nie do końca. Urodzony w 1638 r., z wychowania Sarmata i szlachcic z Kresów, za młodu był jezuitą i studentem filozofii. Później wcielił się w zagończyka z różnych dzikich pól bitewnych i wojował na sienkiewiczowskich wojnach swojego stulecia. Jeszcze później wrócił do filozofii, ale do jezuitów – już nie. Zwolennik społeczeństwa bezklasowego i przeciwnik wyzysku człowieka przez człowieka (komuch – avant la lettre!) pracował całymi latami nad traktatem De non existentia Dei („O nieistnieniu Boga”). Rękopis dzieła wpadł jednak w niepowołane ręce sąsiada, który, jak to często w Polsce bywa, był sąsiadem Łyszczyńskiemu niechętnym. Bezbożna księga trafiła zatem z rąk niepowołanych w ręce odpowiednie, filozof został aresztowany, postawiony przed sądem, skazany na śmierć za ateizm i ścięty na warszawskim Rynku. Pierwsza próba wprowadzania w polski dyskurs myśli racjonalistycznej skończyła się klęską, zapoczątkowując długą serię porażek w tej materii.
Co jednak ateizm ma wspólnego ze sztuką? Otóż, w ostatnie Dni Ateizmu, kiedy na rynku ścinano znów dorocznie (i na niby) nieszczęsnego ateusza Łyszczyńskiego, na Nowym Mieście, w Fundacji Profile, otwierała się wystawa mojego ulubionego malarza, profesora Pawła Susida. Znalazł się na niej m.in. taki obraz: całą powierzchnię płótna pokrywa odbity z szablonu, powtarzający się tekst „De non existentia Dei. Kazimierz Łyszczyński”.
Susid jest takim postpunkowym filozofem malarstwa. Ulubionym przedmiotem jego obrazów są słowa i teksty, malowane szablonową czcionką, która wygląda trochę jak z vintage’owych wrzutów na murach z lat 80. Jest to malarstwo pozornie nonszalanckie, ale w istocie piekielnie wyrafinowane. Susid namalował kiedyś na obrazie następujący tekst „Czasem aż boję się koledzy że na obrazy z telewizorem nie wygramy”. Bez obaw; inteligentnie namalowane słowo nabiera szczególnego brzemienia i ogląda się je znaczenie lepiej niż telewizję.
Paweł Susid jest autorem również i takiego obrazu, na którym czytamy „Z malarstwa robię co mi się podoba”. Na wystawie Zrozumieć słowa i wyciągnąć wnioski malarzowi podoba się robić z malarstwa echo, które powtarza pewne frazy. Dawniej Susid wkomponowywał teksty w mniej lub bardziej abstrakcyjne motywy, które korespondowały z treścią słów. Teraz słowa zalały płótna zupełnie, wypełniły je szczelnie, a każde zdanie powtórzone jest na obrazie kilkadziesiąt razy, zmieniając się w rodzaj treściowego ornamentu. Jest na przykład na tej wystawie obraz, na którym przeplatają się w kółko frazy „In God we Trust” oraz „Gott mit uns”, do tego wkrada się między nie zawołanie „Allahu Akbar”. Jest obraz, na którym artysta powtarza, ile tylko starczy miejsca na płótnie, napis „F.Nitsche: Gott ist Todt” [pisownia zgodna z oryginałem]. Jest też taki, na którym przeplatają się dwa zdania „Arbeit macht frei” oraz „Proletarians of all countries” – i mimo woli czyta się te dwa cytaty jako jedno pesymistyczne, zapętlone zdanie.
Jest wreszcie płótno, na którym Susid powtarza „Boga nie ma, Boga nie ma”. Obraz jest nieduży, ale na wystawie został zreprodukowany w formie tapety, którą wyklejono solidny kawał galerii.
Na widok tej śmiałości może zabraknąć tchu. Na szczęście Susid powiesił w galerii obraz, na którym w pionowych kolumnach powtarzają się słowa „Wdech. Wydech. Wdech. Wydech”. Te słowa należy zrozumieć, wyciągnąć wnioski, powtarzać opisaną czynność i żyć. Wszystko jest kwestią słów – i odpowiedniej liczby powtórzeń.
Wystawę Pawła Susida można zobaczyć do 6 maja w Fundacji Profile (ul. Franciszkańska 6, Warszawa)