
Pierwsze, co przychodzi na myśl: Zofii Rydet z Anetą Grzeszykowską właściwie nic nie łączy. To niemal odruchowe stwierdzenie. A jednak, po chwili: obie zajmują się człowiekiem, obie przypatrują mu się z bardzo bliska – a najczęściej nie jemu, człowiekowi w ogóle, lecz jej, kobiecie. Obie zajmują się tożsamością i czasem, który upływa – każda na swój sposób. Właśnie ta odmienność sposobów uruchamia negację, tę myśl, że nie przystają one do siebie.
Aneta Grzeszykowska skórze się przygląda, nieustannie ją kontempluje. Ona skórę dokumentuje i na różne sposoby odtwarza, daje do oglądania najrozmaitsze jej stany. Skóra jest u niej pars pro toto człowieka. Grzeszykowska obszywa skórą rzeźby, które nazwała Skin Heads. Innym razem, w cyklu Negative Make-Up nakłada na własną twarz – twarz swojej ulubionej modelki – warstwę koloru: raz tak jak nakazuje konwencja, na usta, a raz negatywowo, na resztę twarzy, tylko usta pomijając. Jest u niej skóra stworzona z tworzywa sztucznego (w cyklu Untitled) i znów, jak poprzednio, sfotografowana: Grzeszykowska tworzy maskę i znów wypełnia ją życiem,