Wspomnieniowy tekst Jerzego Ficowskiego o Jarosławie Iwaszkiewiczu pochodzi z 1964 r. i opisuje korespondencję młodziutkiego poety i jego debiut: publikację wiersza Lilith. Artykuł pochodzi z archiwum „Przekroju”.
Czekam, aż dłoń jesieni przyjdzie i uderzy
W mych liści struny. Lub do
mych wybrzeży
Przypłynie łodzią strojną w żagiel
biały…(z nieznanego sonetu J. Iwaszkiewicza 1912 r.)
Jubileusz pracy pisarskiej Jarosława Iwaszkiewicza skłonił mnie, bym zajrzał do szuflady w mojej sekreterze, sięgnął myślą w dawne, znacznie poprzedzające datę mojego urodzenia czasy, kiedy debiutował znakomity pisarz. Było to pół wieku temu — przed 50 i 49 laty.
Leżą przede mną ocalałe trafem kartki malutkiego formatu i większe arkusiki zapisane równym, starannym pismem. Niektóre z nich noszą na sobie ślady wilgoci, plamy z obeschłego błota.
Przyjechały z Kijowa do Warszawy, przetrwały pierwszą i drugą wojnę światową, a po powstaniu warszawskim — rozrzucone wraz z resztkami splądrowanego księgozbioru i poniszczonych pamiątek — zostały odnalezione w Warszawie w styczniu 1945 roku, tuż po wyzwoleniu wymarłego miasta. Matka moja ostrożnie wydobyła je ze ściętej mrozem ziemi, w którą wdeptali papiery i książki nieznani szabrownicy. Wyjątkowo los sprzyjał tym pożółkłym kartkom — listom i pierwszym utworom młodego, nieznanego poety Jarosława Iwaszkiewicza.
Był rok 1914, kiedy dwóch zapaleńców — ojciec mój, Tadeusz Ficowski oraz Czesław Kozłowski postanowili wydawać w Kijowie polskie pismo literackie. Miały to być wydawane od czasu do czasu zeszyty pt. „Pióro”. Młodzi, około dwudziestoletni redaktorzy-wydawcy wydrukowali prospekt, zapowiadający chęć „popierania młodych sił literackich”.
I oto z Monasteryszcza, położonego w kijowskiej guberni, nadszedł list:
Z prawdziwym zadowoleniem wyczytałem wiadomość w „Dzienniku Kijowskim” o powstaniu nowego pisma, poświęconego całkowicie sztuce i literaturze. Zapewne głos mój nieznany nie ma żadnego znaczenia, ale chciałbym zaznaczyć jedynie, że są jednostki, które brak takiego pisma u nas odczuwały i powstanie jego z prawdziwą radością witają. (—) Jarosław Iwaszkiewicz.
Wraz z listem Iwaszkiewicz przysłał kilka sonetów. Ojciec mój zaraz odpisał, przesyłając prospekt. Wkrótce z Monasteryszcza nadszedł drugi list datowany: 21. XI. 1914:
Uprzejmie dziękuję za prospekt „Pióra” i listowne szczegóły. Niezmiernie jestem za nie wdzięczny. Proszę również o wysłanie egz. „Pióra” za zaliczką natychmiast po wyjściu. Zaliczenie mnie do stałych współpracowników wydawnictwa sprawi mi prawdziwą przyjemność. Z szacunkiem — J. Iwaszkiewicz.
Nieznany jeszcze młody poeta gotów był także w miarę swych możliwości dopomagać pismu pracą w redakcji. Pisał z Monasteryszcza:
Obecnie bawię na prowincji. Ale po Nowym Roku będę stale w Kijowie i pragnąłbym choć parę godzin dziennie poświęcić bezpłatnie na pracę w redakcji. Nie wiem, czy to się okaże możliwem.
Rozpoczęła się korespondencja, ożywiona wymiana listów; Iwaszkiewicz nadesłał cykl sonetów oraz krótkie utwory prozą z cyklu „Dwadzieścia przypowieści o życiu i śmierci”. Początkujący redaktor i początkujący pisarz podjęli listowną dyskusję na temat: co jest sonetem, a co nim nie jest. Ojciec mój wyrażał widocznie bardziej tradycjonalistyczne poglądy na ten temat, z czym poeta nie chciał się zgodzić. Pisał:
Nie wiem, w czym Pan widzi uchylenie się od formy sonetu. Po sonetach Szekspira, który wcale nie przestrzegał, by tylko dwa rymy były użyte w dwóch pierwszych zwrotkach, po sonetach romantyków, którzy zaczęli pisać sonety o rozmiarach siedmiozgłoskowym, lub ośmiozgłoskowym, a nawet i mniej (Hugo, Musset, Heine), po sonetach parnasistów (szczególnie Heredia), którzy utracili wewnętrzną treść sonetu, jako tezę i antytezę itd., po sonetach współczesnych francuskich liryków, którzy dbają tylko o to, żeby ich „sonet” miał czternaście wierszy i nie więcej nad 5 rymów — sądzę, że moje poezje można nazwać sonetami.
Na tym dyskusja nie wygasła, bo w jednym z następnych listów Iwaszkiewicza, z dnia 3 grudnia 1914 r. czytam: „Spór o sonetach odkładam do osobistego zobaczenia się”. Tymczasem nadszedł rok 1915 i pierwszy numer oczekiwanego „Pióra” pojawił się w sprzedaży. Doktor Kozłowski, ojciec współredaktora nowego pisma — Czesława, wyasygnował na pokrycie kosztów wydawnictwa garść rubli. Przy ulicy Puszkina 11 w Kijowie, w księgarni Narcyza Gieryna znalazło swój skład główny „Pióro” — o którym czytamy:
„Wydawnictwo nieperiodyczne, poświęcone literaturze i sztuce pod kierownictwem literackim Tadeusza Ficowskiego. Wychodzi zeszytami, zawierającymi poezje, nowele, szkice krytyczne, estetyczne itd. Pióro umieszcza utwory najmłodszych autorów polskich. Każdy zeszyt stanowi samoistną całość. Cena zeszytu pojedyńczego — 35 kop. Korespondencje należy skierowywać pod adresem redakcji: Kijów, ul. Stołypina 26, Czesław Kozłowski”.
We wstępie do zeszytu niedoświadczona Redakcja uskarża się gorzko: „Zasypano nas manną najprzeraźliwszych figlów grafomańskich — bardzo niewiele natomiast otrzymaliśmy rzeczy odpowiadających stawianym przez nas wymaganiom…”. Między utworami umieszczonymi w „Piórze” znalazł się wiersz Jarosława Iwaszkiewicza z cyklu „Imiona” pt. „Lilith”. Był to pierwszy drukowany przezeń utwór, początek długiej i świetnej drogi twórczej.
Wkrótce po ukazaniu się pierwszego zeszytu nadszedł list, skierowany do mego ojca:
Zaledwie przed kilkoma dniami otrzymałem egzemplarz „Pióra”. Ogromnie mi się podobało. Wydanie bardzo ładne i staranne, a przytem i cena bardzo niska. Dział poezji bez zarzutu — co do prozy, niestety, nie da się tego powiedzieć. Czy się rozchodzi? I czy są widoki na drugi zeszyt. (…) chciałbym i w drugim zeszycie wziąć udział, o ile naturalnie Panowie nic przeciwko temu nie będą mieli… — J. Iwaszkiewicz.
Ale żaden już numer „Pióra” nie miał się ukazać. Czasy były wojenne, niesprzyjające muzom, a i funduszów zabrakło. Pierwszy zeszyt „Pióra” był zarazem ostatnim.
Rękopisy pozostały w tece redakcyjnej, przywiózł je mój ojciec z Ukrainy do Warszawy, a po niespełna półwieczu znalazły się w mojej szufladzie, zawierającej różne pamiątki z dawnych lat. Są tu „Sonety miłosne” Iwaszkiewicza, które nie doczekały się druku w „Piórze”, pisane w roku 1912, jest sonet pt. „Wrzosy” — z tą samą datą, są trzy „Przypowieści o życiu i śmierci”, pięć listów do redakcji oraz dwa wiersze z cyklu „Imiona”: „Athamara” i — „Lilith” — rękopis pierwszego drukowanego wiersza poety.
„Lilith” — rękopis pierwszego drukowanego wiersza poety
Tekst pochodzi z numeru 988/1964 r. (pisownia oryginalna), a możecie Państwo przeczytać go w naszym cyfrowym archiwum.