Motto: „Rozumowała: mężczyzna 35-letni mógł był już ze szczętem postradać wszelką wrażliwość uczuć i wszelką zdolność przeżywania radości. Była pełna najlepszej woli i postanowiła w swoich ocenach wielkodusznie uwzględniać podeszły wiek pułkownika” (Jane Austen, Rozważna i romantyczna)
Co łączy Matkę Królów z Rozważną i romantyczną? Poza byciem dobrym filmem – bycie dobrą książką. Obie czyta na głos Anna Romantowska.
Bardzo lubię panią Annę, ale jak wyjaśnić za co? Jak powiedzieć prawdę? Nie lubić „za twarz” nie można, ale lubić – można. Lubię ją więc za nic, to znaczy za wszystko, jak również za głos. Zresztą co ja się tłumaczę, jakbym napisał co najmniej, że lubię Hitlera! ANNĘ ROMANTOWSKĄ lubię, a to chyba zrozumiałe. Wspaniała kobieta o wspaniałej aurze. Dzisiejsze aktorki już nie potrafią być tak delikatne. Niechaj młode spojrzą na nią i niechaj cierpią, że też by tak chciały – wyglądać, brzmieć, istnieć. Niech wiedzą, co tracą.
Anna Romantowska, z zawodu aktorka, od dłuższego czasu nie grywa w teatrze. Od bardzo dłuższego. W latach 90. dwie jakieś tam role, a potem już cisza! Zrobiła jak Debra Winger: „Tę całą psiarnię rzucę!” (Mam chłopczyka na Kopernika). Kamera ją kocha, a Romantowska pozwala się kochać i gra do kamery. Ale dziś nie o tym ani nie o tamtym. Nie będzie o teatrze, bo go nie ma w tym wypadku, ani o kinie, bo ja nie od tego. Zebraliśmy się dzisiaj, żeby jej posłuchać.
Kiedyś tę samą powieść przeczytała do mikrofonu Teresa Budzisz-Krzyżanowska, ale to jest dawno nieaktualne od wczoraj, od kiedy mamy audiobooka Anny Romantowskiej. Piszę „dawno od wczoraj”, bo kiedy to wydano, mogę tylko wnosić z komentarzy współsłuchaczy, które zaczynają się w 2017 r. Nie mamy jeszcze w Polsce kultury opisu co do audiobooków. Jest podane, kto napisał, co napisał, kto przeczytał – tyle. Bardzo często nie wiadomo, kto to wydał, kiedy i kto przetłumaczył książkę, jeśli była tłumaczona! Rozważną i romantyczną tłumaczyła, oczywiście, Przedpełska-Trzeciakowska, powiedziałbym to nieproste nazwisko obudzony w środku nocy, ale to ja, którego ta powieść w formie filmu ukształtowała jako mężczyznę i jako kobietę – a co ze „wszystkimi”? Są też inne tłumaczenia: Ewy Horodyskiej, Michała Filipczuka, a to tylko pierwsza strona po zgooglowaniu tematu. Nie wiem, czyje tłumaczenie czyta Anna Romantowska, ale jej wszystko wybaczam.
Już w pierwszym zdaniu mamy pewną osobliwość: nazwę „hrabstwo Sussex” lektorka odczytuje, jak gdyby czytała po francusku sujet. BOSKIE!
Są takie głosy, które mogą mieć zarówno 70, jak i 15 lat – i to jest jeden z takich głosów. Idealny do tej książki, gdzie bohaterom, ściślej: bohaterkom, jednocześnie się współczuje i zazdrości. One są zarazem śmieszne i urocze.
Powieść Austen jest oczywiście przedemancypacyjna i chodzi w niej tylko o to, by wydać się za mąż, chyba że się wybierze dolę starej panny. Anna Romantowska podchodzi do sprawy z właściwym dystansem: słychać w jej głosie, co myśli o tym wszystkim. Słychać w jej głosie ciepłą ironię, która tak się różni od swojej odmiany zimnej, że właściwie nie powinna być nazywana takim samym rzeczownikiem. Książka Jane Austen i czytanie Romantowskiej są uroczo staroświeckie, a jest teraz fala na to, na angielskie przedwojnie, na merry old England, por. Downton Abbey, serial i film. Ta fala wraca cyklicznie – poprzednia przeszła w latach 90.
Będąc dobrą aktorką, umie Romantowska dobrze grać, co się przydaje w partiach dialogowych. Trzeba bohaterom nadać różne głosy, bo takowe mają w prozie, są dość łatwo rozróżnialni. Głos Marianny jest w tym wykonaniu słodko afektowany, Eleonory – przyciszony, spętany społeczeństwem, matki – zbolały, a potem pełen nadziei, Edwarda Ferrarsa – pretendencki. A jak Marianna uczy Edwarda mówienia sonetów! Och. „Najlepsza” jest Fanny, ta wredna purchawka, musicie posłuchać! Narratorka nie sili się na obiektywizm, bo go w książce nie ma! Opowiadająca ma silny stosunek do tego, co mówi, patrzy a to z ironią, a to z rozrzewnieniem. Romantowska czyta te strony, jakby ich nie czytała, lecz opowiadała, oczywiście przy kominku.
Przed zupełnie innym zadaniem staje przy okazji Matki Królów, powieści Brandysa. Tu ma dużo grania mężczyzn. Po pierwsze, narrator facet. Bohaterka wprawdzie jest bohaterką, ale ma czterech synów, nie licząc zmarłego męża. I teraz kobieta musi to wszystko, ten inwentarz męski, oddać swoim głosem, głosikiem. Musi być matką, ale również ojcem, a ponadto synem. Universal Mother (por. Sinéad O’Connor).
Na ten tytuł – Matka Królów – każdemu obecnemu lub byłemu filmoznawcy robi się cieplej na sercu, bo to jeden z tych nielicznych tytułów w historii kina polskiego, który się NAPRAWDĘ udał. Gdy popadasz w ciąg przedegzaminacyjny, to akurat dzieło oglądasz z rozkoszą, choć jest takie smutne. Wracam do niego z wdzięcznością, ale teraz jako książki oraz audioksiążki.
Bardzo ciekawa fabuła, rozliczenia, październikowa. Pisana przez kogoś, kto przejrzał na oczy i dopuścił „inne opcje”. Wcześniej wierzył, teraz widzi. Lektor Romantowska adekwatnie reaguje na wezwanie prozy, czyta poważniej niż książkę Jane Austen. Nie da się chyba inaczej, skoro rzecz się zaczyna od: „Łucja Król, wdowa, lat 30”. (Boskie imię: Łucja. Dałbym takie córce). Najbardziej polski początek, a potem jest tylko lepiej. Zaczyna się jak Trzy siostry, Dom Bernardy Alba i Sześć stóp pod ziemią: śmiercią patriarchy.
Tu się przydaje wielkoaspektowość głosu Romantowskiej, który całkiem naturalnie potrafi być słodki, ale również gorzki. Jeśli aktorka brzmi zupełnie poza wiekiem, jest to jej ogromny atut. Świetnie się nadaje do czytania partii Łucji, kobiety w wieku balzakowskim, ale trochę również w nie wiadomo jakim, bo przedwcześnie starej jak pułkownik Brandon z powieści Jane Austen.
Do Matki Królów polecam wrócić również z racji ruchu kobiecego, który obecnie jest na nowej fali. W powieści Brandysa to jest dopiero emancypacja! Pani domu, matka dzieciom musi w jednej chwili zostać żywicielką i kobietą pracy, a jeszcze ogarnąć tę całą czeredę, w której każdy – jak to w powieściach – ma inne poglądy. Łucja nie posiada potężnej rodziny, żeby ją podratowała, pisze list o pomoc do samego prezydenta… Klimat jak z Dostojewskiego, trochę Zbrodnia i kara, a trochę Biesy, bo jest polityka. Czuć słowiański smuteks, czego nie ma u Jane Austen, ciekawe czemu. Serce się ściska, gdy się o tym wszystkim słucha, co ta kobieta przechodzi. Jak ją historia osobiście przeczołguje. Nadmienię, że w filmie zagrali młody Linda i młody Ferency.
Audiobooki Rozważnej i romantycznej oraz Matki Królów – dwie powieści, wiele kobiet i jedna lektorka, Anna Romantowska. Nie miałbym nic naprzeciwko, gdyby przeczytała również Tajemniczy ogród w tłumaczeniu Batki. I by przeczytała, że w tym tłumaczeniu.