Dla analfabetów: Czyli dla dzieci Dla analfabetów: Czyli dla dzieci
i
Audiobook „Kubuś Puchatek” wyd. Nasza Księgarnia
Przemyślenia

Dla analfabetów: Czyli dla dzieci

Maciej Stroiński
Czyta się 4 minuty

Motto: „– Puchatku? – Tak, Prosiaczku? – Nic, chciałem się tylko upewnić, że jesteś”

Czemu dzieci nie czytają? A jak mają czytać, kiedy jeszcze nie umieją? Nie mówię o wtórnym analfabetyzmie, lecz o zwykłym, wczesnoludzkim: o ludziach niskiego wzrostu nieczytających z racji nieumienia. To właśnie dla nich stworzono rodziców oraz audiobooki. Najfajniej oczywiście, kiedy na głos czyta tata, z drugiej strony tylko Gajos jest Gajosem. Dzieciom teraz nic nie powie, że grał Janka Kosa, tak jak im nie powie, że Andersena czyta Maks z Seksmisji. Ale jeśli powiem, że osioł ze Shreka czyta braci Grimm? On gada!

Dzisiaj wspomnijmy Kubusia Puchatka i proszę nie gadać, że wszyscy już znają, bo zrobię kartkówkę. Klasyka literatury to są takie książki, które każdy czytał, tylko że „już dawno”, a dla dzieci nie ma, że coś jest klasyką, dla nich istnieją tylko pierwsze razy i można zazdrościć, że posłuchają tego po raz pierwszy. Ja też debiutuję w roli słuchacza Kubusia, wcześniej byłem czytelnikiem. Dajmy więc spokój z szukaniem nowości i ogólnym „wyszukaniem”, bo żelazny kanon leży i co robi? Leży i nie pachnie, wbrew pozorom sam się bowiem nie przeczyta.

Przy całym szacunku do Małego Księcia – Mały Książę jest Francuzem, a to znaczy: nie ma żartów. Mały Książę jest uroczy, ale specjalnym urokiem, któremu niewiele trzeba, żeby zabrzmiał kiczem. Znacie te słynne cytaty… Co innego Kubuś. Kubuś Puchatek ma dystans do siebie, sam siebie wyśmiewa. Jest nieziemsko śmieszny, a nawet lepiej: nieziemsko dowcipny. „Miałem zamiar zmienić koszulkę, ale zmieniłem zamiar!” Scenarzyści z HBO kisną z zazdrości. Kubuś był Shrekiem, zanim to było modne i zanim w ogóle to było możliwe. Czyli pozycją szczerze familijną, dla starych i młodych. Młodzi pokochają, a starzy umrą ze śmiechu, i na tym polega wymiana w przyrodzie. Kubuś może powiedzieć: zanim Shrek stał się, ja jestem!

Kubusiu Puchatku nie chodzi o akcję, która jest bajkowa i tyle, ale o KULTOWE TEKSTY. „Znajomi królika” – tak, to z tego! „Co tygrysy lubią najbardziej”. „Garczek mnie woła”. Mówimy oczywiście o tłumaczeniu Ireny Tuwim – z tych Tuwimów. Inne tłumaczenia w pewnym sensie nie istnieją.

Kubuś Puchatek jest trochę South Parkiem, że „te wszystkie rzeczy” mówią dzieci, i to dzieci zwierząt. Dzieciom zwierząt wolno więcej. W Kubusiu, rzecz jasna, nie ma wulgaryzmów, ale ciężki sarkazm owszem.

Uwaga dla rodziców na temat genderu. Pewnie słyszeliście, że Kubuś nie jest chłopakiem… Zabrzmiało jak w Grze pozorów Neila Jordana albo w Pół żartem, pół serio, lecz sprawa jest prosta: Winnie to imię kobiece, por. Samuel Beckett, Szczęśliwe dni. Irena Tuwim wybrnęła, moim zdaniem, genialnie. Imię Kuba, najpopularniejsze w moim pokoleniu wśród krakowskich dobrych domów, zawsze uważałem za transgenderowe, a wprost mówiąc: bezpłciowe. To „a” na końcu i ci znani mi Kubowie… Kuba był Franciszkiem lat 80., czyli aspiracyjnym imieniem klasy, która wtedy jeszcze nie nazywała się średnią. KUBUŚ Puchatek to stworzenie płciowo elastyczne.

Tej części recenzji nie czytajcie swoim dzieciom. Pod koniec najntisów wśród młodzieży licealnej, przeważnie nerdowskiej, pewną popularność zdobyły Magiczne przygody Kubusia Puchatka: literatura samorzutna, oddolna, bachanalia na temat książki Milne’a. Dużo ćpali, przeklinali i robili straszne rzeczy w tej wersji Puchatka. Wczesnointernetowe pierwociny trollingu. Kłapouchy na przykład przechodzi tak zwanego „złego tripa”.

Kanoniczną wersję Milne’a czyta Janusz Gajos, a w każdym razie jego czytanie polecam. Słucha się go jak ulubionego dziadka i jakby był wieczór. Nie jest infantylny, nie jest przesłodzony, a czasem nawet brzmi dość perwersyjnie. Dzieci to kochają, gdy nie jest „dla dzieci”.

Myślę, że audiobook dzieciom to jest dobry pomysł (są pluszaki-odtwarzacze), bo małe powinny w pierwszej kolejności mówić. Jestem, jak Wiesław Myśliwski, za kulturą mowy. Dzieci są od tego, by robić „przekręty” (por. Michał Rusinek, Jak robić przekręty). Nie spieszyłbym się z przyuczaniem ich do czytania i do poprawności, ale do słuchania, jak ktoś inny czyta – to się nazywa „poczytaj mi, mamo”. Moja siostra miała cztery lata, kiedy udawała, że „umie w litery”: znała tekst ze słuchu, jechała palcem po tekście, mówiła, co niby czyta, i zbierała propsy.

Do rozważenia w dziale klasyka nagrana: Andersen i bracia Grimm głosem Stuhra starszego, Mały Książę (jednak) głosem Stuhra młodszego, Alicja w Krainie Czarów w wersji Anny Romantowskiej. Gdy to będzie przesłuchane, wtedy pogadamy.

Kocham pisanie o audiobookach, bo jest to jedyna praca, w której mogę zasnąć i dalej być w pracy. W teatrze to tak nie działa, bo spektakl przespany to spektakl nieobejrzany, ale audiobooki włączam na dobranoc i sprawdzam, jak wchodzą. Kubuś Puchatek w wersji Janusza Gajosa ładnie lula zmysły, bo lektor czyta nieteatralnie, nieperformatywnie, w sposób nieinwazyjny. Nie emocjonuje się. Ustawiam drzemkę w telefonie na za 30 minut i do tego czasu zawsze zdążę zemdleć z wrażenia.

 

Czytaj również:

Zbrodnia na ucho Zbrodnia na ucho
Wiedza i niewiedza

Zbrodnia na ucho

Paulina Wilk

Reportaż „Głosy” o głośnym morderstwie popełnionym przez Polaka na wyspie Jersey został przekształcony we wciągające słuchowisko. Oby tak brzmiała przyszłość audiobooków. 

Zaczynają autorzy – Ewa Winnicka i Dionisios Sturis, doświadczeni reporterzy, którzy w duecie podjęli się wyjaśnienia głębokich przyczyn makabrycznego morderstwa dokonanego przez Polaka na brytyjskiej wyspie. Czytają, jakby ze sobą rozmawiali, podając nam kolejne porcje opowieści. Porcje ułożone w precyzyjnie zaplanowany sposób, tak że napięcie narasta, ale coraz dokładniej rysują się także tło i okoliczności tragedii. Z każdym fragmentem nasza wiedza się powiększa, nie ma tu „pustych przebiegów”, żadnego informacyjnego czy krajobrazowego zbytku.

Czytaj dalej