Baśń nr 36 w II tomie Kinder- und Hausmärchen z roku 1815
Było raz trzech wysłużonych żołnierzy, którzy byli tak starzy, że nie mogli już nawet ugryźć budyniu, więc król pozbył się ich, nie dając im grosza emerytury. Wojacy nie mieli z czego żyć i pozostała im tylko wędrowna żebranina. Szli właśnie przez wielki las i nie mogli znaleźć jego końca, a gdy zapadł wieczór, dwóch położyło się spać, a trzeci musiał trzymać wartę, żeby nie rozszarpały ich dzikie zwierzęta. I gdy ci dwaj zasnęli, a jeden stał przy nich na straży, zjawił się człowieczek w czerwonym odzieniu i krzyknął:
– Kto tam?
– Dobry przyjaciel! – odpowiedział żołnierz.
– Co za dobry przyjaciel?
– Trzej wysłużeni żołnierze, którzy nie mają z czego żyć.
A wtedy człowieczek powiedział, że jeśli żołnierz podejdzie do niego, to obdaruje go prezentem, i jeżeli odpowiednio się nim posłuży, to będzie bogaty do końca swych dni. Żołnierz podszedł do człowieczka w czerwonym odzieniu, a ten podarował mu stary płaszcz. Gdy tylko żołnierz go założył, spełniało się wszystko, czego tylko sobie zażyczył. Jednak nie wolno mu było opowiedzieć o tym towarzyszom przed nastaniem dnia. Dopiero gdy zaświtało, a oni się obudzili, opowiedział im, co się wydarzyło. A potem poszli dalej i wędrowali aż do następnego wieczoru. Kiedy kładli się spać, to drugi z nich miał czuwać i stać na straży. A wtedy znowu zjawił się czerwony człowieczek i krzyknął:
– Kto tam?
– Dobry przyjaciel!
– Co za dobry przyjaciel?
– Trzej starzy wysłużeni żołnierze.
I wtedy człowieczek podarował wojakowi stary mieszek, który zawsze był pełen pieniędzy, choćby nie wiadomo ile się ich stamtąd wyjęło, ale również teraz żołnierzowi wolno było opowiedzieć o tym towarzyszom dopiero o świcie. Trzeciego dnia dalej szli przez las aż do zmroku i nocą stanął na straży trzeci żołnierz. Czerwony człowieczek przyszedł także do niego.
– Kto tam? – krzyknął.
– Dobry przyjaciel!
– Co za dobry przyjaciel?
– Trzej starzy wysłużeni żołnierze.
Wtedy czerwony człowieczek podarował mu róg, a gdy się weń zadęło, to wokół zbierały się armie wszystkich narodów. Rano, gdy każdy miał już jeden podarunek, pierwszy żołnierz założył płaszcz i zażyczył sobie, żeby nareszcie wyszli z tego lasu. I oto w mig stanęli poza nim. Zaraz poszli do gospody i kazali sobie dać jedzenia i picia, najlepszego, jakie tylko karczmarz mógł zdobyć. A gdy się z tym uporali, żołnierz z mieszkiem zapłacił za wszystko i nie oszukał karczmarza ani na halerz. A ponieważ byli już zmęczeni wędrowaniem, ten z mieszkiem powiedział do tego z płaszczem:
– Chciałbym, żebyś zażyczył sobie zamku. Pieniędzy mamy przecież dosyć i możemy żyć jak książęta.
I zaraz stanął tam zamek ze wszystkim co trzeba. A gdy tak sobie pożyli jakiś czas, żołnierz z płaszczem zażyczył sobie karety zaprzężonej w trzy siwki. Chcieli w niej pojechać do sąsiedniego królestwa i podać się tam za królewiczów. Wyruszyli więc z tak wielkim orszakiem lokajów, że to naprawdę wyglądało bardzo po książęcemu. Pojechali do króla, który miał tylko jedną jedyną księżniczkę. Gdy tylko się zapowiedzieli, to zaraz przygotowano dla nich komnaty i poproszono do stołu. I bawili się wesoło, a gdy zjedli i wypili, to zaczęli grać w karty, za czym księżniczka bardzo przepadała. Grała z tym, który miał mieszek, i wciąż wygrywała. Aż w końcu zauważyła, że mieszek ów wcale się nie opróżnia, i zrozumiała, że jest zaczarowany. Wtedy powiedziała do żołnierza, że przecież tak się zgrzał od tej gry, że powinien się napić, i nalała mu wina, do którego dodała napoju nasennego. A gdy tylko się napił, to zaraz zasnął, a wtedy księżniczka zabrała jego mieszek, poszła do swojej komnaty i uszyła inny, który wyglądał tak samo. Włożyła do nowego mieszka trochę pieniędzy i położyła go na miejscu starego. Następnego ranka trzej żołnierze wyruszyli w dalszą drogę, a gdy właściciel mieszka wydał tę odrobinę pieniędzy, która tam jeszcze pozostała, i znowu do niego sięgnął, to mieszek okazał się pusty. Wtedy zakrzyknął:
– Mój mieszek został zamieniony przez fałszywą księżniczkę, a my staliśmy się biedakami!
Ale kolega z czarodziejskim płaszczem powiedział:
– Niech cię o to głowa nie boli. Zaraz go odzyskam.
Od razu założył płaszcz i zażyczył sobie, by znaleźć się w komnacie księżniczki. Przeniósł się tam natychmiast i ujrzał ją, jak siedzi i liczy pieniądze, które co rusz wyciąga z mieszka. A kiedy księżniczka go zobaczyła, zaczęła wrzeszczeć, że jest u niej zbójca, a krzyczała tak głośno, że nadbiegł cały dwór, i już by go złapano, ale w ostatniej chwili żołnierz wyskoczył przez okno, gubiąc jednak płaszcz, który spadł mu z ramion. I gdy tych trzech znowu zebrało się razem, to nie mieli już nic ponad róg, a wtedy jego właściciel powiedział:
– Zaradzę temu. Rozpoczniemy wojnę.
I zadął, przywołując tak wielu huzarów i takie mnóstwo kawalerii, że nie dało się ich wszystkich zliczyć. Potem wysłał do króla posłańca z żądaniem, by oddał mieszek i płaszcz, bo jeśli nie, to z jego zamku nie zostanie kamień na kamieniu. Wtedy król zaczął namawiać córkę, by oddała skradzione skarby, zanim sprowadzą sobie na kark wielkie nieszczęście. Ale księżniczka odpowiedziała, że jeszcze spróbuje innego sposobu. I ubrała się jak uboga dziewczyna, wzięła koszyk na ramię i wyszła do obozu, by sprzedawać tam trunki, i poszła z nią jej pokojówka. Gdy dotarła do obozu, zaczęła śpiewać tak pięknie, że cała armia zbiegła się z namiotów i słuchała, a wśród nich także ten, który miał róg. Kiedy księżniczka go dostrzegła, dała znak pokojówce, która zakradła się do jego namiotu, zabrała róg i pobiegła do zamku. Potem i księżniczka wróciła do domu. I teraz miała już wszystko, a tych trzech towarzyszy musiało znowu iść na żebry.
Szli i szli, aż ten, który miał kiedyś mieszek, powiedział:
– Wiecie co, nie możemy ciągle być razem. Wy idźcie w tamtą stronę, a ja pójdę w tę.
I poszedł sam. Dotarł do lasu, a ponieważ był zmęczony, położył się pod drzewem, by trochę pospać. A gdy się obudził i spojrzał w górę, to okazało się, że spał pod piękną jabłonią, na której wisiały wspaniałe jabłka. Zgłodniały zerwał jedno i zjadł, a potem zjadł jeszcze jedno. I wtedy zaczął mu rosnąć nos. Rósł i rósł, był już tak długi, że żołnierz nie mógł wstać, a nos nadal rósł w lesie i jeszcze sześćdziesiąt mil poza las.
A jego towarzysze wędrowali tymczasem po świecie i szukali druha, bo przecież lepiej jest wędrować w towarzystwie, lecz nigdzie nie mogli go znaleźć. Nagle jeden z nich potknął się o coś i stanął na czymś miękkim – i aj! „Co to może być?” – pomyślał. A wtedy to coś drgnęło i oczom wędrowców ukazał się ogromny nos. Postanowili pójść za tym nosem i wreszcie dotarli do lasu, gdzie leżał ich towarzysz i nie mógł się ruszyć ani wstać. Koledzy wzięli więc drążek, owinęli wokół niego nos i chcieli go podnieść do góry, ale okazało się, że jest za ciężki. Szczęściem znaleźli w lesie osła, na którym położyli żołnierza, a długi nos nieśli przed nim na dwóch drążkach. Ale gdy przebyli kawałek drogi, zmęczyli się tak bardzo, że musieli odpocząć. I gdy tak odpoczywali, zobaczyli obok siebie drzewo, na którym wisiały piękne gruszki, a zza drzewa wyszedł człowieczek w czerwieni i powiedział do długonosego, że musi zjeść jedną z gruszek, to wtedy nos mu odpadnie. I rzeczywiście, kiedy żołnierz zjadł jedną gruszkę, to zaraz długi nos mu odpadł, a ostał mu się nie większy, niż miał poprzednio. A wtedy człowieczek powiedział:
– Nazrywaj jabłek i gruszek, wysusz je i zrób z nich proszek. Każdemu, komu dasz proszku jabłkowego, temu urośnie nos, a jeśli potem dasz mu proszku gruszkowego, temu długi nos odpadnie. Podaj się za wędrownego lekarza i najpierw daj księżniczce jabłko, a potem także proszek, a wtedy nos urośnie jej dwadzieścia razy dłuższy, ale niech cię to nie przestraszy!
Żołnierz nazbierał jabłek, poszedł na dwór królewski i podając się tam za ogrodnika powiedział, że ma taki rodzaj jabłek, które w ogóle nie rosną w tej okolicy. Gdy księżniczka to usłyszała, poprosiła ojca, by jej kupił kilka z tych jabłek, a król powiedział:
– Kup sobie, ile chcesz.
Kupiła więc i zjadła jedno. Tak jej smakowało, jakby przez całe swoje życie nie jadła lepszego. Zjadła więc jeszcze jedno, a gdy to się stało, lekarz wziął nogi za pas. Wtedy nos zaczął rosnąć i urósł tak wielki, że nie mogła wstać z fotela i w końcu upadła. Nos urósł na sześćdziesiąt łokci wokół stołu, na sześćdziesiąt wokół jej szafy, a potem wydobył się przez okno, wydłużył o sto łokci wokół zamku i powędrował dwadzieścia mil w kierunku miasta. Księżniczka leżała i nie mogła się ruszyć ani wstać, a żaden lekarz nie potrafił jej pomóc. Stary król kazał ogłosić, że jeśli znajdzie się jakiś przybysz, który potrafi pomóc jego córce, to dostanie za to mnóstwo pieniędzy. Stary żołnierz tylko na to czekał, zgłosił się jako doktor i powiedział:
– Jeśli taka wola Boża, to postaram się jej pomóc.
I dał jej proszku z jabłek, przez co nos zaczął rosnąć jeszcze bardziej, a wieczorem dał jej proszku z gruszek, i wtedy nos się trochę zmniejszył. Następnego dnia znowu dał jej proszku z jabłek, aby porządnie ją przestraszyć i ukarać, a wtedy nos znowu urósł i był o wiele większy niż wczoraj. W końcu powiedział:
– Najłaskawsza księżniczko, najwyraźniej kiedyś musiała pani coś ukraść. Jeśli pani tego nie odda, nie będę mógł pomóc.
– O niczym nie wiem – odpowiedziała.
A on na to:
– Tak właśnie jest, bo inaczej mój proszek już by pomógł. Jeśli pani nie odda skradzionych przedmiotów, to będzie musiała umrzeć z powodu długiego nosa.
A wtedy król powiedział:
– Oddaj mieszek, płaszcz i róg. Przecież je ukradłaś. Oddaj, bo twój nos nigdy się nie zmniejszy!
I pokojówka musiała przynieść wszystkie trzy rzeczy, a żołnierz w zamian dał księżniczce proszek z gruszek. A wtedy nos odpadł i musiało przyjść dwustu pięćdziesięciu mężczyzn, żeby porąbać go na kawałki i wynieść z zamku. A żołnierz ruszył do swych towarzyszy z mieszkiem, płaszczem i rogiem. I znowu zażyczyli sobie zamku. I pewnie wciąż jeszcze tam siedzą i spokojnie gospodarują.
Uwaga tłumaczki: w przekładzie starałam się utrzymać styl narracji oryginału, więc pewne sformułowania oddawałam dosłownie, by zachować charakterystyczną składnię i sposób obrazowania. Zachowałam także nieścisłości, np. gdy żołnierz ma się podać za lekarza, lecz podaje się za ogrodnika, a mimo to w narracji nazwany zostaje „lekarzem”.
Zachęcamy też do zapoznania się z tekstem o kulisach powstania tej baśni.