Latarnie morskie od wieków są obsesją ludzkości. Ucieleśniają marzenie pędzenia samotnego, wręcz mnisiego życia na krańcach świata, w bliskości żywiołu morza. Są najlepszymi zbudowanymi przez człowieka metaforami naszego losu.
Latarnie morskie zawsze hipnotyzowały. W każdym dziele, w jakim się pojawiają – czy jest to film, czy literatura – roztaczają silny nastrój tajemnicy. A ci bohaterowie, którzy zamieszkają w tych wysokich i wąskich wieżach, po jakimś czasie wydają się częścią nieprzeniknionego dla innych sekretu. Jakby nagle weszli do obrazu i zniknęli. Czy tym sekretem jest życie człowieka w wyjątkowej relacji z żywiołem? Samotność, często bez żadnego buforu bezpieczeństwa w postaci innego człowieka? Bliskość natury, która mówi innym językiem niż ludzie? A może chodzi o samo światło lampy, które przyciąga innych jak magnes. Fascynuje i zniewala.
To samo szaleństwo ogarnie przecież i flegmatycznego na co dzień Tatusia Muminka, i doświadczonego latarnika Toma w filmie The Lighthouse Roberta Eggersa. „Jest pewien czar w tym świetle” – powie Tom (fenomenalna