Don Kichot – tak mnie pamiętajcie
i
ilustracja: Karyna Piwowarska
Opowieści

Don Kichot – tak mnie pamiętajcie

Marcin Wicha
Czyta się 11 minut

Pożar Grenfell Tower w Londynie, wyburzenia w Moskwie, reprywatyzacja w Warszawie, slumsy Nairobi. I jeszcze chaotyczna urbanizacja, korki na drogach, smog zimą, upał w lecie. Właściwie każdy dzień przynosi potwierdzenie obaw Oskara Hansena. I wcale nie zbliża do jego rozwiązań.

Osiemdziesięcioletni Hansen siedzi na drewnianym koniu. Na głowie ma biały kołpak, pióropusz czy może miskę. Wymachuje lancą. Koński ogon zrobił z miotły. Chyba dobrze się bawi.

Minęło wiele lat, ale Internet podsuwa tę fotografię niczym ściągawkę z prawidłową odpowiedzią: Don Kichot – tak mnie pamiętajcie. Nie było w polskiej architekturze drugiego twórcy, który równie dobitnie potrafił opowiadać o sobie i o swojej pracy.

W postaci Don Kichota może wyrażać się niechęć do elektrowni wiatrowych, upodobanie do walki z silniejszym przeciwnikiem, moralna nadwrażliwość, upór, hiperaktywność.

Don Kichot to także przykład człowieka, który nie trafił w swój czas. Kilka wieków wcześniej jego wariactwo mogło się wtopić w wariactwa epoki. W XVII w. entuzjasta rycerskich romansów był już tylko wysłannikiem chaosu, cząstką zamętu w spokojniejszym otoczeniu.

Kalendarium życia Hansena wylicza wiele porażek. Projekty przerwane i porzucone. Projekty zniekształcone przez wykonawców. Realizacje znienawidzone przez mieszkańców. 

Z drugiej strony, życiorys Hansena to wiele pracowitych dziesięcioleci. Czas, kiedy budował domy i osiedla, wykładał, podróżował, cieszył się uznaniem na świecie. Dwanaście lat po śmierci architekta jego renoma wciąż rośnie.

Przez całe życie związany z 

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Lokalny design – daleki i bliski

Lokalny design – daleki i bliski

Agata Nowotny

Norwescy projektanci potrafią zmienić karmnik dla ptaków w manifest przyrodniczy, a wykorzystując ludowe wzory, pytają o miejsce tradycji we współczesnymi świecie. Polski design również potrafi zanurzyć się w lokalności. Oba dzieli jednak zasadnicza różnica – podkreślona na wystawie w Krakowie.

W 2015 r. Ole Petter Wullum zaprezentował krzesło, które od razu stało się hitem wśród wielbicieli skandynawskiego designu. Wzorowane na tradycyjnych krzesłach wytwarzanych w norweskim Budal zostało przeprojektowane tak, by było wygodniejsze i bardziej ergonomiczne. Z lokalnego wyrobu zmieniło się w popularny produkt, co jednak nie spodobało się stolarzom z Budal. Oburzeni działaniem projektanta stworzyli stronę internetową i hasło informujące o tym, że prawdziwe krzesła pochodzą z ich miasta. Na wystawie w Międzynarodowym Centrum Kultury w Krakowie można było oglądać oba siedziska. Jedno nosiło ślady używania, drugie było nowe. Kontrast wywołany przez ich zestawienie może być doskonałą ilustracją opowieści o znaczeniu lokalności we współczesnym designie.

Czytaj dalej