Dorożką w Aleje
i
"Fałsz kobiety (Maryla Grossmanowa i autoportret)", pastel na papierze, Witkacy, Muzeum Narodowe w Warszawie
Opowieści

Dorożką w Aleje

Izabela „Czajka” Stachowicz
Czyta się 10 minut

Witkacy wiele osiągnął pracą własnych rąk. A jednym ruchem nogi zniweczył kilkuletnią przyjaźń! Z okazji 80. rocznicy śmierci artysty w przepastnych archiwach „P” odszukaliśmy wspomnienia jego muzy.

Stał za oknem dwukołowym wózku Walentego, z trudem utrzymując równowagę. Siedziałam przy biureczku i gryząc obsadkę, z rozpaczą stwierdziłam, że pominęłam w przeżyciach Ingeborgi okres miłości z motocyklem!

– Bella… – głowa Stasia kiwała się w lufciku.

– Co?

– Idź do przedpokoju i otwórz mi drzwi. Przyszedłem się z tobą po­żegnać, jutro rano wracam do Zakopanego.

Ojciec w stołowym pokoju podejmował swojego przyjaciela Lewen­fischa. Na palcach podeszłam do frontowych drzwi. Po brzęku szkła i sztućców pojęłam w lot, że sobie popijają, nie było więc niebezpieczeństwa.

Otworzyłam. Wszedł do pokoju w płaszczu. Znów miał twarz stężałą i nieruchome oczy. Aha, pejotl – pomyślałam ze złością. Trudno było mnie trzeźwej, po kolacji, na którą dostałam kalafior z masełkiem, przenieść się do świata jego kolorowych wizji.

Ciężko usiadł w foteliku, za sobą miał biały, kaflowy piec. Na tle tego pieca jego twarz wydała mi się ciemna. Głową kiwał zupełnie tak samo jak przed lufcikiem, kiedy stał na tym dwukołowym wózku Walentego.

– Chciałbym z tobą pojechać do Meksyku – powiedział cicho – w Meksyku bylibyśmy szczęśliwi…

– Trochę za daleko jak dla mnie – warknęłam ze złością. Myślałam znów o Ingebordze i jej pożyciu z jachtem.

– Ach, ty nie możesz sobie wyobrazić intensywności światła w Meksyku…

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Obraz Lily Briscoe
i
"Abstrakcja", ok. 1914 r., Vanessa Bell, Tate Gallery w Londynie
Doznania

Obraz Lily Briscoe

Grzegorz Uzdański

W jesiennym numerze o opowieść o ulubionym dziele redakcja „P” poprosiła swoją ukochaną artystkę, która już jakiś czas nie żyje – Virginię Woolf. W spirytystycznym kontakcie z pisarką pomógł autor Nowych wierszy sławnych poetów.

Virginia Woolf żyła między malarzami i malarkami – w zasadzie niemal dosłownie, zważywszy na to, jak dużo czasu spędzała w Char­leston u swojej siostry, malarki Vanes­sy Bell, i szwagra, teoretyka malarstwa Clive’a Bella, gdzie często (lub nieustannie) bywali też malarz Duncan Grant, malarka Dora Carrington oraz krytyk i malarz Roger Fry. Sama Woolf pisała eseje o malarstwie (choć dużo rzadziej niż o literaturze). Kiedy przyjeżdżała w odwiedziny do Charleston, mogła tam wielokrotnie obserwować, jak ktoś pracuje nad obrazem lub rzeźbą. Miała więc z pewnością mnóstwo ulubionych dzieł sztuki, które istnieją, ale ja chciałem napisać o tym z jej ulubionych obrazów, który nie istnieje. A raczej: istnieje tylko w powieści Do latarni morskiej.

Czytaj dalej