Cudowne dziecko, syn w cieniu ojca, architekt, dekorator, konstruktor, pilot akrobata, kierowca wyścigowy, fotografik. Carlo Mollino.
Tworzyć architekturę i bić się na pięści: dla niego to była kwestia moralności; nie miał trosk materialnych” – napisał w 1933 r. Carlo Mollino o swoim alter ego – Ettore Lavazzy alias Oberonie. Życie Oberona to wydana w latach 30. na łamach włoskiego pisma architektonicznego „Casabella” biografia niespełna 30-letniego ekscentrycznego turyńskiego architekta, który żył pięknie, a umarł młodo. Autor fikcyjnej biografii fascynował się tematem śmierci i tym, co po niej nastąpi, przez całe swoje – jak się miało okazać – dość długie życie.
Carlino i Torino
Mollino urodził się w Turynie w 1905 r. Jako lokalny patriota chwalił się znajomym, że nigdy nie nocował w oddalonym o 140 km Mediolanie – mieście, które od zawsze walczyło z Turynem o dominację w północnych Włoszech. Relacje Mollina ze stolicą Piemontu były jednak słodko-gorzkie. Jego realizacje (w większości w mieście lub na jego obrzeżach) krytyka przyjmowała sceptycznie. I chociaż obecnie jego budynki uznawane są za jedne z najciekawszych przykładów architektury w powojennych Włoszech, dla ówczesnej lokalnej socjety, o wyjątkowo mieszczańskich gustach, były one zbyt nowatorskie. Nie jest to mimo wszystko historia o niedocenionym artyście, który zmarł z głodu. Do końca życia Mollino mieszkał w domu zamożnych rodziców. Mógł więc poświęcić się swoim największym pasjom, a miał ich wiele. Bywał architektem, dekoratorem wnętrz, projektantem mebli i ubrań, pilotem akrobatą, kierowcą samochodów wyścigowych (które oczywiście sam projektował), fotografem, scenografem, zapalonym narciarzem, pisarzem i twórcą licznych patentów. Poza tym kochał literaturę i film. Miał wyrobione zdanie na każdy możliwy temat, co spowodowało, że oprócz dzieł z dziedziny mody, sztuki użytkowej i architektury napisał też kilka książek teoretycznych, m.in. teorię narciarskiego szusowania (dlaczego by nie?!). Architektura jednak pozostała do końca życia jego największą pasją.
Geniusz Carla Mollina skrzył się już na kartkach zeszytu z I klasy, który dzisiaj wystawiony jest w Muzeum Alinari we Florencji. W datowanym na 1911 r. kajecie widać rysunki panoramiczne miasta, w których zgadzają się wszystkie zbiegi. Pod rysunkiem widnieje podpis wychowawczyni: „Carlino wykonał rysunek z użyciem perspektywy bez żadnej pomocy”. Kilka miesięcy później „Carlino” sporządzi jeszcze rysunki cylindra samochodowego i aparatu fotograficznego. Oba w formie przekroju. Od wczesnych lat szkicował oburącz, nierzadko jednocześnie.
Podobnie jak z miastem, z ojcem też miał trudną relację. Eugenio Mollino był wielce szanowanym i zdolnym inżynierem, który dorobił się fortuny, budując prawie 300 budynków w samym Turynie. Chociaż Carlo uważał go za wzór i do końca życia z dumą prezentował w swoim curriculum vitae wykonane wspólnie z nim prace (dzielili biuro do śmierci ojca, później to tam Mollino kontynuował swoją praktykę), ojciec zarzucał mu, że jest „niechlujny” lub „do niczego”. Zdesperowany inżynier nie mógł znieść, że syn pojawiał się w biurze, gdy miał na to ochotę, najczęściej w późnych godzinach wieczornych. Czasami znikał na całe dnie, zapadał w letarg, by następnie w twórczym szale tworzyć tygodniami. Interesował go tylko ideał. „Wszystko jest dozwolone, dopóki jest fantastyczne!” – głosił.
Po śmierci ojca w 1953 r. na pewien czas odda się dwóm pasjom: akrobatycznemu lotnictwu i wyścigom samochodowym. W 1955 r. wraz z Enrikiem Nardim i Mariem Damontem zaprojektuje samochód, który nazwą Damolnar Bisiluro (w 24-godzinnym wyścigu Le Mans pobije rekord prędkości dla silników w kategorii 750cc, który utrzyma się przez dwa lata). Opływowy, piękny, wyglądający jak dwie złączone ze sobą torpedy samochód miał tę nietypową cechę, że w jednej części siedział kierowca, a z drugiej strony na tej samej wysokości był zamontowany silnik. Mollino zawsze dążył do łamania konwencji i przekraczania granic. Prędkość i ruch będą dla niego ciągłą inspiracją.
Miasto, barok, maszyna
Bruno Zevi, czołowy włoski krytyk architektoniczny lat powojennych, napisze o nim tak: „Jeden z najgenialniejszych i najbardziej enigmatycznych reprezentantów awangardy, niekonwencjonalny za wszelką cenę, skrajnie indywidualistyczny, należał do tradycji samotnych wynalazców, takich jak Leonardo da Vinci czy Buckminster Fuller. […] Lata pobierania przez niego nauk zbiegły się z dzikim okresem »drugiego futuryzmu«. Ale oparł się możliwości przypisania się do jakiejkolwiek osoby lub grupy. Nie przyznając się do tendencji futurystycznych, odziedziczył po Marinettim zapęd do szybkości, a jego stałym odniesieniem był świat maszyn. Jeśli chodzi o Le Corbusiera, jedyny impuls kulturowy, który od niego przyjął, to wrażliwość na logikę produkcji przemysłowej. Jednak wszystko to było podsycane zamiłowaniem do organicznych form, które integrował w swoich projektach, czerpiąc przyjemność z nadawania im podwójnych znaczeń”.
Dwuznaczność będzie jego wizytówką. Antropomorficzne kształty mebli można by uznać za fanaberie formalne, gdyby nie to, że nie zawierają ani jednego zbędnego elementu, co pozwala widzieć w Mollinie nie tylko niezwykle uzdolnionego artystę, lecz także inżyniera o niezwykle solidnych podstawach. Części jego niektórych mebli przypominały miednice lub kręgosłupy, przyjmowały formę bliżej nieokreślonego ciała w ruchu. Od śmierci Mollina w 1973 r. aż do lat 90. jego projekty zostały zapomniane przez świat dizajnu, porozrzucane po turyńskich składach lub sklepach z meblami z drugiej ręki. Dzisiaj o ich zakupie pomarzyć mogą tylko najbogatsi. W 2000 r. stolik kawowy wykonany z drewna dębowego i szkła, który Mollino zaprojektował w 1948 r., sprzedano na aukcji w nowojorskim domu aukcyjnym Christies za, bagatela, 3,8 mln dolarów. Cena wywoławcza wynosiła 200 tys. dolarów.
Dwuznaczność to również jego modus operandi w architekturze. Tworzył budynki nowoczesne, które czerpały garściami z architektury wernakularnej lub barokowej. Jego surrealistyczny gmach Turyńskiego Towarzystwa Hippicznego z 1937 r., niecnie zburzony 24 lata później, swoimi organicznymi formami przełamał racjonalistyczny impas charakteryzujący ówczesną architekturę włoską. W 1948 r. stworzy budynek wyciągu orczykowego przy Lago Nero w piemonckich Alpach, który będzie wyjątkowym przykładem łączenia tradycyjnej lokalnej architektury i brawurowej, nowatorskiej konstrukcji. Do betonowego cokołu z wystającymi wspornikami dołączy drewniane zwieńczenie o futurystycznej formie, lecz zbudowane z bali. Do tego doczepi rozległy taras wspierający się na dwóch cieniutkich, ale rozszerzających się do góry stożkowych kolumnach. Amerykański krytyk architektury George Kidder Smith nazwie budynek „najbardziej trójwymiarową pracą nowoczesnej architektury”.
Warto wspomnieć też o niebywałym budynku Teatru Królewskiego w Turynie powstałym w latach 60. XX w. Kryje się on za odbudowaną XVIII-wieczną elewacją, w rzucie przypomina talię kobiety, a w środku mieści główną salę teatralną, która zarówno w planie, jak i w przekroju ma kształt… jajka. Mollino dążył do tego, by skupić całą uwagę widza tylko na scenie, rozmywając totalnie otoczenie. Sala jest ogromnym kokonem okrytym do połowy czerwoną wykładziną. Na białym kopułowatym sklepieniu, utrzymanym przez 40 widocznych żeber, architekt zawiesił balkony i setki cieniutkich lamp, które dają rozproszone i lekkie światło. Oprócz tego ozdobił sufit fioletowym, geometrycznym rysunkiem, który gęstnieje, im bliżej jest sceny, tym samym subtelnie nakierowując wzrok widza na środek sali. Dzięki tym zabiegom to, co jest poza sceną, staje się częścią nierealnego i niewyraźnego świata. Nie jest to przypadek. Surrealistyczne i oniryczne motywy od najwcześniejszych lat inspirowały Mollina. Już w latach 30. wykupił wszystkie numery paryskiego pisma „Minotaure”, gdzie publikowali Dalí, Breton, Tzara, Giacometti i Picasso. Na płynne i organiczne formy oraz iluzjonistyczne zabawy, które proponował Mollino, przemożny wpływ miała również architektura barokowa. To w Turynie właśnie na przełomie XVII i XVIII w. tworzyli wybitni przedstawiciele jego dojrzałej i późnej odmiany, architekci Guarino Guarini i Filippo Juvarra. Ich budowle musiały go inspirować od najwcześniejszych lat.
Wypoczynek wojownika
Mistrzostwo niedopowiedzenia i dwuznaczności osiągnie Mollino w swoim najbardziej enigmatycznym projekcie – tajnym apartamencie w centrum Turynu, który zakupił w 1960 r. i dekorował do 1968 r. O jego istnieniu nie wiedział prawie nikt poza niektórymi przyjaciółmi architekta oraz… całą rzeszą tancerek i striptizerek, które Mollino regularnie zapraszał do siebie pod osłoną nocy, poznając je wcześniej w turyńskich klubach nocnych (tak, Mollino projektował też wnętrza klubów nocnych!). Mimo że zgromadził w nim swoje najcenniejsze skarby i ozdobił z największą starannością, Mollino nigdy w tym apartamencie nie zamieszkał. Jego projekt to mieszanka wielu stylów, miejscami lawirująca na granicy kiczu. Pikowane różowe fotele, pastelowe draperie, wielkoformatowe powiększenia rycin lasu jako tapety, ruchome drewniane japońskie drzwi, ściany wyłożone lustrami czy kominek w stylu Ludwika XV. Ciężkie welurowe zasłony w ciemnych tonacjach mieszają się z tapetami w gepardzie cętki, a dizajnerskie meble z drugiej połowy XX w. (fotele Tulip projektu Eero Saarinena) z meblami o bardzo klasycznych elementach.
Do niedawna sądzono, że mieszkanie na via Napione było wyłącznie miejscem, w którym stary kawaler mógł gromadzić ulubione przedmioty, spełniać swoje fantazje erotyczne lub rozwijać pasję fotograficzną. To tam bowiem powstało sporo z jego 1200 starannie przez niego wyreżyserowanych polaroidów roznegliżowanych pań, przypadkowych znajomych z nocnych eskapad. Dziś zdjęcia te wystawia się na całym świecie.
Kustosz apartamentu Fulvio Ferrari, największy znawca dzieł Carla Mollina, analizując jego traktat o fotografii z 1949 r. – Il Messaggio dalla camera oscura – zwrócił uwagę na zdjęcie popiersia królowej Teje, żony faraona Amenhotepa III, pasjonata architektury. Jak się okazało, przez całe życie Mollino zbierał książki z zakresu egiptologii i był zafascynowany teoriami pośmiertnego życia dusz w antycznym Egipcie. Tym nielicznym, którym opowiadał o mieszkaniu, mówił, że jest to „dom wypoczynku wojownika”. Łącząc te wszystkie informacje, Ferrari ukuł teorię, iż mieszkanie Mollina było przestrzenią zbudowaną na wieczną siedzibę duszy, a nagromadzone w nim obiekty miały towarzyszyć mu w podróży na tamten świat.
Czy o to chodziło? Nie dowiemy się nigdy. Gdzie Mollino, tam dwuznaczność. Architekt zmarł 27 sierpnia 1973 r., w biurze. Miał 68 lat. Ironią jest, że zamiast w miejscu, które z wielkim namaszczeniem szykował specjalnie na tę okazję, śmierć dosięgnęła go w pracowni zaprojektowanej przez ojca, w której sam Mollino z szacunku do niego nie zmienił nawet mebla.
Tego tekstu możesz również posłuchać w naszym dziale Multimedia.