Przemijanie drobnych stworzonek
i
„Kwiaty i drobne stworzonka – Vanitas”, Abraham Mignon, XVII w., Muzeum Narodowe w Warszawie (domena publiczna)
Doznania

Przemijanie drobnych stworzonek

Michał Książek
Czyta się 7 minut

Natura, jak przedstawił ją Abraham Mignon na swoim obrazie, eksploduje feerią barw. Jednak im dłużej wpatrujemy się w płótno, tym więcej wypełza z niego mroku.

Korytarz Galerii Sztuki Dawnej na drugim piętrze Muzeum Narodowego w Warszawie nie jest szeroki, ale stojąc przy jednej ścianie, można jednak spojrzeć z pewnej odległości na drugą. W pierwszej chwili na obrazie Mignona Kwiaty i drobne stworzonka – Vanitas widać tylko wielką wielobarwną plamę. Dopiero gdy podejdzie się bliżej, plama rozpada się na dziesiątki mniejszych, ukazując tytułowe kwiaty i drobne stworzonka – wiernie odtworzone gatunki roślin, owoce, liście.

Atlas gatunków

Widoczne z daleka kolorowe kleksy to po zbliżeniu się – maki, peonie i róże. Z łatwością można rozróżnić białą lilię, ostropest i niebieski powój. Bez cienia wątpliwości rozpoznajemy kosaćca, niezapominajkę oraz wiciokrzew. Bardzo wiernie odtworzono też trawy: wyczyńca, wiechlinę i trzcinnik – są dokładnie takie, jakie można również dzisiaj znaleźć na łąkach pod miastem. Mignon mógł oglądać je pod Frankfurtem i nad rzeką Men, gdzie spędził pierwszą połowę życia. Na obrazie nie zabrakło także pszenicy i rdestu. Rodzinę selerowatych, czyli tych z kwiatami w formie białych baldaszków, reprezentują krwawnik pospolity i trybula leśna (choć może to świerząbek?). Żywe kontrastowe barwy układają się w kwiaty i wabią widza jak pszczołę. Po bliższym przyjrzeniu się widać, że bukiet czy też ogródek umieszczono pod drzewkiem pomarańczy o dojrzałych, a nawet gnijących owocach. I tu następuje olśnienie: niektóre z kwiatów i listków to owady.

Abraham Mignon, pierworodny syn handlarza serów posłany na naukę do malarza kwiatów Jacoba Marrela, znany był z zamiłowania do szczegółów. Z dokładnością badacza przyrody opracowującego atlas odtworzył na szczycie pomarańczowego drzewka rusałkę admirała. Niżej, na ostropeście, ni to przysiada, ni to zawisa fruczak gołąbek o rudych skrzydełkach i białej „pachwince”. Widać nawet trąbkę do spijania nektaru. Jeszcze niżej, pod niebieskim kosaćcem, na źdźble trawy odpoczywa rusałka pawik. Spojrzenie łowi ponadto chrabąszcza majowego, ale zaraz przyciąga je ciemny punkt na jas­nym kamieniu. Czernieje tam chrząszcz, tuż pod drzewkiem pomarańczy, które roś­nie w skrzynce. To żuk gnojowy – sam się tu raczej nie wspiął, prędzej umieściła go tam ręka mistrza Mignona. Zmierza w kierunku skrzynki, po której pełznie ślimak wstężyk gajowy o jaskrawożółtej skorupce w ciemne paski. Skąd wiemy, że to nie tak podobny do gajowego inny gatunek – wstężyk ogrodowy? Owszem, ich muszle wyglądają prawie identycznie, lecz wstężyk gajowy ma wokół jej otworu ciemną „wargę”, której brakuje żukowi. Nie uszło to uwagi Mignona, ucznia Marrela, ale przecież także Jana de Heema – mistrza martwych natur, u którego terminował po przeprowadzce do Utrechtu.

Informacja

Z ostatniej chwili! To druga z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Po drugiej stronie drzewka motyl plamiec agreściak wisi w pajęczej sieci. Choć jej nie widać, tuż nad owadem dostrzegamy pająka krzyżaka, którego poza zdradza obecność niewidocznej tkaniny. Stawonogi, ślimak i żuk na obrazie Mignona układają się w animalistyczny krąg skomponowany wokół pysznego bukietu, a domknięty ważką z rodzaju Coenag­rion (łątki) umieszczoną w sąsiedztwie rusałki admirała.

Marność nad marnościami

Abraham Mignon był autorem martwych natur, jednak to określenie nie pasuje do omawianego obrazu. Odpowiedniejsze byłoby raczej angielskie still life, które da się przecież przetłumaczyć jako „spokojne życie”. Martwe natury dzieliły się wówczas m.in. na vanitas – poświęcone przemijaniu, sottobosco (z włoskiego dosłownie „runo leśne”) – dedykowane żyjątkom i roślinom dna lasu oraz game – przedstawiające dziczyznę (np. martwego bażanta). W dziele Kwiaty i drobne stworzonka mistrz Mignon połączył cechy sottoboscovanitas. Ten drugi sposób obrazowania dominuje w zewnętrznej partii płótna, w kręgu szarych barw i cienia otaczającego pełen jaskrawych kolorów środek. Treść wanitatywna – smutna, a nawet odrażająca – pojawia się nieuchronnie po pierwszym zachwycie wywołanym feerią barw.

Dzieło nie jest silnie oświetlone. Takie samo, łagodne, wręcz słabe światło, mogło być we frankfurckim domu połowy XVII w., w jakim wychowywał się i uczył Mignon. Trzeba uważnego spojrzenia, by stwierdzić, że skrzynka z pomarańczą i bukietem znajduje się pod małym dębem, który ujmuje kompozycję klamrą z prawej strony. Na jego pniu, tuż nad białą lilią możemy dostrzec bardzo starannie oddane porosty, czyli grzyby zlichenizowane.

Artysta niezwykle wiernie przedstawił złotorosta o listkowatych plechach przypominających ozdobne wyroby jubilerskie (precyzję odwzorowania można sprawdzić na drzewach rosnących przed muzeum, na których też występuje ten gatunek). Tuż obok niego znajdują się krzaczkowate plechy odnożycy mączystej albo opylonej. Widz może się zastanawiać, czy autorowi chodziło o zachwyt nad porostami, czy raczej o przedstawienie zagrzybionego, rachitycznego drzewka. Jego korona tworzy rodzaj obramowania nad kompozycją wraz z łukiem wejścia do groty czy też jej sklepienia, a może ruin ogrodu, pośród których – jak się zdaje – umieszczono kompozycję.

U nasady korony dębu w gnieździe siedzi szczygieł, jakby wyjęty z atlasu ptaków. Zza drzewka wygląda dudek. Dąb domyka kompozycję z góry i z prawej strony widza, z lewej uzupełnia ją martwy krzak róży, posadzony w koszu. Stamtąd wyglądają intensywnie granatowe kwiaty trującej goryczki. O ile nad krzakiem róży jest jeszcze dość jasno – dochodzi tam światło ze szczeliny – o tyle w dolnej partii ogrodu panują wilgoć, szarość i cień. W bajorku pokrytym rzęsą, z samotnym liściem grzybienia albo grążela pośrodku, siedzą trzy żaby wodne. Zaskroniec wychodzi z wody na gęsty od roślin brzeg, kolejny gad zerka z gąszczu kwiatów. Pod nim widać brzozową gałąź ze srebrnymi krzaczkami porostów z gatunku odnożyca albo mąkla, choć można wśród nich wyróżnić także listkowate tarczki przypominające inne okazy: obrost wzniesiony, zmienny albo pustułkę pęcherzykowatą.

Na mchu poniżej, u stóp kamienia, leży szkielet dudka. Mimo zaawansowanego rozkładu można rozpoznać charakterystyczne czarno-białe paski na resztkach piór, dziób i czub. Nieco dalej martwe pisk­lę – jak się wydaje muchołówki szarej (na pisklę wskazuje niewyrośnięty ogon). Wszędzie leżą rozrzucone kości, a raczej kostki. Szary ptak przycupnął w kącie obrazu, jest skurczony, próbuje się ukryć, ma zamknięte oczy. Drugi, schowany pośród liści łopucha, zerka na nas z przestrachem. Wokół kostek i truchła pisklaka zbierają się mrówki. Chrząszcz grabarz, gatunek rozmnażający się dzięki padlinie, wędruje w stronę zarośli. Na całość z wysokości kamienia spogląda szara mysz. Mignon przedstawił ją tak subtelnie, że na pierwszy rzut oka wygląda jak cień. Trzeba się nachylić i przyjrzeć strefie mroku, by zobaczyć czarny koralik oka.

Szkielet dudka na ziemi, pośród kości oraz innych turpistycznych artefaktów, sprawia, że spojrzenie widza wraca do żywego dudka na dębie – w górnej partii obrazu. Po drodze odnotowuje motyle, kwiaty, owoce pomarańczy. Wówczas zamysł artysty staje się jasny – w swoim przedstawieniu ukazał cykl życia: od żywych ptaków, z których jeden (szczygieł) wysiaduje jaja w gnieździe, poprzez kwitnące i owocujące rośliny w centralnej partii obrazu, po śmierć i rozkład poniżej. Vanitas vanitatum et omnia vanitas.

Nauczyciele

Tego, jak malować owady i rośliny, Abraham Mignon uczył się najpierw od Jacoba Marrela (1614–1681), który nie stronił od ujęć małych zwierząt. Był on uczniem Georga Flegela (1566–1638), innego niemieckiego malarza i rysownika martwych natur – głównie owoców, ryb i ptaków (umieszczanych we wnękach albo w skrzynkach).

Już po przeprowadzce do Utrechtu Mignon znalazł zatrudnienie w pracowni Jana Davidszoona de Heema (1606–1684), kolejnego barokowego mistrza, który w pierwszych latach twórczości koncentrował się na tematyce wanitatywnej. Stąd w jego pracach czaszki, zegary, klepsydry czy instrumenty symbolizujące krótkość i ulotność brzmienia. Po pobycie w Antwerpii nauczyciel Mignona malował bogate kompozycje złożone z kwiatów, a także owoców i skorupiaków leżących na srebrnych i złotych naczyniach. Umieszczał je często na tle kraj­obrazu, tworząc nowy rodzaj pejzażu leś­nego w malarstwie: okazała martwa natura złożona z roślin i kwiatów, zza której wygląda kawałek lasu. Zupełnie jakby patrzący stał tuż przed kwiatami, być może je wąchał, a które zasłaniały mu krajobraz. Te pełne przepychu kompozycje usytuo­wane na skraju lasu upodobał sobie też Abraham Mignon.

Uważności w obserwowaniu dna lasu (a także ogrodu) artysta uczył się, studiując obrazy Ottona Marseusa van Schriecka (1613–1678), którego martwe natury przedstawiające grzyby, owady, płazy i gady zachwycają techniczną precyzją. Z racji uważności nazywano van Schriecka fretką albo niuchaczem (tabakiera, snuffler), ponieważ w ogrodach zawsze węszył, szperał i wciąż szukał interesujących szczegółów. Nie inaczej było z Abrahamem Mignonem, który w Kwiatach i małych stworzonkach wywęszył niejeden zaskakujący drobiazg.

Wszyscy ci malarze byli beneficjentami pewnego zwrotu w kulturze średniowiecznej Europy. Otóż gdzieś pod koniec XV w. twórcy zaczynają dostrzegać w owadach, gadach i płazach nie tylko zwierzęta sfery profanum, towarzyszące szatanowi na sądzie ostatecznym. W myśl zasady wiernego przedstawiania świata również te najmniejsze stworzenia są dokładnie odwzorowywane – i okazują się piękne. Wielu artystów – szczególnie z kręgu reformacji – uzna, że w owych najdrobniejszych przejawach życia objawia się największa chwała Stwórcy. Pierwsze przykłady nowego podejścia można obserwować chociażby na obrazach Leonarda da Vinci (1452–1519) i Albrechta Dürera (1471–1528); 150 lat później w Niderlandach martwe natury z drobnymi zwierzętami będą należały do najczęstszych tematów i przyczynią się do rozwoju badań nad przyrodą.

„Kwiaty i drobne stworzonka – Vanitas”, Abraham Mignon, XVII w., Muzeum Narodowe w Warszawie (domena publiczna)
„Kwiaty i drobne stworzonka – Vanitas”, Abraham Mignon, XVII w., Muzeum Narodowe w Warszawie (domena publiczna)

Czytaj również:

Lasy ekstraklasy
i
zdjęcie: Pexels/Pixabay
Ziemia

Lasy ekstraklasy

Adam Zbyryt

Zieleń i ptasie trele nie tylko są przyjemne, lecz także mogą nas uzdrawiać. Mocne stwierdzenie? Tak, ale istnieją na to dowody. Wygląda na to, że wszyscy jesteśmy biofilami, dla których harmonia z naturą jest warunkiem szczęścia.

Siedziałem przed komputerem, próbując rozpocząć pisanie tego artykułu. Czas mijał, a ja ciągle poprawiałem pierwsze zdanie. Czułem frustrację i narastające napięcie. W końcu zamknąłem laptopa, włożyłem kurtkę oraz buty turystyczne i pojechałem do lasu. Wędrowałem jak zwykle poza szlakami, na przełaj, nieśpiesznie poszukując śladów jego mieszkańców: fantazyjnie powykręcanych korzeni, piór zgubionych przez ptaki czy odciśniętych w śniegu tropów. Gdybym mógł zmierzyć poziom kortyzolu (hormonu stresu) przed wyjściem do lasu i po zakończeniu spaceru, różnica byłaby spora. Po powrocie usiadłem zrelaksowany w fotelu, otworzyłem laptopa, a słowa bez większego problemu zaczęły pojawiać się na ekranie.

Czytaj dalej