Dusza jak kompost Dusza jak kompost
i
qinghill / unsplash
Przemyślenia

Dusza jak kompost

Julia Fiedorczuk
Czyta się 9 minut

Każda rzecz ma swój czas, każda ma swoje mijanie. Wszystko, co żyje, stale się zmienia, rośnie, dojrzewa, obumiera; zamienia się w kompost, z którego wyrastają inne formy życia – „cóż za chemia!”, zachwycał się Walt Whitman w słynnym wierszu Ten kompost (This Compost), kontemplując przemianę żywego w martwe, martwego w żywe (zdrowego w chore, chorego w znowu zdrowe). Żyjemy na wielkim cmentarzu, każdy skrawek materii już po wielokroć umierał, przechodząc z jednej postaci życia w inną. I nasze aktualne ciała zamienią się w kompost, z którego z czasem wyłonią się inne formy istnienia, tak „zmartwychwstaniemy”, zanurzając się – znowu i znowu – w „życiu nie do pojęcia” w Utopii Wisławy Szymborskiej otaczającym pustą wyspę, „na której wszystko się wyjaśnia”.

Nadawanie formy to po grecku poiesis (od starogreckiego: ποίησις), z tego samego źródła wywodzi się słowo poezja. Kompost, jak pisze poetka i botaniczka Urszula Zajączkowska, „jest domem pracy twórczej cząstek elementarnych świata”. Rozkład i synteza to dwie strony tego samego medalu, dwa aspekty jednego procesu, jak wydech i wdech. Poezja ma sporo wspólnego z kompostem, co zauważył między innymi Gary Snyder, przyrównując umysł do kompostownika, gdzie nowe idee mieszają się z tym, co wycieka z ciemnego dna, gdzie stare przenika się z młodym, by doprowadzić do wykiełkowania nowej, żywej treści – na przykład myśli, na przykład wiersza.

Wzrost, dojrzewanie, uwiąd, rozkład – te procesy dotyczą także idei, metafor, opowieści, wszystkich tych zmiennych form, w które przyobleka się materia ducha: mądrość, intuicja. Przekwitają koncepcje, złote myśli tracą blask. Starzeją się książki, rozpadają mity. Kurczowe trzymanie się starych form pozostaje w sprzeczności z fundamentalnym prawem życia, w którym jedno tylko nie podlega zmianom: fakt, że wszystko się zmienia. A jednak nie dochodzi do całkowitego zerwania ciągłości, skoro budujemy zawsze tylko z dostępnych już materiałów. Nowe koncepcje, nowe historie, nowe wiersze powstają na bazie tego, co już pomyślane i wypowiedziane; wyobraźnia nie działa sama z siebie, w próżni, potrzebuje pożywienia, energii, jak wszystko, co rozwija się i rośnie.

Patrzę na stare, dawno niewidziane zdjęcie mojej matki i rozpoznaję wyraz twarzy – znam go przecież z lustra. Moje gesty naśladują gesty bliskich osób: nie wnikam, ile w tym genetyki, a ile nawyku. Podobno małżonkowie po długich latach wspólnego życia upodobniają się do siebie fizycznie. Pamięć, jak pajęczyna, łączy punkty w czasie. Skończyło się tegoroczne długie i gorące lato, jesień wkroczyła na scenę z impetem. Zachodzi słońce, czerwień wylewa się spod chmur. Staję w oknie, z którego przed laty moi rodzice oglądali zachody tego samego słońca, jestem i nie jestem dziewczynką, która ich wtedy widziała. Wyobrażamy sobie, że „ja” to odrębny i kompletny byt, ale w istocie jest tylko formą, którą chwilowo przyjmuje złożona sieć powiązań: „ja to ktoś inny”, jak pisał Rimbaud. To, co zapamiętane, i to, co zapomniane, to, co zachowane, i to, co wyrzucone, stare listy, „odpady zmieszane”, tembr głosu, krój sukienki, to wszystko składa się na tę chwilę, tę „mnie”. To, co „na wierzchu”, i to, co ukryte, świadome i nieświadome, jawa i sen mieszają się bez przerwy, dostarczając pokarmu kolejnym chwilom ludzkiego życia, kolejnym epizodom opowieści, którą sobie snujemy, bo inaczej się nie da, bo tylko w ten sposób – tworząc formy, komponując – można próbować pogodzić nieuchronność zmiany z pragnieniem, żeby coś – kogoś – zachować.

Ale być może „pogodzić” się nie da i pozostaje tylko żyć (dojrzewać, kwitnąć, więdnąć, ulegać rozpadowi) w upartym paradoksie, tak pięknie wyrażonym w Wierszu o dwóch zakończeniach Jane Hirshfield:

[…] Śmierć jest żarłoczna, połyka wszystko co żywe.
Życie jest żarłoczne, połyka wszystko co martwe.
Żadne się nie nasyci, żadne nie napełni,
każde połyka i połyka świat.

Uścisk życia jest równie silny jak uścisk śmierci.

(a nieodżałowani ukochani, gdzież oni?)

 

(tłum. Agata Hołobut)

Czytaj również:

Filozofia: młot na dogmatyzmy Filozofia: młot na dogmatyzmy
Marzenia o lepszym świecie

Filozofia: młot na dogmatyzmy

Tomasz Stawiszyński

Dlaczego od bez mała 30 lat nie udało się wpisać filozofii na listę obowiązkowych przedmiotów szkolnych?

W czyim to jest interesie: żeby filozofii w szkołach nie było?

Czytaj dalej