Przygoda pierwsza
Pewnego popołudnia siedziałem w parkowej kawiarni, słońce przebijało się przez liście, rzucając na stoliki cieniste wzorki. Miałem wrażenie, jakbym przeniósł się do obrazu Renoira. Brakowało mi tylko przechadzających się kobiet z parasolkami. Pijąc kawę, rozglądałem się wokół. Przy sąsiednim stoliku siedziała samotna panienka czytająca książkę. Byliśmy tylko we dwoje. Nie chcąc być natarczywy, zerkałem na nią tylko wtedy, gdy przewracała stronę. Zacząłem wyobrażać sobie, że podchodzę do niej, przysiadam się i rozmawiamy o DOBREJ lekturze. Niestety, nie mogłem dostrzec tytułu, lecz byłem pewny, że jej książka to wspaniały temat do konwersacji. Nagle okazało się, że samotną panienkę dostrzegł również przechadzający się ścieżką parkową mężczyzna w mundurze. Zatrzymał się na chwilę, otaksował ją wzrokiem i pewnym krokiem podszedł do niej. W myślach zacząłem przezywać go PODRYWACZEM.
– Proszę pani, jedna rzecz, jedna ważna rzecz.
Panienka oderwała oczy od książki i spojrzała na żołnierza.
– Słucham.
Podrywacz zlustrował panienkę, zerknął na mnie, a później podniesionym głosem rzekł:
– Proszę pani.
– Tak?
– Jestem zawodowym wojskowym, sierżantem sztabowym i, proszę pani, cały mój dramat objawia się w tym, że w lustrze moje odbicie od pewnego czasu jest wyższe rangą. Gdy tylko wchodzę do łazienki, a dryl wojskowy to ja mam we krwi, proszę pani, i gdy tylko widzę kogoś starszego stopniem, od razu salutuję i krzyczę: „Ku chwale ojczyzny, obywatelu generale!”. Bo w lustrze, proszę pani, widzę generała. No i, proszę pani, postanowiłem już nie zaglądać do tego lustra, bo się obraziłem, no i kupiłem sobie takie małe lusterko w kiosku, ale to lusterko zaczęło nagle mi salutować i okazało się, że w tym lusterku z kolei jest piękna pani plutonowa, która bardzo mi się podobała, lecz na swoje nieszczęście pokazałem to małe lusterko dużemu i teraz pani plutonowa jest z generałem, a ja zostałem całkiem sam.
Kobieta odłożyła książkę i spojrzała na niego.
– Doprawdy?
– Niech pani spojrzy, jedyne, co mi zostało, to siniak na czole od tego salutowania.
– Co tam taki siniak. Zagoi się.
– Muszę pani powiedzieć, że ma pani bardzo piękne oczy. I rzęsy, które tak zmysłowo drapią policzki. Pani jest piękniejsza od plutonowej.
– Bardzo miły z pana żołnierz. A mnie… – dziewczyna umilkła.
– Co? Proszę mówić.
– Bardzo… ciekawią pańskie uszy.
Rzeczywiście, uszy żołnierza ze względu na wygoloną głowę były nadzwyczaj odstające i wielkie.
– Naprawdę? Niech pani tylko zobaczy, jak pięknie potrafię nimi ruszać.
Mężczyzna chwycił się dłońmi za uszy i zaczął nimi ruszać.
– Och! Och! Niech pan przestanie! – Panienka zarumieniła się i zerknęła na mnie.
Natychmiast opuściłem wzrok i spojrzałem w pustą filiżankę. Gdy po chwili podniosłem oczy, panienka z żołnierzem odeszli w stronę muszli koncertowej. Tylko na blaszanym stoliku została książka. Ale nie podszedłem, by zobaczyć, jaki to tytuł. W życiu! Wyprostowany i dumny odszedłem w zupełnie inną stronę.
Ucho!
Zepsuł mi się telefon. Jak tylko odbiorę połączenie, robi mi zaraz zdjęcie ucha. Każde ucho to inna rozmowa. Mam już tysiące zdjęć uszu. W różnym stanie. Czasem więcej małżowiny, czasem mniej. Prześwietlone, ostre, ciemne. Co mam z nimi zrobić? Zatrzymać? Aparat nie ma tyle pamięci. Wyrzucić? Szkoda.
Może zrobię wystawę. Mariola – ucho, kurier – ucho. Zgnx – ucho. Zaraz, kto to jest, do diabła, Zgnx? Zadzwonię. Halo? Halo? Pstryk.