Dybuk
Przemyślenia

Dybuk

Maciej Stroiński
Czyta się 2 minuty

Paszport „Polityki” i zaproszenie do Starego Teatru. To teraz spójrzmy, skądże się to wzięło. Bo moim zdaniem nie z Aktorów żydowskich i nie z Aktorów prowincjonalnych. Anna Smolar zaczęła się od Dybuka, który może i wygląda skromnie, ale bardzo daje radę. Ani zaangażowany, ani hipsterski, jak na Bydgoszcz: rzadkość.

Smolar ma target we wczesnych fazach rozwoju widowni, pośród dzieci i młodzieży. Jej Dybuk to spektakl 18–. Jednocześnie coś wystawia i mówi, że to robi – jak ci jutuberzy grający za ciebie i komentujący. Normalnie byśmy to nazwali teatrem w teatrze, ale tu jest teatr w szkole, teatr jako lekcja, z walorem edukacyjnym. Nie powiemy: instruktaż, bo w tej sztuce młodzi ludzie głównie umierają. Widz z okazji żydowskiego tematu dostaje serię przypisów na żydowski temat, mówionych ze sceny. O kabale, niekabale, żebyś „w publicznym biorąc udział dyskursie, od nikogo nie czuł się gorszy czy że coś przed tobą zatajono” (Masłowska, Paw królowej). I spektakl się wyraża w sposób znany publiczności: dybuk jako zombie, przemoc jako inba, społeczeństwo jako Facebook.

Osobną jakością jest Jan Sobolewski. Wykon mógłby umrzeć w okołosemickim przejęciu tematem – dzięki niemu nie umiera. To jest aktor z tych nowego typu, pracujących na dystansie, że trochę się gra, trochę nie. Wszędzie, też na scenie, jesteś ironicznie. I to tyle o nim, tak go ostatnio krytycy chwalimy, że za chwilę pęknie.

Nie jest to kolejne ciężkie poświęcone Żydom, bo właśnie jest lekkie. Na przykład nie zauważyłem nic o Holokauście, chyba że gnojenie kolegi to jest metafora. Spektakl zawiera lokowanie żartów! Bo żydowski jest nie tylko horror – humor też. Dystans, proszę Państwa. Z tragicznego jego braku zabija się jeden z bohaterów. Brak dystansu szkodzi.

Ten Dybuk jest prosty i nieegzotyczny, i wchodzi jak woda.

Czytaj również:

Josef Skupa i jego lalki
i
Okładka z archiwum nr 215/1949 r.
Opowieści

Josef Skupa i jego lalki

Historia z okładki
Ida Świerkocka

Chociaż na okładce majowego „Przekroju” z 1949 r. widać tylko jednego z nich, ta historia ma w rzeczywistości trzech bohaterów.

Wszyscy jednak, nawet najwięksi bohaterowie muszą się kiedyś urodzić. W przypadku pierwszego z nich było tak: mroźną zimą 1892 r. pani Skupová pojechała odwiedzić męża, żandarma, jak zawsze stacjonującego poza domem. I w ten sposób – czy mogłoby być bardziej po czesku? – w skromnej restauracji w Strakonicach świat powitał Josifka Skupę.

Czytaj dalej