Josef Skupa i jego lalki
i
Okładka z archiwum nr 215/1949 r.
Opowieści

Josef Skupa i jego lalki

Historia z okładki
Ida Świerkocka
Czyta się 11 minut

Chociaż na okładce majowego „Przekroju” z 1949 r. widać tylko jednego z nich, ta historia ma w rzeczywistości trzech bohaterów.

Wszyscy jednak, nawet najwięksi bohaterowie muszą się kiedyś urodzić. W przypadku pierwszego z nich było tak: mroźną zimą 1892 r. pani Skupová pojechała odwiedzić męża, żandarma, jak zawsze stacjonującego poza domem. I w ten sposób – czy mogłoby być bardziej po czesku? – w skromnej restauracji w Strakonicach świat powitał Josifka Skupę.

Ta opowieść mogłaby więc nosić tytuł: „Wielkie pomysły rodzą się przypadkiem, a wielcy ludzie w gospodzie”.

Od tamtego wiekopomnego dla rodziny Skupów wydarzenia mija 27 lat. Nadchodzi rok 1919. Austro-Węgry zdążyły się już rozpaść, a Josifek został Josefem. Pracuje jako nauczyciel w gimnazjum i wie jedno: chce robić rzeczy wielkie. Dlatego robi teatr lalek.

Informacja

Z ostatniej chwili! To przedostatnia z Twoich pięciu treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu. Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej!

Subskrybuj

Powojenne czasy potrzebują jednak już nowych figur. Rubaszny, nieokrzesany błazen Kašpárek – tradycyjna marionetka z haczykowatym nosem, z którą Skupa występował podczas Wielkiej Wojny w kabaretach obśmiewających monarchię austro-węgierską – już nie wystarcza. Nadchodzi czas wielkich narracji.

A w Pilźnie rozumie się to na swój sposób.

Drugie narodziny

Pewnego dnia Skupa rysuje więc na karteluszku nową marionetkę. Portret łysej lalki z ogromnymi uszami trafia do snycerza Karela Noska. Ten ponoć łapie się za głowę (czy łysą? – nie wiadomo). „Dzieci będą się bać!” – miał powiedzieć. Skupa nie przyjmuje tego do wiadomości. Prosi, Nosek swoje. Prosi dalej, Nosek w końcu ustępuje. „Niech będzie!”

Tak rodzi się drugi bohater – Josef Spejbl, marionetka o wzroście 60 cm i wadze 1,6 kg: łysy mężczyzna z odstającymi uszami i wyłupiastymi oczami, w staromodnym fraku i zupełnie do niego niepasujących znoszonych chodakach.

To też chwila, gdy Josef Skupa rodzi się na nowo. Pierwsze szkice Spejbla rysował jeszcze na studiach. Marzył o marionetce zwykłego człowieka, symbolizującej powszechne ludzkie słabości. Tak powstaje – ubrany niczym na spotkanie na Zoomie – Spejbl, człowiek z gatunku tych „pomiędzy”. Karykatura zmęczonych mieszczan, którzy kręcą się po knajpach i angażują w rozmowy, niewiele z nich rozumiejąc. Słowem: nas wszystkich.

Geneza imienia jest oczywista. Nazwiska – mniej. Być może ma ono związek z obraźliwym słowem zapożyczonym z niemieckiego – bejbl, którym na ziemi pilzneńskiej określano głupców i wyrzutków. Ale może z zupełnie czym innym…

Nie wiadomo też, czy łysina na głowie Spejbla była celowa, czy wynikała z popularnej wówczas praktyki: nowoczesne lalki tworzono bez włosów, aby za pomocą peruk, kapeluszy i innych akcesoriów można je było łatwo przemienić w nową postać.

Jedno jest jasne: od samego początku członkowie słynnego pilzneńskiego teatru lalek LDFO (Loutkové divadlo Feriálních osad), w którym Skupa występuje ze swoimi marionetkami, traktują tę osobliwą lalkę z pogardą. Za kulisami są oddzielne garderoby dla lalkowych pań i panów, tylko Spejbl wisi samotnie na haku…

Potrzebuje więc towarzystwa. Wspomniany już wcześniej Kašpárek oraz powstały na fali popularności słynnej powieści Haška Szwejk, a także pozostałe marionetki pochodzą z innego świata zarówno pod względem czasowym, jak i estetycznym. Skupa wie jednak, że jeśli Spejbl ma przetrwać, musi mieć partnera. Tylko gdzie go znaleźć?

Trzecie narodziny

Pomoc przychodzi nagle. Gustav Nosek, bratanek Karela, przygotowuje dla obu Josefów niespodziankę. W niedzielę 2 maja 1926 r. Spejbl w wieku sześciu lat zostaje ojcem. Jego syn Hurvínek (geneza tego imienia jest już nad wyraz jasna) w okamgnieniu zadomawia się w teatrze.

Spejbl i Hurvínek wiszą zatem w kulisach już we dwóch. Sami – ale razem.

Scenki z ich udziałem opierają się na konfliktach międzypokoleniowych. Ojciec objaśnia zatem świat, a syn z tego świata korzysta. Skupa tworzy dla nich indywidualne ruchy i głosy – mówi za obu. Hurvínek, choć ubrany bardziej nowocześnie, jest mniejszą kopią ojca. Niektórzy mówią: karykaturą karykatury, inni: najlepszą wersją Spejbla.

Jedyna znaczna różnica to oczy. Ojca są nieruchome, tępo wpatrzone przed siebie. Syn swoimi potrafi przewracać. Trzeba przyznać przydatna umiejętność.

W wieku zaledwie trzech dni Hurvínek dostaje własny skecz, a jego rozmowy ze Spejblem szybko zdobywają popularność. Skupa zaczyna nagrywać płyty gramofonowe, audycje i wydawać książki. W lutym 1927 r. Hurvínek po raz pierwszy występuje w radiu, a dziewięć lat później w animowanym filmie. Zblazowany nastolatek nie wie, że jego imieniem zostaną nazwane asteroida i pociąg. I że ludzie będą naklejać na koperty znaczki z jego podobizną.

Sława niezdarnego ojca i błyskotliwego syna przerasta wszelkie oczekiwania. W całej Czechosłowacji lalkarze kopiują marionetki na potęgę. Początkowo Skupa zupełnie się tym nie przejmuje, a nawet jest z tego dumny. Powstaje ich jednak tak dużo, że w 1929 r. czuje się zmuszony zarejestrować znak towarowy Spejbla i Hurvínka w Izbie Handlowej w Pilźnie.

W 1930 r. nie ma już wątpliwości: wielcy bohaterowie potrzebują wielkiego teatru. Divadélko zostaje więc przebudowane na pierwszą czeską profesjonalną scenę lalkową – Teatr Spejbla i Hurvínka.

Jan Izydor Sztaudynger napisze: „Pierwszy teatr całą gębą, jaki w życiu swoim oglądałem, to był teatr Spejbla i Hurvínka”, a Henryk Jurkowski: „Na Spejblu i Hurvínku kończą się dzieje bohaterów popularnych teatru lalek w Europie”.

Widzowie chcą więcej i więcej. Rodzina Spejbla wita na świecie kolejnych członków: przyjaciółkę Hurvínka Máničkę i jego foksteriera Žeryka, który potrafi szczekać. Skupa podkłada głosy pod nich wszystkich. Bas w sekundę zmienia się w falset albo warczenie psa, publiczność nie wie, że wszystko to zawdzięcza jednej osobie. Gorzej z animowaniem lalek – chociaż sznurki przytwierdzone są do uszu (prawdopodobnie dlatego tak dużych), a nie do czubka głowy, i tak lubią się plątać. Na szczęście Josef zawsze może liczyć na pomoc żony, Jiřiny.

Jiřina i Josef Skupowie podczas przedstawienia, 1940 r., źródło: archiwum Heleny Hesselbarth, domena publiczna/Wikipedia.org
Jiřina i Josef Skupowie podczas przedstawienia, 1940 r., źródło: archiwum Heleny Hesselbarth, domena publiczna/Wikipedia.org

Skupa ma ogromny talent do improwizacji. Pracujący z nim dramaturdzy przedstawiają jedynie zarys pomysłu, który ten rozwija na scenie. Nie bez powodu nie zachowują się prawie żadne scenariusze tych przedstawień.

Teatr Spejbla i Hurvínka szybko zyskuje sławę nie tylko w Czechosłowacji, ale i za granicą. W 1933 r. Skupa zostaje prezesem międzynarodowej unii lalkarskiej UNIMA założonej kilka lat wcześniej w Pradze, pierwszej tego typu organizacji teatralnej na świecie.

Pod specjalnym nadzorem

Lata 30. to najlepszy czas dla teatru lalek z Pilzna. I dla czechosłowackiego teatru lalek w ogóle: w 1936 r. jest ich 1357 w całym kraju. W tym samym roku wystawiono około 10 tys. przedstawień.

Ale las birnamski rusza.

Pod koniec września 1938 r. Chamberlain, Daladier, Hitler i Mussolini podpisują układ monachijski zezwalający Trzeciej Rzeszy na aneksję części Czechosłowacji. Hitlerowskie Niemcy zajmują Kraj Sudetów. Rząd w Pradze godzi się z utratą jednej czwartej terytorium. „My, Czesi, nie walczymy” – napisze po latach Hrabal.

W tym samym roku Skupa każe wybudować w swoim domu w Pilźnie żelbetowy schron przeciwlotniczy z korytarzem awaryjnym i klatką schodową od strony dziedzińca.

Kilka miesięcy później cała Czechosłowacja znajdzie się pod specjalnym nadzorem.

„Jest nas tu osiem milionów – zbyt mało, zbyt mało na samobójstwa, ale wystarczająco dużo na życie” – napisze Milena Jesenská dwa tygodnie po utworzeniu Protektoratu Czech i Moraw.

Teatr działa, ale nabiera poważniejszego charakteru. Skupa wykorzystuje względną niepozorność teatru lalek i nagle jego marionetki, niemal mimochodem, zaczynają komentować sytuację polityczną. Za iluzorycznym uśmiechem i tematyką codziennego życia ojca i syna kryje się odważna metafora bieżących wydarzeń.

Po podpisaniu układu monachijskiego artysta i jego współpracownik, pisarz Frank Wenig, tworzą najbardziej polityczną ze swoich sztuk – Kolotoč o třech poschodích (Karuzela z trzema piętrami), w której gadatliwa gospodyni Drbálková próbuje przejąć mieszkanie Spejbla i Hurvínka. Widzowie od razu rozpoznają w niej parodię Hitlera i jego brutalnej ekspansji. Premiera odbywa się w lutym 1939 r., a spektakl staje się jedną z najsłynniejszych alegorii dyktatury monachijskiej i otwartą manifestacją patriotyczną, zanim – po 56 wystawieniach – zostanie zakazany przez władze Protektoratu Czech i Moraw.

Ale Skupa nie jest jedyny: kukiełkowy ruch oporu rozlewa się po całym kraju. Czesi organizują nielegalne, antyfaszystowskie przedstawienia w domach i piwnicach. Naziści przez długi czas nie uznają teatru lalek za ośrodek narodowego oporu. Przecież to nic nieznacząca rozrywka dla dzieci i na dodatek w jakimś dziwnym języku! Czy mówiący po czesku klocek drewna na kawałku sznurka może być wywrotowy?

Może. Hitler powie potem: „Czesi to rowerzyści: na górze się kłaniają, a na dole kręcą”.

W końcu, w 1944 r., jeden z widzów spektaklu Skupy zauważa, że występująca na scenie lalka jest niezwykle podobna do pewnej postaci z Berlina. Co więcej, nie ma zbyt wiele w swojej drewnianej głowie.

Czara się przelewa. Lalkarz i jego lalki zostają aresztowani.

Ten pierwszy na pięć lat – oficjalnie za słuchanie zagranicznego radia. Do dziś nie wiadomo, jakie zarzuty postawiono marionetkom.

Skupa trafia najpierw do aresztu w Pilźnie, a pod koniec września 1944 r. zostaje przeniesiony do „Matyldy”, więzienia o wyjątkowo surowym rygorze w Dreźnie. Spejbl i Hurvínek lądują w zamkniętej przez gestapo szafce na dokumenty.

Co robi Skupa za kratami? To co zawsze. Najpierw rysuje postaci ojca i syna współwięźniom, a potem wystawia skecze. Ten dwugodzinny, z sylwestra 1944 na 1945 r. – Spejbl i Hurvínek w więzieniu – przechodzi do historii.

Półtora miesiąca później alianci bombardują Drezno, które obraca się w stertę gruzu. Skupa pomaga rannym współosadzonym, a następnego dnia zostaje oficjalnie zwolniony – i wraca do domu.

Po wojnie spod stosu śmieci i gruzu w Pilźnie marionetki ojca i syna wyciąga żołnierz. Daje je przebiegającemu obok chłopcu. Ten rozpoznaje lalki i zanosi prosto do Skupy.

Hulajnogą po Trasie W-Z

Jesienią 1945 r. teatr zostaje przeniesiony do Pragi. Cztery lata później w maju Skupa wraz z 70 lalkami przyjeżdża do Warszawy. Z tej okazji „Przekrój” poświęca mu rozkładówkę (tytuł: Zajezd do Polska) i okładkę, na której Spejbl – w nieodłącznym fraku i chodakach – gra na fortepianie.

W czerwcu 1950 r. Skupa ponownie „zajeżdża” nad Wisłę – a „Przekrój” znów o tym pisze.

Choć minęło zaledwie 13 miesięcy, to już inny kraj i inna Warszawa. „Kochani warszawiacy i warszawianki! Bardzo się z ojcem ucieszyliśmy na wiadomość, że znowu będziemy mogli odwiedzić Warszawę – mówi ponoć po polsku Hurvínek. – Ale czy wiecie, że niewiele brakowało, a byłbym w waszej stolicy zabłądził? Myślałem, że znam Warszawę z ubiegłego roku, kiedy byłem tu z ojcem, ale naraz zobaczyłem tu tyle nowych domów i tyle nowych ulic, i ani rusz nie mogłem się zorientować. Czy wasi murarze nie dodają przypadkiem drożdży do wapna, że tak szybko rosną u was domy? A czy pozwolicie mi przejechać się na hulajnodze po Trasie W-Z na moście Śląsko-Dąbrowskim?”.

Wiadomo, cały naród buduje stolicę, pewnie jeszcze pełen nadziei.

To ostatni raz, gdy Skupa aktywnie uczestniczy w występach swojego zespołu. Jego zdrowie się pogarsza. Umiera siedem lat później w Pradze.

A Spejbl i Hurvínek żyją do dzisiaj.

Okładka z archiwum nr 215/1949 r.
Okładka z archiwum nr 215/1949 r.

Korzystałam m.in. z pracy Pavla Jiráska – Josef Skupa: the birth of a modern artist

Czytaj również:

Na pełnych obrotach
i
Okładka z archiwum nr 426/1953 r.
Doznania

Na pełnych obrotach

Historia z okładki
Ida Świerkocka

Niektórzy są ludźmi renesansu. A inni? Epoki, która dopiero ma nadejść.

Astronom, mistrz finansów, lekarz czy matematyk? Zręczny administrator czy kanonik warmiński? Skuteczny agent (i przy okazji syn agenta) czy ofiara ostracyzmu? Kim był Mikołaj Kopernik? Wychodzi na to, że każdym po trochu, choć elementów wiarygodnych z jego życia prawdopodobnie jest tyle, ile palców u jednej ręki, a tych niepewnych – uwaga, szacuję – tyle, ile palców wszystkich rączek Daniela Mroza zamieszczonych na łamach „Przekroju”.

Czytaj dalej