Chociaż na okładce majowego „Przekroju” z 1949 r. widać tylko jednego z nich, ta historia ma w rzeczywistości trzech bohaterów.
Wszyscy jednak, nawet najwięksi bohaterowie muszą się kiedyś urodzić. W przypadku pierwszego z nich było tak: mroźną zimą 1892 r. pani Skupová pojechała odwiedzić męża, żandarma, jak zawsze stacjonującego poza domem. I w ten sposób – czy mogłoby być bardziej po czesku? – w skromnej restauracji w Strakonicach świat powitał Josifka Skupę.
Ta opowieść mogłaby więc nosić tytuł: „Wielkie pomysły rodzą się przypadkiem, a wielcy ludzie w gospodzie”.
Od tamtego wiekopomnego dla rodziny Skupów wydarzenia mija 27 lat. Nadchodzi rok 1919. Austro-Węgry zdążyły się już rozpaść, a Josifek został Josefem. Pracuje jako nauczyciel w gimnazjum i wie jedno: chce robić rzeczy wielkie. Dlatego robi teatr lalek.
Powojenne czasy potrzebują jednak już nowych figur. Rubaszny, nieokrzesany błazen Kašpárek – tradycyjna marionetka z haczykowatym nosem, z którą Skupa występował podczas Wielkiej Wojny w kabaretach obśmiewających monarchię austro-węgierską – już nie wystarcza. Nadchodzi czas wielkich narracji.
A w Pilźnie rozumie się to na swój sposób.
Drugie narodziny
Pewnego dnia Skupa rysuje więc na karteluszku nową marionetkę. Portret łysej