
Oddawanie przyrodzie tego, co zostało jej zabrane przez ludzi, ma głęboki sens. O znaczeniu dzikości – również dla naszego życia – opowiada ornitolog i aktywista Tomasz Wilk, z którym rozmawia Aleksandra Kozłowska.
Spotykamy się w miejscu, gdzie przyroda, choć w mniejszości, wciąż ma coś do powiedzenia, czy raczej zaćwierkania, zamruczenia i zaszeleszczenia. To Kraków – miasto Wisły, Plant, ale też Lasu Wolskiego, w którym żyją kuny, borsuki, sarny, zające, a także krogulce, puszczyki i dzięcioły czarne. Ornitolog Tomasz Wilk z krakowskiej filii Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Ptaków dobrze je wszystkie zna. Dla niego dzikość to stan naturalny.
Aleksandra Kozłowska: Po co nam dzikość?
Tomasz Wilk: Kiedyś do OTOP-owego kwartalnika „Ptaki” przeprowadzałem wywiad z psychologiem Wojciechem Eichelbergerem i spytałem go o to, jakie znaczenie ma dla nas przyroda. Odpowiedział, że potrzebujemy jej, by poczuć, czym jest prawdziwe życie. Mieszkając w dużych miastach – otoczeni betonem, sztucznym światłem – zapomnieliśmy, jak funkcjonuje Ziemia; nie pamiętamy, skąd się wywodzimy. Myślę, że to bardzo trafna diagnoza. Bo przyroda, szczególnie ta dzika, pomaga nam wrócić do źródeł, do tego, czym jest życie, co jest w nim ważne. Trochę metafizycznie zacząłem…
I słusznie. Dobrze przypomnieć sobie pryncypia. Nie wszyscy jednak uznają wartość środowiska naturalnego. Przyzwyczailiśmy się myśleć, że przyrodę musimy ujarzmić, wytyczyć jej granice.
A przecież dzika przyroda to również