W głośnym Powrocie do Reims Didier Eribon mierzył się z tematem pochodzenia klasowego i związanego z nim wstydu. Nową książkę Życie, starość i śmierć kobiety z ludu poświęca zmarłej w domu opieki matce. Ta osobista historia staje się manifestem w obronie wykluczonych.
Czy esej naukowy może w dzisiejszych czasach osiągnąć status kultowego, a zawarta w nim opowieść stać się przedmiotem identyfikacji dla wielu z nas? Przypadek Didiera Eribona pokazuje, że tak. Powrót do Reims osiągnął we Francji zawrotny (jak na książkę teoretyczną) nakład, ożywiając – także w innych krajach – dyskusje o klasach społecznych. Jak tłumaczyć to, że książka, bądź co bądź wymagająca, napisana przez ucznia Foucaulta i Bourdieu, zaciekawiła tak wielu czytelników? Odpowiedzi jest kilka, ale jedną z nich jest to, że wielu i wiele z nas czytając tę opowieść, miało w pewnym momencie ochotę krzyknąć: „To o mnie!”.
Wędrówka klasowego zdrajcy
W Powrocie… autor opisał próbę uniknięcia społecznego wyroku, wyrwania się z wiejskiej biedy i spod jarzma brutalnej selekcji szkolnej. Ucieczkę, dezercję i wędrówkę klasowego zdrajcy. Eribon często określa się (za Bourdieu) jednym z les miraculés, „cudownych dzieci”, którym udało się „zaprzeczyć prawidłowości”, to znaczy: złamać zasadę reprodukcji społecznej. „Mój ojciec był robotnikiem, a matka sprzątaczką – mówi Didier Eribon, kiedy rozmawiamy o nowej książce. – Zgodnie z nieuchronnymi zasadami socjologii powinienem więc szybko porzucić szkołę. Dlaczego zatem moja droga odbiegała od tego, na co byłem skazany?”.
Pisarz wierzy,