Élisabeth Vigée-Lebrun – portrecistka ancien régime’u
i
Élisabeth Vigée-Lebrun, „Pokój przynoszący Obfitość”, 1780 / Luwr
Przemyślenia

Élisabeth Vigée-Lebrun – portrecistka ancien régime’u

Agnieszka Drotkiewicz
Czyta się 15 minut

Dzięki talentowi była przyjmowana w kręgach najwyższej arystokracji europejskiej. Dzięki przyjaźni i protekcji Marii Antoniny przyjęto ją do Akademii Królewskiej, gdzie od razu wywołała skandal portretem władczyni w „koszuli”. Po wybuchu rewolucji francuskiej zaliczono ją do wrogów państwa. Emigrowała. Portretowała wiele polskich osobistości, każąc słono za to płacić. Napoleona, dzięki któremu mogła wrócić do Francji, nie znosiła i uważała za uzurpatora, nigdy nie wykonała jego portretu. Jej brytyjską karierę przerwała prasowa prowokacja. O Vigée-Lebrun z Iwoną Danielewicz rozmawia Agnieszka Drotkiewicz.

Agnieszka Drotkiewicz: Élisabeth Vigée-Lebrun to francuska malarka, która odniosła ogromny sukces: artystyczny, towarzyski, finansowy. Jej wyjątkowo długie życie (1755–1842) przypadło na burzliwy czas historii Europy i jeden z kluczowych okresów historii Francji: urodzona, gdy panował Ludwik XV, przyjmowana na dworze Marii Antoniny i Ludwika XVI, po wybuchu rewolucji w 1789 r. emigrowała, przez 12 lat podróżowała po Europie, powróciła do Francji napoleońskiej, umarła, gdy w kraju panował Ludwik Filip.

Iwona Danielewicz: Vigée-Lebrun, choć żyła bardzo długo, artystycznie należy do XVIII w. – jest jednym z najwybitniejszych twórców XVIII-wiecznego portretu. Ale jej styl nie ewoluował, pozostawał niezmienny. Tak więc obrazy, które malowała po 1810–1815, były już wtedy anachroniczne: rodzaj idealizacji, który stosowała, nie przystawał do czasów, kiedy malowali Théodore Géricault, Eugène Delacroix czy Dominique Ingres.

Élisabeth Vigée-Lebrun, "Autoportret w słomkowym kapeluszu", 1782 / National Gallery w Londynie

Élisabeth Vigée-Lebrun, „Autoportret w słomkowym kapeluszu”, 1782 / National Gallery w Londynie

Jej matka była fryzjerką, ojciec – malarzem i marszandem, dzięki czemu od najmłodszych lat miała ona kontakt ze sztuką. W czasach, kiedy kobiety nie były dopuszczane do edukacji artystycznej, urodzić się w rodzinie artysty było chyba jedyną szansą dla kobiety na zostanie artystką?

Takie były ograniczenia społeczeństwa końca

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Śpiew nośnikiem pamięci
i
"Martwa natura — skrzypce i muzyka", William Michael Harnett, 1888 r.
Opowieści

Śpiew nośnikiem pamięci

Agnieszka Drotkiewicz

Agnieszka Drotkiewicz: Porozmawiajmy o Waszej książce W poszukiwaniu złotego jabłka. Lider Buch – śpiewnik rodzinny, którą razem napisałyście, a zapis śpiewów chasydzkich dodała Dorota Szwarcman, siostra Belli i ciocia Róży. Pięknie pokazujecie w niej to, że śpiew jest jednym z nośników pamięci.

Bella Szwarcman-Czarnota: Od kilku lat przymierzam się do napisania książki poświęconej żydowskim instytucjom kulturalnym i oświatowym w okresie międzywojennym. Chciałabym napisać o pokoleniu moich rodziców i w tym celu przeprowadziłam badania w archiwach w Nowym Jorku i w Wilnie. W pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że jednym z najważniejszych elementów kultury jidysz był wówczas śpiew, szczególnie śpiew chóralny. Zrozumiałam, że najpierw powinnam napisać o tym. W naszym domu, już po wojnie, nadal tak było. Muzyka była ważnym elementem wychowania mojego i mojej siostry: rodzice i najstarsza siostra mamy, która z nami mieszkała, dużo nam śpiewali, ojciec grał na fortepianie i mandolinie. I chociaż ja sama nie zostałam muzykiem, ten czas pozostawił we mnie ślad.

Czytaj dalej