Ciekawa publikacja Stevena Jonesa, od lat wyjaśniającego zjawisko muzyki rockowej od strony psychologicznej czy też, mówiąc słowami autora: od strony „energetyki psychicznej”.
Niektórzy być może zauważyli, że utwory przynależące do wspomnianego gatunku muzycznego dzielą się na dwie grupy: ekstatyczne i smutne. Albumy i koncerty zawsze zawierają kompozycje przynależące do jednej z tych kategorii.
Po mocnym szaleństwie – wywołanym brzmieniem gitary elektrycznej, szybkimi uderzeniami perkusji, wokalem z pogłosem, słowem, środkami, dzięki którym słuchacze niemal wyskakują z butów – zawsze musi nastąpić nuta melancholii, często przy użyciu minimalnego instrumentarium, samej gitary akustycznej i spokojnego śpiewu poświęconego zagadnieniom erotycznym lub religijnym. Pomiędzy tymi dwiema skrajnościami właściwie nie ma niczego pośredniego.
Steven Jones, tłumacząc ten fenomen, odwołał się do starożytnej filozofii chińskiej i podziału na yin i yang. Po okresie ognia, ekstatyczności (yang) zawsze musi przyjść woda i spokój, to, co ciemne (yin), i vice versa.
Innymi słowy, kiedy fani muzyki rockowej się wyszaleją, nie mają już na nic energii – pozostaje tylko smutek za nieokreślonym. Z drugiej strony, nie można się smucić w nieskończoność: po uświadomieniu sobie tego faktu przychodzą bachanalia.
Bo czyż potrafimy wyobrazić sobie uczestnika Woodstock, który z wywieszonym językiem podskakuje pod sceną do końca świata? Nie, w końcu musi usiąść przy ognisku, zamknięty w sobie i nostalgiczny. I czyż potrafimy sobie wyobrazić, by wysiedział przy ognisku do końca świata?
Czy zatem słuchanie tego rodzaju muzyki jest szkodliwe? Jones odpowiada, że niekoniecznie, albowiem elementy yin i yang można znaleźć nawet w zachowaniu wędkarza.
Podsumowując, publikacja Jonesa rzuca cenne światło nie tylko na zjawisko rocka, lecz także na wiele wymiarów współczesnej kultury.