Film o przyjaźni Film o przyjaźni
Przemyślenia

Film o przyjaźni

Anna Wyrwik
Czyta się 4 minuty

Żegnaj mój synu to film o przyjaźni. Przez historię, obejmującą czas od lat 80. po współczesność, przewija się melodia szkockiej pieśni ludowej z XVIII w. Auld Lang Syne. W różnych krajach przybrała ona różne wersje. W Polsce znamy ją jako Pieśń pożegnalną (Ogniska już dogasa blask), w której śpiewamy: „Nie zgaśnie tej przyjaźni żar/Co połączyła nas/Nie pozwolimy by ją starł/Nieubłagany czas”. W Chinach zaś nosi tytuł You Yi Di Jiu Tian Chang, co oznacza mniej więcej tyle, że przyjaźń trwa wiecznie, podobnie jak niebo i ziemia. Gdy grupa przyjaciół siedzi w pokoju mieszkania robotniczej kamienicy, dwójka z nich opowiada o latach 70. i studentach zesłanych na wieś. Wielu z nich próbowało wrócić do miasta. Jednym się udawało, innym nie. Dlatego gdy wyjeżdżali, żegnali się tak, jakby żegnali się na zawsze, i gdy żegnali się nasi bohaterowie, ktoś zaczął śpiewać tę piosenkę, piosenkę o wiecznej przyjaźni. Przyjaźń jest o wiele trudniejsza do pokazania językiem filmowym niż miłość, która ma tę całą swoją oczywistą symbolikę. Przyjaźń to zazwyczaj jakaś wspólnota losów (jak w Przerwanej lekcji muzyki czy Skazanych na Shawshank) spajająca bohaterów dzięki długim i ważnym rozmowom. Albo wspólna przygoda, jak okraszona antysystemowym buntem Thelma i Louise, czy ratowanie życia, np. na froncie – jak w Forreście Gumpie. Często jednak przyjaźń stanowi większy lub mniejszy dodatek do historii, rzadko temat główny, nawet w Leonie zawodowcu czy Nietykalnych bardziej jest chyba o możliwości przyjaźni ponad wszelkimi podziałami niż o przyjaźni samej w sobie. Jednym z tematów głównych i podstawą historii jest za to w Łowcy jeleni Michaela Cimino (1978) – ale ta przyjaźń nie powstała wskutek jakichś sprzyjających ku temu warunków, tylko zanim my jako widzowie do tej historii dołączyliśmy. Tę przyjaźń widać choćby podczas fantastycznej sceny wesela, kiedy Mike (Robert De Niro) siedzi przy barze ze spokojną miną wyrażającą satysfakcję i patrzy na radość Stevena i innych bawiących się przyjaciół. Albo gdy podczas polowania porozumiewa się z Nickiem (Christopher Walken) jednym spojrzeniem. W Żegnaj mój synu przyjaźń też trwa, zanim rozpoczyna się akcja filmu. Tu przyjaźń to grupa ludzi i jest ona równoległa do ich małżeńskich miłości, choć inna, bo miłość to oczywisty fakt, sprawa bezdyskusyjna, niezachwiana, a przyjaźń ma dynamikę sinusoidy i w jakiś sposób jest nierozerwalna. Miłość ma za sobą argumenty w postaci prawnie zawartej umowy, ekonomicznej wspólnoty, domu, rodziny i tak dalej. Przyjaźń, pozbawiona tego wszystkiego, utkana na niematerialnych więzach, zdaje się mocniejsza. Żegnaj mój synu jest też filmem o tym, czego w nim nie widać, czyli o buncie. Główni bohaterowie, małżeństwo Liyun Wang i Yaojun Liu (w tych rolach Mei Yong i Jingchun Wang są jedną z najlepszych par, jakie widziałam w kinie – wybitni!), żyją w Chinach. Ich życiem kieruje polityczno-społeczna sytuacja, od niej ono zależy, jej podlega, oni mogą się jedynie godzić albo nie. Godzą się. On człapie lekko przygarbiony z nonszalancko opadającym z kieszeni plikiem kluczy i ciężko trzymanym papierosem, ona – czy stoi, czy siedzi – robi to skromnie, ręce trzymając tak, jakby z troską miała zaraz poprawić nimi obrus, tak by było ładniej, jest spokojna i delikatna. Oboje tak ogromnie silni w sobie. Żyją w zuniformizowanym świecie, gdzie wszyscy pracownicy fabryki wyglądają tak samo, a wszystkie dzieci mają na szyjach czerwone chustki. Gdy robotnicy stoją w hali, wszyscy tacy sami w tych samych ubraniach, i mowa jest o zwolnieniach, to zaczyna się jakiś tam krzyk, jakiś zaczątek buntu, jakieś poruszenie, a nasi bohaterowie stoją spokojnie, kamera wychwytuje jedynie łzę na statecznej twarzy Liyun Wang. Bo reżyser Xiaoshuai Wang zrobił film o ludziach. O pojedynczych ludziach w świecie, w którym ludzie to jednorodna masa. Pojedynczy ludzie, którzy po prostu chcą żyć i być szczęśliwi, mimo tych wszystkich nie-do-wytrzymania cierpień, jakie zrzuca na nich los (władza). To nie jest Letni pałac (reż. Ye Lou, 2006), gdzie ludzie się buntują i polityka jest na pierwszym planie, z wątkiem miłosnym ewentualnie ex aequo. Tu polityka stanowi tło, istotne i rządzące życiem bohaterów, ale jedynie tło, które oni przyjmują z pokorą i przeciw któremu się nie buntują. Następuje, rzecz jasna, moment, gdy Yaojun Liu nie wytrzymuje i wali pięścią w ścianę, ale po kilku sekundach opamiętuje się i jedzie dalej. Ta polityka ich rozwala, ale robi to nie tyle systemowo czy ideologicznie, ile po prostu ludzko. Czy coś takiego zdarzyłoby się na Zachodzie? Taka pokora? Godzenie się? Oczywiście, że nie. Tu świętujemy rocznice 1789, 1968, 1989, wszystkie po kolei, buntownicy to nasi idole. Każdego dnia dobrze się czemuś albo komuś przeciwstawić, pobuntować, Liyun Wang i Yaojun Liu to byliby u nas frajerzy. A jednak gdzieś w jakichś tam M2, w jakichś tam robotniczych kamienicach działy się ogromne historie wielkich żyć, takie zwyczajne, zwyczajnych ludzi zwyczajne życia. O takim życiu jest Żegnaj mój synu – wielki film!


Film można obejrzeć na platformie streamingowej Netflix.

Czytaj również:

Humor z zeszytów greckich Humor z zeszytów greckich
i
Giuseppe Maria Crespi, „The Wedding at Cana”, 1686 r., Wirt D. Walker Fund (domena publiczna)
Dobra strawa

Humor z zeszytów greckich

Łukasz Modelski

Wytrawne wino to w wielu językach wino „suche”. Dania ostre są „hot”, czyli gorące, rybę skrapiamy cytryną, powolnych nazywamy flegmatycznymi, a gwałtownych – cholerykami. Te przekonania, nazwy i obyczaje zawdzięczamy greckim dietetykom, którzy definiując właściwości pokarmów, ustalili kulturowe kody.

Piąte i czwarte stulecie przed Chrystusem było w Grecji okresem szczególnego intelektualnego fermentu i myślowym skokiem w nowoczesność. Podczas gdy jońscy filozofowie przyrody mieli nadzieję na odkrycie uniwersalnej zasady rządzącej rzeczywistością dzięki obserwacji świata zmysłowego, Sokrates – uznając te poszukiwania za jałowe – skoncentrował się na badaniu ludzkiej duszy (psyche). Niemal równolatkiem Ateńczyka był Demokryt, pochodzący z niezbyt wówczas popularnej trackiej Abdery. Według niego świat składał się z niepodzielnych atomów, a struktura przedmiotów oraz ich cechy – w tym smak – miały zależeć od ich kształtu i ułożenia. Słodycz na przykład zapewniały atomy gładkie, gorycz zaś chropawe. Niezależnie od słuszności ich teorii wiedza wynikała już z rozumowania, a nie doświadczenia, co stanowiło zapowiedź nowych czasów.

Czytaj dalej