Od fascynacji do niechęci i z powrotem – wokalistka Coals o swojej relacji ze sztuką fotografii i o najlepszych twórcach made in Polska.
Zaczęłam interesować się fotografią na początku liceum. Pamiętam czarno-białe zdjęcia ludzi w prozaicznych, codziennych sytuacjach. Smutne, zmęczone życiem twarze. Majestatyczne portrety ważnych osobistości oświetlone jak na barokowych dziełach. Kobiety z zamkniętymi oczami w zwiewnych sukniach pływające po jeziorze. Wszędzie to samo i tak samo. Znużyło mnie to w końcu.
Fascynacja fotografią niespodziewanie powróciła, kiedy założyłam konto na Instagramie. Wszystko zaczęło się od profilu Brytyjczyka Johnny’ego Duforta, który znany jest głównie z fotografii modowej, ale przy okazji błąka się po wirtualnym śmietniku, wyłapuje detale i absurdy życia codziennego, przeplatając je odwołaniami historycznymi.
Instagramowa pogoń za nostalgią i barwnym światem pełnym sprzeczności doprowadziła mnie do profilu gdańszczanina Jakuba Owczarka. Odkrycie go było bardzo odświeżającym doświadczeniem. Na fotografiach Owczarka często występują scenerie, które każdy z nas dobrze zna: festyn na pobliskim osiedlu, jazda autobusem, zakupy w monopolowym czy domówka u znajomych. Jednak przypatrując się dokładniej jego pracom, możemy zauważyć, że coś jest nie tak. W świecie Owczarka ludzie siadają na bankomatach, śpią na butelkach wody w supermarkecie, wspinają się na samochody albo trzymają swoje buty w lodówkach. Bardzo ciekawym przykładem jest zdjęcie Jarek z telewizorem, na którym widzimy mężczyznę dryfującego po morzu na flyboardzie. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że podnosi on telewizor kineskopowy i nie jest to żadna manipulacja cyfrowa. To prawdopodobnie pierwsza taka sytuacja w historii świata! Swobodnie działają tu ze sobą kody z przeszłości i przyszłości. Z jednej strony mamy telewizor, który zapewne towarzyszył Owczarkowi we wczesnym dzieciństwie, z drugiej zaś człowieka latającego nad wodą – widok raczej niecodzienny, kojarzący się z filmami science fiction.
Znakiem rozpoznawczym Owczarka jest korzystanie z niezwykle intensywnej lampy błyskowej, dzięki której zdjęcia wyglądają jak obrazy malarskie. Ten rodzaj fotografii może przywoływać też ducha kieszonkowych aparatów cyfrowych, które brało się kiedyś na wczasy i wykorzystywało do „walenia fleszem” w opalone twarze turystów. Jednak jego zdjęcia są zdecydowanie na bardziej zaawansowanym poziomie. Fotograf dba o każdy detal, jest fetyszystą intensywnie niebieskich przedmiotów jak z obrazów Yves’a Kleina. Bohaterowie jego zdjęć noszą odzież robotniczą, kostiumy superbohaterów z komiksów Marvela, najntisowy denim, szlafroki, torby termiczne czy też cukierkowe kurtki z futerkowego materiału. Pełen eklektyzm. Owczarek jako absolwent wzornictwa i fan mody ma świadomość, jak ogromną rolę na fotografii odgrywają faktury, wzory czy kolory.
Profil Jakuba zaprowadził mnie do innego młodego fotografa – Łukasza Jasiukowicza, znanego jako Luke Jascz. Jego zdjęcia reprezentują nieco podobną do Owczarka wrażliwość, jednak w przypadku Jasiukowicza mamy do czynienia z eksperymentowaniem z różnymi technikami oraz silną manipulacją cyfrową. To bardzo wszechstronny artysta, który ma na koncie krótkie formy filmowe, projekty koszulek, a także przyczynił się do stworzenia wirtualnego centrum medytacyjnego o nazwie Hotel Cisza. Luke Jascz zajmuje się jednak głównie modą, ale robi to specyficznie. Wykreowany przez niego świat całkowicie wychodzi z pozy powagi i dobrych manier. Postacie na jego zdjęciach często wyglądają jak wyjęte z lat 90., czego przykładem jest klimatyczna sesja z piosenkarką Ramoną Rey i modelką Zochą Korosadowicz, które wcielają się w rolę mikołajek niczym girls band Destiny’s Child. Fotograf nie tylko czerpie ze stylistyki lat 90., w jego dorobku są nawet prace nawiązujące do rokoko czy konwencji westernu, paradokumentu, a nawet telewizji śniadaniowej. Jasiukowicz buduje zatem teraźniejszość, przepuszczając ją przez pryzmat nostalgii. Idzie jednak krok dalej, to nie jest tylko retromania. Z jego prac wyłania się także silna fascynacja transhumanizmem i sztuką cyfrową. Bohaterom swoich zdjęć nadaje supermoce: mogą latać, kurczyć się, duplikować czy świecić. Czasami wydaje mi się, że nie są to ludzie, tylko roboty – tak dalece bywają modyfikowani.
Twórczość Luke’a Jascza jest tak różnorodna, że można u niego wyłapać nawet prace budzące skojarzenia z marzeniami sennymi. Świetnym przykładem jest portret rodziny pozującej z queerowym artystą Pat Dudkiem przed Stadionem Narodowym w Warszawie albo seria zdjęć I Had No Illusions, gdzie zza nocnej mgły wyłania się kobieta zjawa z niedbałym makijażem i w postrzępionych ciuchach.
Równie poetyckie podejście można odnaleźć na zdjęciach krakowskiego fotografa Michała Malińskiego (@mlekoyo), który skupia się mocno na detalach, przez co jego prace przypominają abstrakcyjne obrazy. Zdjęcia Malińskiego są jak spłowiałe urywki z nocnego pamiętnika. Jazda PKP, impreza u przyjaciół, przypadkowo napotkany kot, góry śniegu to tylko jedne z wielu zwykłych tematów zobrazowanych w dość nietypowy sposób. Maliński jest mistrzem wyłapywania kosmicznych tekstur oraz kształtów i czasami aż trudno uwierzyć, że obiekty, które omijamy bezrefleksyjnie na ulicy, mogą mieć tak silną wartość estetyczną. W przeciwieństwie do wcześniej wspomnianych twórców nie bawi się w fotografię kreacyjną, a jego działalność ma charakter dokumentalny. Jednak to nie wiernie odtworzona rzeczywistość, lecz świat pisany według jego zasad. Ciekawy jest również fakt, że fotograf skupia się na kodach, które budują naszą tożsamość kulturową. Są tu maryjki, kamienie mocy na reumatyzm od babci czy też specyficzne obicia siedzeń w polskich pociągach. Bardzo ciężko znaleźć u niego motywy kojarzące się stricte z Zachodem. Maliński jest polską odpowiedzią na fotografa Kyle’a Bergera, który w podobny sposób przygląda się Kanadzie.
Przywołałam temat abstrakcji na zdjęciach, więc na koniec muszę wspomnieć o absolwentce fotografii na poznańskim UAP-ie Zuzannie Piekoszewskiej. Jej twórczość nieźle namieszała mi w głowie. Artystka łączy fotografię z rzeźbą, malarstwem oraz instalacją, czego efektem są bardzo oryginalne prace. W serii Konsekwencje widzianych obrazów miesza ze sobą przedmioty znajdujące się w każdym domostwie: leki, żywność, pamiątki z wakacji, nadając tym rzeczom zupełnie nowe znaczenie. Przykładowo tabletki rozsypane po folii spożywczej wyglądają tu jak wnętrze układu scalonego, a szpachle malarskie jak części monitora komputerowego. Warto również zwrócić uwagę na inny cykl prac Piekoszewskiej – Products of reality – prezentujący srebrne, nieco pomarszczone obiekty o nieokreślonym kształcie. Artystka zwraca tu uwagę na problem masowej produkcji obrazów. Granica między linią produkcyjną a fotografią artystyczną powoli się zaciera. Jednak pozbawiając te zdjęcia kontekstu, nadal widzimy atrakcyjne wizualnie prace na miarę naszych czasów: chaotyczne sny o przyszłości, w której komputery potrafią się mnożyć, ale też np. topnieją. Piekoszewska udowadnia, że współczesna fotografia ma silny związek z cyfrową manipulacją, a najciekawsze wydarza się w świecie wirtualnym.