Zrobiłam w PowerPoincie one pager dla mojego nowego terapeuty. Użyłam niebieskiego koloru, żeby zaznaczyć traumy z dzieciństwa. Tę kategorię nazwałam „Freud by się uśmiał”.
Na zielono podkreśliłam rozwiązane problemy rodzinne, na żółto – kłopoty w pracy, a na różowo – wszystkie moje lęki: o przyszłość, o przyrodę i o pieniądze. Dodałam także wykres kołowy pod tytułem: „Co jest dla mnie najtrudniejsze w relacji z innymi kobietami?”. Wyznaczyłam także oś czasu, na której zaznaczyłam, jak długo pracowałam z poprzednim terapeutą nad każdą kategorią. W rogu wkleiłam rysunek Raczkowskiego o chłopcu, który zbiera psie kupy. To jest taki żart, gdzie mężczyzna, który stoi obok, mówi do chłopca: „Bardzo ładnie, ale tu jedną zostawiłeś”. Dziecko na to odpowiada: „Taką już mam”. Ten rysunek ma miejsce w moim terapeutycznym one pagerze, bo ja także kolekcjonuję kłopoty.
W czasie pandemii zaczęłam piec chleb w domu, ćwiczyć z Chodakowską, kupiłam buty do wspinaczki, których jeszcze nie rozpakowałam, i kota, bo czułam się samotna.
Do tego zmieniłam terapeutę, bo poprzedni podniósł cenę. Zamiast 120 złotych powiedział mi pewnego razu na zakończenie sesji, że należy się 150. Tłumaczył to pandemią. Kiedy go spytałam, jakie koszty wzrosły, to on mi na to odpowiedział, że fryzjerzy podnieśli ceny, nauczyciele biorą więcej za korepetycje i mechanik wystawił wyższy rachunek za przegląd, więc on też nie może być stratny, mimo że nie musi teraz płacić za gabinet ani za jego sprzątanie i na chusteczkach higienicznych już teraz sporo zaoszczędził. To było nasze ostatnie spotkanie. Kiedy przedstawiałam mojemu nowemu terapeucie mój one pager, to on zażartował, że brakuje tu tylko KPI-ów (key performance indicators – kluczowych wskaźników efektywności) naszych przyszłych sesji. Ja się nie śmiałam. Zapytałam tylko: „Co pan proponuje?”.
Po prawej stronie na moim terapeutycznym one pagerze widnieje kolumna, gdzie jest wpisane drukowanymi literami KOT, a pod spodem w podpunktach:
- Kredyt na behawiorystę
- Zakup odkurzacza piorącego
- Abonament u weterynarza
Moja mama mówi, że Stalin to nie jest dobre imię dla kota, ale lepsze niż Hitler. Nie chciałaby, żeby Hitler ze mną mieszkał pod jednym dachem. Nazwałam kota Stalin, bo dyktuje mi, co mam robić. Wzięłam kredyt na odkurzacz piorący, bo mój kot sikał każdego wieczoru na moje łóżko, bo nie pozwalałam mu tam spać. Kiedy po raz kolejny zasikał mi materac, to zdecydowałam, że zapiszę Stalina do behawiorysty. Ja chodzę na terapię, więc pomyślałam, że może to pomoże także mojemu kotu. To była strata czasu i pieniędzy, bo, jak się okazało, ten specjalista skończył kurs z behawiorystyki zwierząt w Internecie. Stracił pracę w czasie pandemii, więc się przebranżowił za 295 zł i zamówił sobie wizytówki. Z wykształcenia jest socjologiem i pracował dotąd w agencji reklamowej. Stalin to był jego drugi koci pacjent, co się okazało przy szóstej wizycie domowej, kiedy zapytałam, czy w czasie pandemii ma więcej klientów. U weterynarza wykupiłam abonament, bo Stalin nie jest najlepszego zdrowia. Po kolonoskopii okazało się, że trzeba zmienić karmę na taką, która jest zrobiona z mięsa kangura lub jelenia, bo tylko taka nie uczula mojego kota. Ogromnie mnie to zasmuciło, bo chciałam, żeby Stalin był weganinem.
Mój nowy terapeuta poprosił o kopię mojego one pagera i powiedział, że da mi zniżkę, bo mam duży kredyt na kota, a nie wiadomo, kiedy się ta pandemia skończy.
Szanowni Czytelnicy!
Czeka nas trudny i niepewny czas. Wierzymy, że wspierając się nawzajem, przetrwamy tę jesień i tę zimę, i każdą następną porę, która postawi przed nami kolejne wyzwania. Dlatego zachęcamy Was do dzielenia się swoimi doświadczeniami i opowieściami kwarantannowymi oraz strategiami przetrwania. Najciekawsze teksty będziemy publikować na naszych łamach.
Tekst powinien mieć maksymalnie 4 tysiące znaków ze spacjami i zostać wysłany na adres [email protected]. W temacie wiadomości prosimy o wpisanie hasła “Opowieści z czasów zarazy”.
Z wyrazami szacunku,
Redakcja przekroj.pl