Gimnastyka drastyczna Gimnastyka drastyczna
Przemyślenia

Gimnastyka drastyczna

Jakub Popielecki
Czyta się 4 minuty

Kiedy w finale Whiplash grany przez Milesa Tellera perkusista pozwalał sobie wreszcie na uśmiech radości, wychodziło, że wszystkie jego brutalne zmagania z instrumentem, z sobą samym i z nauczycielem terrorystą miały jakiś sens. Że na końcu przeprawy była jakaś chwila spełnienia. Oczywiście reżyser Damien Chazelle perfidnie urywał opowieść właśnie w tym momencie, zostawiając nas z pytaniem, czy ów artystyczny sukces(ik) faktycznie wart był swojej ceny. Marta Prus, reżyserka „Over the Limit”, jest nawet bardziej okrutna.

Po obejrzeniu Whiplash można było kłócić się przecież, czy cel uświęca środki, ale fakt pozostawał faktem: bohater Tellera zagrał swoją wymarzoną solówkę i poczuł – chwilową bo chwilową, ale jednak – satysfakcję. Zamień perkusyjne wprawki na akrobatyczne układy z piłką czy wstążką, w miejsce jazzu podstaw gimnastykę artystyczną, fikcję wyręcz dokumentem, a otrzymasz Over the Limit: opowieść o treningu rosyjskiej gimnastyczki Margarity Mamun. Zasadnicza różnica jest jedna – reżyserka odmawia nam dostępu do chwil spełnienia bohaterki. W rezultacie Prus może i stawia pomnik sile sportowego ducha, ale przy okazji nadkrusza dużo większy pomnik: sportu w ogóle. Po obejrzeniu Over the Limit aż się przecież prosi, by zacytować internetowego klasyka: na co to komu?

Prus i jej operator Adam Suzin pokazują życie Margarity, ograniczając się w zasadzie jedynie do przestrzeni sportowych hal albo miejsc przejściowych pomiędzy nimi: jakichś korytarzy, autokarów, pokoi hotelowych. W zimnym świetle jarzeniówek wszystko wydaje się tu blade, tło nieustannie szumi pogłosem charakterystycznym dla dużej zamkniętej przestrzeni: tak, to obraz klatki. Mieszczą się tu tylko powtarzane w nieskończoność przez Margaritę układy i zawisające w powietrzu obelgi jej trenerek. Obelgi, spośród których: „Wal się, Rita, byłaś do dupy” jest jedną z łagodniejszych.

Whiplash pokazywał nauczyciela i ucznia w starciu „jeden na jednego”, w Over the Limit obserwujemy zaś bardziej skomplikowany edukacyjny układ sił. Jest ćwicząca niestrudzenie Margarita o smutnych oczach i zaciętej twarzy. Jest kierująca jej treningiem pani Irina, po raz pierwszy pojawiająca się filmowana zza pleców niczym Bondowski villain, wyglądająca jak obciachowa ciotka i traktująca swoją podopieczną niczym brud pod paznokciami. Jest wreszcie tkwiąca między nimi Amina, druga, młodsza trenerka, która próby dotrzymania kroku swojej oschłej przełożonej przeplata pokazami czułości. Irina nie ma jednak zrozumienia dla tych drugich: „Wystarczy tego lizania, po zawodach możesz ją sobie całować, ile chcesz”. Zła policjantka i… jeszcze gorsza policjantka?

Prus nie owija w bawełnę: sport jest tresurą, zawodnik byle mechanizmem do nakręcenia, a mistrzostwo to cel, do którego zmierza się po trupie godności sportowca. Każda motywacja do większego wysiłku – czy to Bóg, czy to Naród, czy to chory ojciec gimnastyczki – jest dobra, o ile skuteczna. Reżyserka fascynująco wydobywa tu kontrast między wzniosłym sportowym spektaklem a jego brutalnym zapleczem. W świetle reflektorów mamy wystrojoną dziewczynkę, która macha wstążką i jakimś cudem wznosi się na szczyty poezji ruchu, za kulisami zaś – psychiczną jatkę i werbalny rynsztok. Nawet tuż po występie nie ma gratulacji ani uścisków, tylko bezlitosna wyliczanka popełnionych błędów. Fakt, opanowanie Margarity w kontakcie z trenerkami, które głównie klną, gestykulują i robią zniesmaczone miny, imponuje. Ale to chyba nie tak mierzy się jakość sportowych osiągnięć.

Oczywiście obok wyliczanki obelg można postawić wyliczankę medali i rekordów na koncie Margarity. Albo fakt, że „pani Irina” – czyli Irina Viner-Usmanova – jest jedną z najskuteczniejszych trenerek w historii. Ale ani tego, ani tego się z filmu nie dowiemy. Over the Limit to bowiem fascynujący przykład wykorzystania elipsy, imponująca przypominajka, że kamera i montaż zawsze pokazują tylko wycinek jakiejś prawdy. Oczywiście reżyserka wstrzymuje pewne informacje, by wyostrzyć perspektywę. By pokazać, że nagrodą za codzienną psychofizyczną katorgę Margarity jest ot, mieszkanie zagracone złotymi pucharami. Spełnienia nie stwierdzono, o radości czy szczęściu nawet nie mówiąc. Warto było?

 

Czytaj również:

Marta Prus: Mam w sobie siłę Marta Prus: Mam w sobie siłę
i
Rita Mamun w filmie „Over the Limit”, reż. Marta Prus, materiały promocyjne
Przemyślenia

Marta Prus: Mam w sobie siłę

Ewa Szponar

W Rosji gimnastyczki mają status celebrytek, ale płacą za to wysoką cenę. O swoim filmie Over the Limit opowiada reżyserka Marta Prus.

Ewa Szponar:  Na pokazie Twojego filmu, na którym byłam, zjawiła się też kilku- może kilkunastolatka z zestawem obręczy, zapewne początkująca sportsmenka. Nie mogłam pozbyć się myśli, że nie jest to film przeznaczony dla dzieci. Czy pokazałabyś go małej sobie albo innej dziewczynce zaczynającej przygodę z gimnastyką artystyczną?

Czytaj dalej