Nie mogłem się pomylić, wytyczne były więcej niż dokładne. Powinienem czekać – punktualnie o drugiej po południu czasu miejscowego – przy drugim wejściu do University of Chicago Law School. Czterdzieści pięć minut wcześniej Martha Nussbaum – jedna z najważniejszych współczesnych filozofek, nawiązująca w swojej bogatej twórczości zarówno do Platona i Arystotelesa, jak i do współczesnej literatury, a nawet oper mydlanych i reality shows; autorka wielu książek i tekstów poświęconych pojęciom wspólnoty, wolności oraz znaczeniu emocji w kształtowaniu się demokratycznych społeczeństw – będzie jadła lunch w jednej z restauracji na uniwersyteckim kampusie.
Czas potrzebny na zjedzenie lunchu i przejście do miejsca, w którym mamy się spotkać, został precyzyjnie wyliczony. Podobnie jak czas wywiadu – na rozmowę będziemy mieli tylko godzinę. A, i jeszcze jedno. Może powinienem ponownie zastanowić się nad nośnikiem, na którym zamierzam nagrywać. Bo notowanie absolutnie nie wchodzi w grę. Sprzęt też bywa zawodny, czasami jakieś słowa ulegają zniekształceniu, a to może pociągnąć za sobą zniekształcenie sensu całego wywodu. Filozofia to wszak rzecz subtelna, niuanse bywają tu języczkiem u wagi.
To wszystko mnie nie zaskoczyło. Wiedziałem już wcześniej, że jest perfekcjonistką. Że codziennie przebiega 12 mil wzdłuż jeziora Michigan, odtwarzając w głowie ulubione operowe arie. I że jest tytanem pracy – jej licząca kilkadziesiąt pozycji bibliografia świadczy o tym najdobitniej – a robienie użytku z talentów uważa za rodzaj moralnego imperatywu.
Dlatego nie ukrywam, trochę się tego spotkania obawiałem.
Okazało się jednak, że niepotrzebnie. Martha Nussbaum czekała na mnie punktualnie o drugiej po południu czasu miejscowego, przy drugim wejściu do University of Chicago Law School. Przywitała się bardzo serdecznie, a potem poprowadziła długimi korytarzami wprost do swojego gabinetu. Pełnego książek i… jej ulubionych słoni, których małe i duże figurki stały niemal w każdym wolnym miejscu.
Ponieważ miałem tylko godzinę, szybko włączyłem dyktafon.
Tomasz Stawiszyński: Jesienią na ulice polskich miast wyszły kobiety protestujące przeciwko skrajnie restrykcyjnemu projektowi ustawy antyaborcyjnej. Były złe, nawet wściekłe – i to właśnie gniew, poczucie, że ktoś próbuje coś na nich wymusić, stały się impulsem do wejścia w sferę polityczną, do żądania zmiany. Tymczasem Pani wydaje się wobec gniewu nieufna, odmawiając mu pozytywnej roli.
Martha Nussbaum: Nie wiem, czy były złe. Istnieje zasadnicza różnica pomiędzy duchem protestu i duchem gniewu. Gniew zakłada nie tylko przekonanie, że dzieje się źle, lecz także, że należy odpłacić komuś, kto jest za to odpowiedzialny. A zatem ci, którzy protestują w gniewie, chcą także, żeby komuś stała się krzywda. Nie jest to wcale konieczny element protestu. Na przykład protesty organizowane przez Ruch Praw Obywatelskich w Stanach Zjednoczonych albo przez Gandhiego w Indiach nie miały czegoś podobnego na uwadze. Były, owszem, przeniknięte pragnieniem zmiany, konstruktywnej pracy i nadziei. Na podstawie tego, co czytałam, właśnie w ten sposób postrzegam protesty kobiet w Polsce. Chodzi im o to, żeby sytuacja nie stała się