Gorzki miód
Przemyślenia

Gorzki miód

Jakub Popielecki
Czyta się 2 minuty

Zaczyna się obrazem niczym z impresjonistycznego płótna: żółty punkcik wędrujący w morzu zieleni i błękitu. To pszczelarka Hatidze spaceruje po górskich zboczach i dogląda swoich uli gdzieś na opustoszałej macedońskiej prowincji. Zaiste idylla: nasycone kolory, spektakularne krajobrazy, uroczy lisek zmykający przed bohaterką, wrażenie czasu poza czasem. Gdyby 200, 300 lat temu istniała kamera filmowa, zapewne zarejestrowałaby tu coś bardzo podobnego. Ale kiedy film otwiera obraz symbiozy człowieka z naturą, pora skulić się w oczekiwaniu na cios. Gorzka prawda: skoro dotarła tu kamera, to zapewne dotrze wkrótce cała reszta cywilizacyjnego inwentarza.

I faktycznie: na horyzoncie zaraz zjawia się samochód z przyczepą. Hałaśliwa, wielodzietna rodzina sprowadza się do porzuconej wioski, chwilowo zamieszkiwanej przez zaledwie dwie osoby: 50-letnią Hatidze i jej schorowaną matkę. Zanosi się na zderzenie czołowe. Z jednej strony: matka i córka, żyjące po cichu i intymnie, może nie sielankowo ani radośnie, ale na pewno spokojnie. Z drugiej: porozumiewający się krzykami mąż i żona, otoczeni wianuszkiem rozbieganych dzieciaków, rozmuczanych krów i generalnym wrażeniem chaosu. Hatidze przyjmuje jednak nowe okoliczności po stoicku, odnajduje nawet frajdę w towarzystwie maluchów. Problemy zaczynają się dopiero, kiedy nowi sąsiedzi również postanawiają wziąć się za pszczelarstwo.

Kraina miodu to oczywiście dokument, ale twórcom udaje się osiągnąć efekt bliski kinu fabularnemu. Nie ma tu narracji zza kadru, gadających głów, wyjaśniających cokolwiek napisów. Wszelkie informacje musimy łowić z kolejnych obrazów czy ze strzępów podsłuchanych przez kamerę rozmów, z toczącego się przed obiektywem nagiego życia. Jakimś cudem reżyserzy Ljubomir Stefanow i Tamara Kotewska elegancko formują rzeczywistość w klarowną dramaturgiczną konstrukcję z wyraźnym początkiem, rozwinięciem i zakończeniem, z punktami zwrotnymi akcji i wyraźnie zarysowanymi konfliktami.

Hatidze to ostatnia przedstawicielka tradycji, która zaklina pszczoły śpiewem, czule sięga po plastry gołymi rękami i sprzedaje miód w chałupniczych ilościach, pilnując, by nie ogołocić ula do reszty. Jej sąsiad jest tymczasem chciwy, chce jak najwięcej, jak najszybciej, za co pszczoły sowicie odpłacają mu swoimi żądłami. Mamy tu nie tylko opowieść o relacji – czy raczej relacjach – człowieka z przyrodą, ale też o fundamentalnych impulsach, które kształtują te relacje. Agresywne ego sąsiada, który krzykiem i kijem traktuje zarówno bliskich, jak i świat, kontra czuły, opiekuńczy stosunek Hatidze do pszczół i do matki. Tak, mikrokosmos macedońskiej prowincji staje się w Krainie miodu modelem makrokosmosu: skromna historia pszczelarki i jej nowych sąsiadów subtelnie pokazuje, jak pazerną (kapitalistyczną?) butę wynosi się z domu, z rodzinnych relacji, z empatii – albo jej braku. Pokaż, jak traktujesz pszczoły, a powiem ci, kim jesteś?

 

Film będzie można obejrzeć na 16. Festiwalu Filmowym Millennium Docs Against Gravity

 

Czytaj również:

Planet Terror
Przemyślenia

Planet Terror

Jakub Popielecki

Pasuje, że to akurat Alicia Vikander opowiada nam o widmie zagłady, jakie wisi nad Ziemią. Wszyscy pamiętamy aktorkę z Ex Machiny, gdzie wcieliła się w tyleż uwodzicielskiego, co mrożącego krew w żyłach gynoida. Okazało się, że jej spokojny ton głosu i dostojny akcent idealnie nadają się do oznajmiania rychłego końca, jaki zgotował sobie na własne życzenie człowiek. Twórcy dokumentu Antropocen: Epoka człowieka idą więc za ciosem: to właśnie aktorka prowadzi narrację filmu, spokojnie wyliczając kolejne dramatyczne statystyki składające się na ponurą diagnozę globu. Rzeczowo, bez emocji, na chłodno, jakby sprawa była już przesądzona. Może zresztą jest.

Tytułowy antropocen to nazwa epoki geologicznej, w której dominującą zmienną jest człowiek. Zaburzyliśmy ekosystemy, doprowadziliśmy gatunki na skraj wymarcia, zanieczyściliśmy środowisko i wywołaliśmy globalne ocieplenie. W imię postępu i po trupach, już niedługo zapewne naszych własnych. Reżyserskie trio Jennifer Baichwal, Nicholas de Pencier i Edward Burtynsky może jedynie zabrać nas w podróż do otwartych ran planety, by pokazać na przykładach, jak źle już jest. Z Rosji do Kenii, z Australii do Chin, z USA do Niemiec, twórcy wędrują z kamerą po świecie, szukając kolejnych dowodów ludzkiego technologicznego triumfu, który przypieczętował nasz los.

Czytaj dalej