Ludzka dusza nie jest ani młoda, ani stara. Druga połowa życia jest w nas obecna od początku, a pierwsza może nam towarzyszyć do samego końca.
Współczesny, zdominowany przez postęp świat coraz bardziej deprecjonuje wartość ludzi starych, jednocześnie przyczyniając się do tego, że żyjemy coraz dłużej. A im dłużej żyjemy, tym mniej jesteśmy warci, a przecież chcemy żyć jak najdłużej!” – ten cytat z książki głośnego współczesnego jungisty Jamesa Hillmana Siła charakteru. O sensie i wartości długiego życia wprowadza w sedno współczesnego paradoksu: w odwiecznym sporze młodości ze starością coraz lepsze warunki życia okazały się dla starości pułapką. W popularnych mediach pełno siwowłosych kobiet i mężczyzn pędzących na rowerach, grających w piłkę z wnukami, ba – nawet wiekowych kulturystów, biegaczy i pływaków.
Tylko pozornie ich osiągnięcia są sukcesem starości. Są sukcesem młodości, która brutalnie sprowadza starość do swojego poziomu. Wszyscy jakoś w tym uczestniczymy. Dbamy o zdrowie, kondycję i wygląd. Podejmujemy pewną grę z samymi sobą. Z własną młodością i starością.
Okrutna sukcesja pokoleń
Nie zawsze starość była na przegranej pozycji. Hillman przypomina, że w przeszłości słabość i śmiertelność kojarzyły się raczej z młodością, ze śmiercią noworodków i dzieci, ludzi młodych ginących podczas wojen, w bójkach, pojedynkach, morskich wyprawach, z powodu epidemii i innych plag nękających ludzkość. Starość to było coś zupełnie innego. Świadczyła o witalności, która pozwoliła przetrwać życiowe burze. W ludziach starych widziano „godnych szacunku depozytariuszy zwyczajów i legendarnych opowieści, strażników wartości i ideałów