Pisał, co chciał, i żył, jak chciał. Wewnętrznie poróżniony, chwiejny i niepewny. Ekscentryk i pogrążony w depresji nieszczęśnik. Narcyz, uwodziciel i jedyny w historii dwukrotny laureat Nagrody Goncourtów. Przed Państwem Romain Gary.
Bywają pisarze cisi, Romain Gary do nich nie należał. Przeciwnie. Żył pełnią życia, hałaśliwie, na całego, pisał jak nawiedzony po kilkanaście stron dziennie, wypowiadał się na każdy temat, uwodził wiele kobiet równocześnie, wszędzie go było pełno. Jego charakterystyczna, pociągła twarz z wąsikiem, podobno obowiązkowym wśród lotników, oliwkowa cera, przenikliwe spojrzenie fiołkowych oczu i potężna postać przyciągały uwagę i budziły sprzeczne uczucia. Wilniuk z pochodzenia, wojenny lotnik w armii de Gaulle’a, dyplomata, przyjaciel Polaków, dwukrotny – choć to niemożliwe! – laureat Nagrody Goncourtów. A jednocześnie narcyz i seksualny pyszałek, blagier i mitoman w stopniu dość niezwykłym, nawet jak na zawodowego twórcę fikcji.
Romain Gary często powoływał się na historię pewnego kameleona przybierającego barwy miejsca, w którym się znalazł. Umieszczony na zielonym podłożu, stawał się zielony, na czerwonym – czerwony. I tak dalej. Ale gdy położono go na dywanie w szkocką kratę, pękł z hukiem. Podobnie Gary mówił o sobie: że pęknie albo zostanie pisarzem.
Autor Le grand vestiaire (Wielkiej szatni), Lady L. i Latawców zastanawiał się, jak to się stało, że zachował zdrowe zmysły. Ocaliło go słowo. Kilkadziesiąt powieści w dwóch językach. Setki, tysiące zapisanych zeszytów. Czy ocaliło? Jego niezwykłość polegała na utrzymywaniu równowagi na wulkanie sprzeczności. Z nich budował swoje życie. I książki, choć rozmach własnej biografii przewyższał niekiedy jego literacką moc.
Człowiek wielu życiorysów
Narodziny Romana Kacewa zapisano w księgach metrykalnych o Izraelitach urodzonych w mieście Wilnie w 1914 r. Wcześniej inny dokument z podpisem rabina Rubinsztajna stwierdza, że 28 sierpnia 1912 r. 29-letni kawaler, Lejba Kacew, ożenił się z 33-letnią rozwódką z Warszawy, Miną Bregsztajn, o panieńskim nazwisku Owczyńska. Przyszły pisarz sam jednak niechętnie czerpał wiedzę z dokumentów.
Odmieniał przez przypadki dyżurne życiorysy. Raz był synem Tatara, innym razem kirgiskiego księcia, francuskiego kupca lub rosyjskiego aktora o urodzie Rudolfa Valentino. Przy nim wytrwał najdłużej. Czasem mówił, że jest półsierotą. Najważniejsza była matka. Francuzka, Rosjanka, Żydówka? Te trzy wcielenia uosabiały jej władczą duszę. Imię zmieniła zresztą na Nina, żeby brzmiało mniej żydowsko (choć możliwe też, że to on je zmienił w Obietnicy poranka). Swego jedynaka wymyśliła. Aktorka i wizjonerka była niewątpliwie najważniejszą kobietą jego życia. Wszystko