Hasior i Rycharski w Sopocie
i
Władysław Hasior – Daniel Rycharski, „mogę wam opowiedzieć o sobie o was”; fot. Tomasz Maryks, zdjęcie dzięki uprzejmości PGS
Opowieści

Hasior i Rycharski w Sopocie

Czyli niewygodny człowiek i bohater naszych czasów
Stach Szabłowski
Czyta się 16 minut

Do tej wystawy musiało w końcu dojść. Daniel Rycharski prowadzi dialog z twórczością Władysława Hasiora w sopockiej Państwowej Galerii Sztuki. Ten pierwszy to bohater naszych czasów, drugi nie żyje od 25 lat i jest legendą poprzedniej epoki, a jednak ich głosy co chwila wchodzą w rezonans.

Artystów łączy nie tylko pokrewieństwo wrażliwości wyrastającej z chłopskiego doświadczenia – lecz także wspólny temat. Obaj mówią o przemianach kultury ludowej poddanej ciśnieniu nowoczesności. Władysław Hasior opowiada tę historię w kontekście ekonomiczno-społecznej rewolucji, która dokonała się na wsi w czasach PRL-u. Daniel Rycharski przedstawia ciąg dalszy opowieści, rozgrywający się na tle polskiej transformacji ustrojowej, współczesnego turbokapitalizmu i globalizacji.

Dziwny cmentarz

Rycharski dzieli z Hasiorem upodobanie do montażu; obaj artyści łączą fragmenty rzeczywistości – najczęściej zwyczajne przedmioty – w niezwykłe, hybrydalne twory o potężnej symbolicznej mocy. Swoistą hybrydę stanowi także sama wystawa. Prace Hasiora i Rycharskiego są zgromadzone w jednej, dużej sali i tworzą rodzaj wspólnej instalacji. A może należałoby raczej powiedzieć: krajobrazu? Jeżeli tak, to byłby to bez wątpienia pejzaż wiejski. Z tym że mowa o naprawdę oryginalnej wsi, swojskiej i zarazem niesamowitej. Jej godłem jest zrobiony ze słomy (przez Rycharskiego) polski orzeł, który zamiast jednej ma dwie głowy, budzące skojarzenie z emblematami dawnych zaborczych imperiów. W tej wsi chleb krwawi, cielec jest ze złota, w dziecięcym wózku płoną świece, a po niebie szybuje (skonstruowany przez Hasiora ze złomu) anioł zawieszony pod sufitem galerii.

Bohaterów sopockiego projektu trudno zaliczyć do minimalistów; wystawa jest gęsta, barwna, przeładowana pomysłami niczym jarmark rzeczy, materii, symboli i opowieści, a jednak nie ulega wątpliwości, że znaleźliśmy się w przestrzeni związanej ze sferą sacrum – np. na cmentarzu. Ale niełatwo rozstrzygnąć, do jakiego obrządku mogłaby należeć ta swoista nekropolia. Wprawdzie na wystawie pełno jest krzyży, lecz aura tego miejsca ma w sobie coś pogańskiego, zakorzenionego w zbiorowej wyobraźni głębiej niż chrześcijaństwo.

Umarła klasa

Skojarzenie z cmentarzem dobrze rymuje się z wystawą, którą pod koniec

Informacja

Twoja pula treści dostępnych bezpłatnie w tym miesiącu już się skończyła. Nie martw się! Słuchaj i czytaj bez ograniczeń – zapraszamy do prenumeraty cyfrowej, dzięki której będziesz mieć dostęp do wszystkich treści na przekroj.org. Jeśli masz już aktywną prenumeratę cyfrową, zaloguj się, by kontynuować.

Subskrybuj

Czytaj również:

Potwór z Le Marais
i
Dowcipnisie nazywają Centrum Georges'a Pompidou „Rafinerią”. Wielbiciele obiektu odpowiadają, że w całym Paryżu nie ma lepszej siedziby dla muzeum sztuki współczesnejŹródło: enzogialo/Adobe Stock
Opowieści

Potwór z Le Marais

Stach Szabłowski

O co chodzi w sztuce? Wiadomo: o sztukę i chodzenie.

„Jak najmniej siedzieć” – apeluje w Ecce Homo Fryderyk Nietzsche, który „cierpliwość pośladków” nazywał grzechem przeciw Duchowi Świętemu. Filozof zalecał, by jak najwięcej chodzić i nie ufać żadnej myśli zrodzonej w bezruchu. Trzeba mieć duszę z kamienia (i nogi z waty), aby pozostać obojętnym na wezwanie człowieka, który swój dyskurs przypieczętował obłędem. Ruszajmy zatem na spacer. Na dobry początek polecam przechadzkę do Centrum Pompidou w Paryżu. Z wyprawą nie należy zwlekać, bo w niedalekiej przyszłości to niezwykłe muzeum zostanie zamknięte na długie lata.

Czytaj dalej