Królowa Francji, żona Ludwika XVI, stała się ofiarą jednej z największych hejterskich kampanii w dziejach. To m.in. w efekcie kolejnych fake newsów koncentrujących się wokół jej osoby wybuchła we Francji rewolucja, a król skończył na szafocie. 16 października 1793 r. dołączyła do niego zgilotynowana Maria Antonina. Miała wtedy 38 lat.
Jak przyłożyć Austriaczce
Była córką austriackiej cesarzowej Marii Teresy, stanowiła więc odpowiednią partię dla francuskiego następcy tronu. Do Paryża przybyła w 1770 r. jako zaledwie 15-latka. Niestety, dosyć szybko stała się ofiarą złych języków. Krytykowano na przykład, że nie ubiera się wedle mody obowiązującej na francuskim dworze. Dla plotkarzy z Wersalu i rodziny królewskiej była to rzecz niezwykłej wagi, Maria Antonina musiała więc wbić się w odpowiednio dostojne stroje. Kiedy ośmieliła się jeździć konno w spodniach, wywołało to konsternację i oczywiste plotki o złym prowadzeniu się Austriaczki. Lecz dopiero gdy w 1774 r. jej mąż Ludwik XVI wstąpił na tron, a ona stała się tym samym królową Francji, Maria Antonina mogła naprawdę poczuć, co to hejt!
Na pierwszy ogień poszła krytyka jej ekstrawaganckich strojów i wymyślnych fryzur. Z drugiej strony, kiedy zakładała suknie proste i zwiewne, też uznawano je za skandaliczne, ponieważ nazbyt przypominające bieliznę. Podobnie było ze spędzaniem przez królową wolnego czasu. Kiedy zamarzyła o niezwykle kosztownych klejnotach, została wkręcona w tzw. aferę naszyjnikową. Na podstawie umowy opatrzonej podpisem królowej – jak się później okazało, sfałszowanym! – gruchnęła nowina, że była gotowa zapłacić fortunę za świecidełka. Może nie byle jakie, ponieważ gra szła o niezwykle „wypasiony” naszyjnik złożony z 647 brylantów, ale jednak chodziło o błyskotki. Młodej królowej zarzucono wtedy próżność i trwonienie państwowego majątku. Na dobre zaczęto ją przezywać Madame Deficit. Tymczasem akurat w przypadku afery naszyjnikowej nie ponosiła winy, bo choć faktycznie lubiła biżuterię, hazard i przyjęcia (jak zresztą wiele koronowanych głów), to tym razem padła ofiarą oszustów. Działali bez jej wiedzy, ale jak zwykle to ona najbardziej na aferze ucierpiała.
Gdy zaś mitygowała się i podkreślała, że Francji potrzeba bardziej okrętów niż diamentów, puszczano to mimo uszu. Szydzono nawet z zamiłowania Austriaczki do natury. Fakt, że obok pałacu wersalskiego wybudowano jej wioskę, w której przebrana niemal za chłopkę mogła z damami dworu pasać owce i odetchnąć świeżym powietrzem, budził zdumienie i podejrzliwość. Można odnieść wrażenie, że cokolwiek Maria Antonina robiła, zawsze była dobrym obiektem do ataku.
Kozioł ofiarny i struś
Kto atakował i kto na tym korzystał? Na pewno zacierali ręce wewnętrzni i zewnętrzni wrogowie Ludwika XVI Burbona. Bardzo napracowali się przy tej propagandowej robocie Brytyjczycy, odwieczni rywale i przeciwnicy Francuzów. Na przykład gazeta „Morning Post” donosiła 13 grudnia 1784 r. o utrzymankach francuskiej królowej. Gustować miała szczególnie właśnie w… Anglikach, a jej ulubieniec – chociaż przybył do Paryża z pustą sakiewką – żył teraz w przepychu, rozbijając się karetami i objadając najbardziej wykwintnymi potrawami. Te ploteczki i wymysły skwapliwie podchwytywano nad Sekwaną, gdzie sytuacja i tak była bardzo napięta. Francja popadała w biedę, przez długie lata toczyła kosztowne wojny, a pełne przepychu dworskie życie opróżniało państwowy skarb. Poddani coraz bardziej się burzyli, kraj zamieniał się w beczkę prochu. A o ile króla prości Francuzi traktowali jeszcze jako „swojego”, to cudzoziemka z Austrii stanowiła idealny cel do ataku i do obarczania jej winą za wszystko, co złe. Stała się po prostu użytecznym kozłem ofiarnym.
O królowej plotkowano i pisano pamflety. Rozpowiadano, że biedny król nie domaga i nie wypełnia małżeńskich obowiązków, lubieżna Austriaczka zaś nie może wytrzymać bez kochanka. Stała się bohaterką pornograficznych grafik. Przerabiano nawet dawne karykatury, zastępując antybohaterów sprzed lat nielubianą królową. Na znaczkach rewolucjoniści przedstawiali Marię Antoninę jako strusia z głową kobiety, oznajmiającego: „Bez problemu łykam złoto i srebro, lecz konstytucji nie przełknę”.
Kiedy władze rewolucyjne wtrąciły Austriaczkę do więzienia, nie szczędziły jej upokorzeń i najbardziej upadlających zarzutów. Oskarżyły nawet o molestowanie własnego synka Ludwika Karola! Lecz po prawdzie to były tylko formalności, wyrok skazujący królową dawno już był przesądzony. Notabene, władze rewolucyjne w rzeczywistości tak „dbały” o małego królewicza, że kiedy po egzekucjach rodziców został już sierotą, przekazały go na wychowanie szewcowi pijaczynie. Chłopczyk zmarł parę lat później, ponoć na gruźlicę.
Ciastka i trampki
Tymczasem czarna legenda Marii Antoniny jako utracjuszki niemającej pojęcia o normalnym życiu trwała, a nawet rozwijała się w najlepsze. Już po śmierci królowej gigantyczną karierę zrobił fake news – funkcjonujący zresztą i rozpowszechniany nawet dzisiaj – jakoby demonstrację paryżan głodujących z braku chleba królowa skomentowała słowami: „Niech jedzą ciastka”. Wygląda na to, że niektórym Francuzom było jednak trochę głupio z powodu ścięcia Bogu ducha winnej królowej. Tak głupio, że postanowili oczernić ją także pośmiertnie. Tymczasem cała scenka ze sformułowaniem o ciastkach była w rzeczywistości anegdotą, którą zapisał Jean-Jacques Rousseau w swoich autobiograficznych Wyznaniach. Nie dotyczyła ona wcale Marii Antoniny, lecz bliżej niezidentyfikowanej „wielkiej księżnej”. Mógł nią być ktoś ze sfer rządzących, lecz nie żona Ludwika XVI – Rousseau zapisał bowiem tę anegdotę w roku 1769, gdy Austriaczki nie było jeszcze we Francji!
Historia o ciastkach miała więc tyle wspólnego z królową, co niebieskie trampki, które pojawiają się w kolekcji jej obuwia w filmie Maria Antonina Sofii Coppoli. Ale historia to nie film. Prawda czasu to nie prawda ekranu.