Profesor Fryderyk Nietzsche usiadł za biurkiem. Niedawno wrócił z wędrówki wokół jeziora u podnóża Alp. Poczuł, jak (znów) wzbierają w nim nowe (?) pomysły. Postanowił, że dziś będzie pisać o wieczności: to, że obszedł jezioro dwukrotnie, natchnęło go pewną myślą.
Chwycił czystą kartkę i gwałtownie skrytykował pogląd św. Augustyna z Hippony, według którego czas biegnie tylko raz od pierwszego punktu A do ostatniego punktu Z.
Wąsaty profesor obśmiał także niektóre idee pogańskich kolegów po piórze twierdzących, że tysiąclecie może być odbiciem jednej minuty w zaświatach.
Uznał, że to, co ma miejsce dzisiaj, będzie powtarzać się w nieskończoność. Świat składa się bowiem ze skończonej liczby atomów; możliwość ich kombinacji też jest skończona. Powtórzenia są więc nieuchronne; czas ma formę koła. Za ileś milionów lat profesor Nietzsche znów się urodzi. Każdy jego grzech, którego żałuje, nigdy ostatecznie nie przeminie. Ale również ta chwilowa satysfakcja z pisania swojego tekstu, z krytyki św. Augustyna i innych filozofów, będzie powracać w nieskończoność.
Podobnie wygląda sprawa z literami w alfabecie, choć w mniejszej skali. Liter jest za mało, by wykluczyć powtórzenia jakichś połączeń: z konieczności co jakiś czas trzeba używać tych samych słów. Tak samo jest z opowieścią: siłą rzeczy jakaś historia musi znów zostać opowiedziana bądź zapisana.
Profesor Fryderyk Nietzsche usiadł za biurkiem. Niedawno wrócił z wędrówki wokół jeziora u podnóża Alp. Poczuł, jak (znów) wzbierają w nim nowe (?) pomysły. Postanowił, że dziś będzie pisać o wieczności…