Kicz Holocaustu pojawia się dzisiaj nie tylko w powieściach, ale i w literaturze non-fiction – dotyczy w równym stopniu niedawno wydanych opowieści ocalonych świadków, jak i utworów całkowicie fikcyjnych. O ile jednak nie odczuwamy dyskomfortu, wskazując kicz w powieści o Zagładzie, o tyle krępuje nas odkrycie kiczu w relacjach świadków czy w utworach powstających na podstawie ich biografii.
Na takim właśnie ograniczeniu żerują w dużym stopniu autorzy ckliwych opowieści o Zagładzie, którzy wychodzą z założenia, że metka „oparte na faktach” obroni ich przed zarzutami krytyki i podniesie sprzedaż. Mają niestety rację: kicz Holocaustu świetnie się sprzedaje – nie budzi też dzisiaj większych oporów ze strony odbiorców, a często właśnie kiczowaty sposób przedstawienia jest bardziej pożądany. Tatuażysta z Auschwitz Heather Morris rozszedł się w Polsce w nakładzie 100 tys. egzemplarzy i – jak informuje wydawca – ciągle znajduje się na listach bestsellerów. Latem reklamowano tę książkę w akcji „weź na koc”, a wiele czytelniczek umieszczało zdjęcie okładki na Instagramie w siermiężnej estetyce (koc, zdarty, bury sweter) lub przeciwnie – lifestyle’owej (świeże kwiaty, kawa, kolorowe poduchy, wanna z pianą, tatuaże – lecz bynajmniej nie obozowe).
Ludobójstwo w tle
Problemów z Tatuażystą z Auschwitz możemy odnotować wiele: od fatalnego, drewnianego języka